sobota, 16 listopada 2013

Rozdział XXX

Rozdział dedykuję Mary ;*
Skin To Bone...






~Cherrie~

   Nie odwracaj się. Nie patrz na niego. Nie słuchaj go. Nie ulegnij mu. Nie poddaj się... 
Jednak to nie było takie łatwe.
Nie po tym, co razem przeżyliśmy. Nie po tym, co nas zdążyło połączyć. Takie bardzo silne uczucie zwane miłością. Które jest najpiękniejszym uczuciem w dziejach człowieka. 
Był dla mnie kimś ważnym. Najważniejszą dla mnie osobą. Ważniejszą od Rose, od Caroline, od Louis'a. Ważniejszy od całego świata razem wziętego. Te wszystkie chwile razem spędzone. To było coś cudownego. Za każdym razem gdy sobie je przypominałam, serce biło dwa razy szybciej, w głowie kłębiły się tysiące myśli.
Był kimś, komu potrafiłam zwierzyć się z absolutnie wszystkiego. Kimś, kto znał każdą historię mojego życia. Znał mnie jak własną kieszeń, co czasami dawało mu nade mną pewną przewagę.
   Nie odwracaj się. Nie patrz na niego. Nie słuchaj go. Nie ulegnij mu. Nie poddaj się...  
Nie wiedziałam jednak. Czy jestem w stanie. Tak mnie kusiło, aby się odwrócić. Żeby zobaczyć tą jego niemal nieskazitelną twarz. Aby poczuć jego zapach. Aby szeptał moje imię. Aby prowadził mnie tej nocy tak samo umiejętnie, jak wtedy. Aby nade mną dominował....
   Nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Jednak biegłam dalej nie oglądając się za siebie. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Mimo iż chciałam, musiałam udawać twardą. Nie uległą. Nie łatwą. Nie mogłam mu pokazać jak łatwo potrafię mu ulec. Nie po tym co robił. Co zdarzało mu się cały czas. I nic z tym nie robił. 
Dwa uczucia. Tak bardzo od siebie inne, ale wplecione w siebie wzajemnie jak dajmy na to sól z cukrem. Niemal nieróżniące się od siebie pod pewnym względem.
   I nagle moje ciało zderzyło się z czymś twardym jak skała. Oplotło mnie. Jednak skałą nie było. Było ciepłe. Poruszało się. Było człowiekiem.
   Podniosłam wzrok. Chłopak mniej więcej w moim wieku. Patrzył na mnie jak na jedzenie. Obejmował mnie. Kruchą, niezdarną, bezbronną mnie. Z przyśpieszonym oddechem, zmęczoną po ucieczce od Niego. Co ja mogłam począć? Zaczęłam wierzgać się i próbowałam wyrwać się chłopakowi z jego objęć. 
- Nic ci to nie da. -warknął ktoś z boku. 
Nie był jeden... Było ich dwóch. Trzech. O mój Boże.
Ciemność otaczająca nas stała się jeszcze bardziej przerażająca. Najbliższa lampa znajdowała się kilka metrów od nas. Mokry beton pod naszymi stopami. Przypominało to scenerię niemal z horroru. 
- Puść mnie -wyszeptałam, kiedy mój oddech niemal się unormował. 
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny, gardłowy śmiech trzech chłopaków.
- Kochanie, zabawa się dopiero zaczyna... -mruknął trzymający mnie blondyn. 
Dopiero teraz zauważyłam różnicę między nami. Ja patrzyłam naokoło mnie. Na trzech chłopaków, na otaczającą nas ciemność, porozrzucane butelki po tanim piwie, opuszczone budynki. Zaś oni... Oni skupieni byli na mnie. Na moim gorącym, skąpo ubranym ciele... Na krótkiej, skórzanej, rozkloszowanej spudniczne, białej koronkowej bluzce, jensowej koszuli z podwiniętymi rękawami do łokci, czarnych szpilkach i prześwitujących lekko czarnych podkolanówkach... Zachciało mi się płakać. Przed wyjściem z domu chciałam tak wyglądać, lecz w tej chwili plułam sobie o mój wygląd w brodę.  
Próbowałam się uwolnić, lecz w tej chwili trzymający mnie chłopak podniósł mnie i wziął na ręce. Z moich ust wydał się wysoki, palący pisk. Nie dałam jednak rady ciągnąć tego długo.
W pewnej chwili przymknęłam oczy. Pisk ustał. Rozluźniłam się w ramionach chłopaka odchylając głowę do tyłu. Poddałam się. Co miało być i tak by się zdarzyło...
   Czy już było po wszystkim? Otworzyłam oczy. Stałam oparta o zimny, wilgotny mur. Trzej chłopacy znajdowali się kilka metrów ode mnie na chodniku. Jednak przybyło trzech innych. Nie poznałam dwóch, wysokich, łysych nieźle napakowanych. Jednak ten trzeci... Poznałam jego ruchy. Ciemne blond włosy. Niebieskie oczy błyszczące w świetle lamp... 
Bili się. Bili się z tymi trzema chłopakami. Wygrywali, przez co poczułam lekką satysfakcję. 
Spuściłam wzrok i popatrzyłam na siebie. Byłam cała. Nic mi się nie stało. Do niczego nie doszło...
Podniosłam głowę i wtedy go zobaczyłam. Wyrósł spod ziemi nieoczekiwanie. Jego potargane brązowe loki wystawały spod zimowej czapki, skórzana kurtka którą miał na sobie i czarna koszulka idealnie okrywały jego tors, czarne rurki i czarne Converse były stałym elementem jego stroju. Zielone oczy wpatrywały się we mnie. Wyrażały... Smutek? Cierpienie? Poczucie winy?
- Hazz... -szepnęłam.
- Nie mów nic. Przepraszam -odpowiedział mi. 
To przez niego się tu znalazłam. To przed nim tak uciekałam. Bo chciał ze mą porozmawiać. Uciekłam z klubu i puściłam się pędem przed siebie jak debilka. Jestem głupia...
Zrobił krok w moją stronę. Naparł na mnie swoim ciałem, zaś ja na zimny mur. Objął mnie mocno. Zapanowała mędzy nami cisza.
Jedyne dźwięki jakie teraz słyszałam to odgłosy bójki, przekleństwa, dźwięk rozbijanego szkła... Widziałam przez ramię Harry'ego wszystko co się działo. Louis załatwił jednego z chłopaków. Leżał on na mokrej ziemi, a na jego jasnej koszulce widać było ślady krwi. Dwaj pozostali zostali powaleni przez nieznanych mi osiłków. Wszyscy polegli, byli nieprzytomni... Przełknęłam ślinę. Gdyby nie oni... Nie wiem co by się ze mną stało. 
Louis przetarł zewnętrzną stronę dłoni usta, z których leciała stróżka krwi. Popatrzył ze wstrętem na trzech łotrów. Zaś potem jego wzrok spotkał mój. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Zwijamy się. -szepnął Harry łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę Lou.
- Ale Harry! Nie możecie tego tak zostawić! -krzyknęłam i wskazałam na miejsce bójki oraz trzech nieprzytomnych  chłopaków.
- To już nie nasza sprawa. Sam. Daniel. Dzięki. -rzucił szybko w stronę osiłków.
- Nie ma sprawy. -odpowiedział jeden z nich.
Harry puścił moją rękę i przekazał ją Lou. Niebieskooki uścisnął ją i przyciągnął mnie do siebie, obejmując w talii. Poprowadził mnie do swojego samochodu, ale kątem oka zauważyłam jak Harry daje dwóm chłopkom pieniądze. A więc to dla kasy... Przyjaciel mojego chłopaka wsadził mnie do auta i zamknął za mną drzwi. Ulica świeciła pustkami. Wszędzie zero żywej duszy... 
Nasuwało mi się w tej chwili miliony pytań. Kiedy blondyn wsiadł za kierownicę rzuciłam jedno z nich:
- Skąd wiedzieliście? Kim są ci faceci?
Odpowiedziała mi cisza. Lou odpalił samochód i w tym samym momencie do auta wpadł Hazz. Siadł szybko na miejscu pasażera i ruszyliśmy z piskiem opon. Jechaliśmy ponad setkę już chwilę potem.
- Co teraz?! Co z tymi trzema?! -wrzasnęłam, aby zwrócili na mnie uwagę. 
- Mamy znajomości. Nikt się nie dowie, że to nasza sprawa. -odpowiedział Hazz.
W tej chwili mówił tak szybko, że z wielkim trudem wyłapywałam słowa.
Opadłam bezwładnie o oparcie. Objęłam głowę rękoma i zacisnęłam mocno powieki. Miałam w głowie mętlik.. Skąd Harry i Lou mieli takie znajomości? Skąd Louis umiał się tak dobrze bić? Nie potrafiłam pojąć wielu jeszcze spraw.
   Kiedy zatrzymaliśmy się pod jakimś biurowcem, odpięłam pasy, aby wysiąść. 
- Zostań -powiedział Harry. 
Sam zaś wysiadł z auta i ruszył ku wejściu do budynku. Spojrzałam na odbicie Lou w lusterku.
- Powiedz mi proszę o co chodzi. -szepnęłam do Louis'a. 
- Chodź tutaj. -wskazał na miejsce obok siebie.
Odpięłam się pasami otworzyłam drzwi i przeszłam na miejsce pasażera.
- To nie jest takie łatwe jak sobie to wyobrażasz. Harry... Ech. Myślę, że powinniście o tym poważnie porozmawiać. -powiedział, kiedy siadłam obok niego.
- Cher... On cię na prawdę kocha. Ale ma swoje "zobowiązania". -dodał po chwili chwytając moją dłoń.
- Wiem. -szepnęłam cicho. Ledwie słyszalnie.
Siedzieliśmy tak w ciszy może piętnaście minut. Chłopak nie puścił mojej ręki przez ten cały czas. Myślałam nad tym co miało miejsce dzisiejszego wieczoru. Byłam nadal zdruzgotana. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić... Harry się zmieniał. Nie wiem czy na gorsze, czy na lepsze. Zamiast z czasem poznawać go - stawał się kimś mniej mi znanym.
W pewnej chwili Louis odpalił silnik 
- Co robisz? Czekajmy na Harry'ego. -powiedziałam lekko zdenerwowana.
O wilku mowa. Hazz pojawił się za szybą z mojej strony. Jednym przyciskiem otworzyłam automatycznie szybę. Harry nachylił się nade mną i ujął moją twarz jedną dłonią.
- Jesteś moim życiem -powiedział i pocałował mnie krótko. Przelotnie.
Usłyszałam damski głos wołający jego imię. Odwróciłam się przez ramię do jego źródła. Jennifer Nicholson. Stała tam. Czekała na mojego chłopaka.
- Zabierz ją stąd -szepnął Hazz i w tym samym momencie Louis ruszył szybko i włączył się na jezdnię.
Zaczęłam płakać. Patrzyłam na niego, jak odchodzi od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stało czerwone auto Lou. Hazz podszedł do Jennifer i złapał ją za rękę...



Najdłuższy rozdział w historii *.*
Jest... Niezły. Serio mi się podoba.
Chyba trochę namieszałam. Opowiadanie schodzi na inne tory.
Każdy się zmienia. ;)
I to już 30 rozdział więc pytanie:
który rozdział jak na razie najlepszy?

15 komentarzy:

  1. Kobito! Najlepszy rozdział EVER!
    To jest świetne! Takie realne, wszystko super opisane... Cudeńko!! <3
    Ale koniec... Chciało mi się po prostu płakać ;___;
    Cherrie tak cierpi. :(
    Czekam na nowy rozdział.
    ---- Karo ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy? No chyba nie XD
      Opisane... Chyba skupiam się właśnie najbardziej na tym jak piszę rozdział :3
      Czemu płakać? Karooo! Nie płacz! :)
      Będzie dobrze....
      ...chyba xd

      Usuń
    2. Oczywiście, że najlepszy!
      Twoje opisy są świetne. Jak dla mnie może nie być dialogów ^___^
      Tak. Płaczę! Ale to dlatego, że to takie śliczne <3333

      Usuń
  2. OMG! Czyli miałam troche racji? To Harry i Louis ją uratowali!!!
    Zaje.biste!!!
    Ktory naj? Ten + tez dwa poprzednie! Ale ten zdecydowanie!!!
    =D
    I jaki długi!
    Ale końcówka nie daje mi spokoju.... Ale nie mów mi, chce miec troche niespodzianki ^^
    Całuje i szybciutko dawaj następny!!!
    KC,
    Mary Volturi ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze raz thx za dedyk ;*

      Usuń
    2. Tak, tak. Miałaś rację. Hazz i Louis :)
      Serio? Zajebiste? Wow xd
      Rly? Chyba ostatnio nie piszę aż tak najgorzej :D
      Chyba nikomu nie daje spokoju. Ale bywa xd
      Nie powiem nic bo sama jeszcze nie wiem wielu rzeczy :3
      Następny nie wiem kiedy będzie bo ta dziewczyna z Danii do mnie przyjeżdża :(
      KC :*****

      Usuń
    3. Ej, ale przecież się cieszysz ze przyjeżdża, wiec co to za ":(". Fajnie bedzie :-)

      Usuń
    4. No cieszę, ale Was zaniedbam, przez co smutam ;__;
      Ale postaram się coś dodać :)

      Usuń
  3. Rozdzial jest cudny <33 i dluuuugi *.*
    Szczerze juz myslalam ze sie jej cis stanie, ale wiedzialam ze ja Hazz uratuje <33
    Ale ten koniec jest dziwny XD
    Dalej nie wiem co tam będzie z ta Jennfer. Mam nadzieje, ze te "zobowiazania" sie wreszcie skończą :)
    Caluje :*
    Olcia Styles

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owww... Dziękuję <3
      Gdyby jej się coś stało nie byłoby opowiadania.
      Czemu dziwny? Wiem, dużo emocji, ale takie życie :D
      Jennifer, Jennifer... Ona jest chyba znienawidzona przez was wszystkich xdd
      Skończą? Łooo, kobieto XD Nie wiesz co mówisz.
      Buziaki! ;*

      Usuń
  4. Plakalam czytajac ten rozdzial <3 piekny
    brak slow po prostu :**
    Tak strasznie szkoda mi Cher, ona go kocha a on ja w pewien sposob niszczy mimo ze tez ja kocha. :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co płakać? xd
      Wiem, że piękny XDDD Nie no. Żart!
      Cudownie to ujęłaś. Ale to w chuj skomplikowana historia. Ale z czasem się powyjaśnia :)

      Usuń
  5. "Dostaję to, czego chcę i nie muszę gonić za wszystkim.

    Aż wreszcie przyszła ONA..."

    zapraszam na tłumaczona fanfiction o Harrym Stylesie.
    http://inked-fanfiction-tlumaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Honey I'm home! ;*
    Przeczytałam trzy rozdziały i stwierdzam, ze są świetne ;)"
    A teraz poważne pytanie?
    Co to ma być?
    Gang jakiś? xd hahahha
    Ja jebie.. Hazz jako przestępca, który płaci napakowanym facetom za niektóre usługi xd hahahhahahah
    Nie no dawaj nexta ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XDDD
      Dziękuję <3
      Nie. To nie gang. Przeszłość Harry'ego, po prostu ;*

      Usuń