niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział LIII


back to black





~Cherrie~

- Wiesz? Czasem chciałbym wrócić do czasów, kiedy dopiero się poznaliśmy. -zaczął i rozsiadł się w fotelu. Oparł zgiętą rękę o podłokietnik i oparł brodę o nadgarstek. Przyglądał mi się. - Mam wrażenie, że coś się złego stanie. -westchnął i wypuścił dym papierosowy z ust. 
Wstał z fotela i zgasił papierosa w popielniczce. Podszedł do radia, po czym włączył głośniej piosenkę. Zaczął poruszać się w rytm muzyki, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Oparłam się wygodniej o ścianę i skrzyżowałam ręce na piersi. Zilustrowałam go od góry do dołu. Spuszczona głowa. Czekoladowe włosy rozrzucone w każdą stronę. Przymknięte oczy pomagające skupić się w rytmie piosenki Amy. Goły tors, na którym widoczne były czarne tatuaże. Czasem miałam ich serdecznie dość, zaś czasem aż przyprawiały mnie o dreszcze. Jego szczupłe, długie nogi wyeksponowane czarnymi spodniami z dziurami na kolanach. Jego ciało poruszające się w rytm. Zauważyłam, że zbliżył się do mnie. 
- Kusisz -powiedziałam nadal uśmiechając się. Tym razem nerwowo. 
Po chwili poczułam jak jego ramiona zaciskają się na mojej talii i ciągną w swoją stronę. Zaczął poruszać się teraz razem ze mną. 
- Tak. Nadal sądzę, że coś się niedługo stanie -szepnął mi do ucha. -Ale nie chcę o tym myśleć.


                                                        ~*~*~*~

   Harry pojechał do siebie, zaś ja zostałam w hotelu. Nawet gdybym chciała pojechać do niego, nie mogłam. Moje miejsce zajęła Jennifer. Zastanawiałam się, jak będą prezentować się stosunki między nimi. Czy będą się sprzeczać? Nie. Postanowiłam o tym nie myśleć. Nie chciałam mieć głowy zaprzątniętej Jennifer, kiedy wszystko zaczynało się układać.
   Resztę dnia spędziłam na rozmyślaniu o Lou. Zastanawiałam się, co on robi. Jak się czuje. Co myśli. Gdzie jest. Jak mu tam jest. Czy wspomina mnie czasem... 
Nadal nie znałam powodu jego wyjazdu. Chociaż miałam domysły, że jestem nim może ja. Bo dawałam mu jakieś znaki, prawda? Że coś między nami może być. Sama powiedziałam mu, że go kocham. Gesty, które kierowałam w jego stronę, może były zbyt dwuznaczne. I to ja sama poprosiłam go, żeby się ze mną przespał. A potem to ja wybrałam Harry'ego. 
I do tej pory ja sama nie wiem, co czułam do Lou. W tej chwili na pewno tęskniłam. Chciałam mieć go przy sobie, wiedzieć, że jest bezpieczny. Może go na prawdę kochałam?
Tak.
Kochałam. 
Jednak jak brata.
Był osobą w której się tylko zauroczyłam. Dzięki której chciałam przestać myśleć o moich problemach. Może to było nie fair, ale cieszę się, że wreszcie zrozumiałam.
I chciałam go jeszcze spotkać.

                                                        ~*~*~*~

   Kolejnego dnia czułam się bardzo źle. Bolała mnie głowa, wymiotowałam, bolał mnie brzuch. Dzwoniłam do Harry'ego. Martwił się o mnie, ale nie mógł przyjechać. Miał wywiad wraz z Jennifer. Hazz powiedział jednak, że może do mnie przyjechać. Ja nie skorzystałam. Musiał iść na ten wywiad nie zważając na moje złe samopoczucie. Zgodził się. Dzwonił do mnie jednak co dziesięć minut pytając czy mi się polepszyło, mówił mi, żebym zaparzyła sobie herbatę... Urocze było to, jak się o mnie starał. 
  Siedziałam pod kocem popijając rumianek i oglądając telewizję. Była godzina siedemnasta. Na dworze panował półmrok wywołany zachmurzonym niebem. Było smutne. Wprost płakało. Odwróciłam wzrok od okna i utkwiłam go w telewizorze. Przełączyłam na kanał muzyczny, na którym miał być emitowany wywiad, na którym właśnie teraz był Hazz. Usiadłam wygodniej i oparłam głowę o niebieską poduszkę.

   Jennifer siedziała tuż obok niego. Na jej twarzy widoczny był uśmiech. Wyeksponowała swoje nieskazitelnie białe zęby. Hazz obejmował ją jedną ręką, zaś druga spleciona była z dłonią Jen. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Od czasu do czasu uśmiechał się lub wzruszał ramionami, na pytania reportera. Unikał tematów związanych ze mną. Spoglądał na Jennifer z lekkim grymasem, kiedy zaczynała się śmiać. 
W pewnej chwili dziewczyna spojrzała gdzieś w bok. Wymieniła z kimś skinienie głowy, po czym ponownie spojrzała na reportera. Przytuliła się mocniej do Harry'ego. 
- Mamy jeszcze jedną wiadomość. -zaczęła z uśmiechem na twarzy. 
- Ja z Harry'm zaręczyliśmy się 
W tej chwili mój świat legł w gruzach. Patrzyłam na twarz Jen. Rozpromieniona, pewna siebie, zadowolona. Harry był zszokowany. Jego twarz wyglądała jak wyryta w marmurze. Ale nie mógł nic zrobić...
Kubek z gorącą herbatą upadł na podłogę. Cała zawartość wylała się na panele i na dywan. Zerwałam się z kanapy. Byłam wściekła, zrozpaczona. Miałam dość. Jak... Jak oni mogli to zrobić? Nie. Nie nie. Tak nie mogło być dalej. Wiedziałam, że Harry ma zobowiązania. Ale ja nie chciałam przez nie cierpieć. Dałam mu drugą szansę. Ale ona także przepadła. Miałam dosyć. 
Nie myśląc wiele dopadłam do szafy i wyciągnęłam z niej walizkę. Zaczęłam pakować wszystkie ubrania nie składając ich nawet. Spakowałam kosmetyczkę. Do torebki wsadziłam tylko pieniądze i paszport. Nie wiedziałam nawet czy będzie jakiś samolot. Nie wiedziałam jak mam się zabrać do wyjazdu. Po prostu nie chciałam tu więcej być. Los Angeles było koszmarem. Te wakacje były czasem porażki i niepowodzenia. 
   Zostawiłam mu kartkę. 

             "Mam dość. To mnie niszczy, rozumiesz? 
                     Nie dzwoń za mną. Nie szukaj mnie. Nie chcę cię znać.
                     Wyjeżdżam do Caroline."

Wzięłam walizkę i wyszłam czym prędzej z apartamentu. Po moich policzkach lały się łzy. Nie byłam gotowa do takiego poświęcenia, jednak musiałam. Nie chciałam więcej cierpieć. Było minęło i nie chcę do tego wracać. 
Oddałam klucze od pokoju do recepcji. Ludzie w hallu patrzyli na mnie dziwnie. Ale nie dziwiłam się. Byłam roztrzęsiona. Płakałam. 


- Nie. Nie. Błagam... -mówiłam sama do siebie grzebiąc w portfelu. 
Nie miałam na tyle pieniędzy, aby kupić bilet na samolot. Ostatni w tym dniu. Musiałam lecieć. Musiałam jak najszybciej stąd uciec. 
- Przykro mi. Nie mam na tyle pieniędzy. -powiedziałam do kobiety ubranej w uniform z lotniska. Odwróciłam się i zaczesałam nerwowo palcami włosy. Znów z moich oczu wypłynęły strumienie łez. Wiedziałam, że to się nie uda. 
Siadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach.
- Cherrie. -usłyszałam. Podniosłam wzrok. Obok mnie stała Jennifer. Patrzyła na mnie z powagą, jednak w jej oczach widziałam przebłysk zwycięstwa. Wiedziała, że mnie pokonała. I to była prawda. Poległam. 
- Dam ci te pieniądze. Ale zniknij stąd raz na zawsze -warknęła. Patrzyłam w jej duże, niebieskie oczy. Nienawidziła mnie. Wiedziałam to. Wcisnęłam się w jej życie nieoczekiwanie. Pokomplikowałam jej niektóre plany... Ale teraz ona wyciągnęła mnie z dołka. Dała mi brakujące pieniądze. Nie za nic. Miałam tu już nigdy się nie pokazać. Nie mieć kontaktu z Harry'm... 
Odwróciłam głowę w bok bo słyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Wiedziałam, że to Hazz. Odnalazłam go wzrokiem i on mnie też. Przyśpieszył kroku. Wiedziałam, że ma poczucie winy, że jest na siebie zły...  Wiedział, że mnie stracił. 
Spojrzałam ponownie ja Jen.
- Jasne -odpowiedziałam cicho drżącym głosem.
Dziewczyna wyciągnęła z torebki zawiniątko z pieniędzy. Wręczyła mi je, zaś ja schowałam je szybko do kieszeni. Spojrzałam na mojego chłopaka. Był co raz bliżej.
- Zatrzymam go. -powiedziała, a ja podeszłam kupić bilet. Ręce mi drżały. Serce waliło jak młot. Boże.
- Ochrona! Zabierzcie go ode mnie! -usłyszałam głos Jennifer. Spojrzałam na nią i Harry'ego. Szarpali się. Po chwili dopadła do nich ochrona. Złapali Harry'ego. 
- Cherrie! Błagam, nie wyjeżdżaj! Kocham cię! Nie ją! -szarpał się, był zrozpaczony.
Ale ja nie umiałam się już rozczulać. Wzięłam bilet i ruszyłam pędem w stronę rękawa, zostawiając Harry'ego, Jennifer. Od tej chwili, miałam nie mieć z nimi nic wspólnego. To był etap, który postanowiłam wreszcie zakończyć.


                                                         ~*~*~*~

Zamieniliśmy się rolami. 
Teraz to ja siedziałam w samolocie i wylatywałam niespodziewanie nie mówiąc nikomu. Jak Louis kiedyś.
Teraz to Harry stał na lotnisku nie wiedząc, dlaczego to zrobiłam. Pewnie płakał. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Jak ja wtedy.
Odwróciłam twarz od małego okienka w samolocie. Oparłam głowę o zagłówek i po woli łzy zaczęły skapywać po moich policzkach.
Nie umiałam być silna.



Nowy :3
Dodaję szybko, bo weekend jest, a ja do szkoły...
Tak więc Cherrie wyjechała. Mogłyście się tego spodziewać.
Od tej pory... Hm... A w sumie to nie zdradzę, co się będzie działo :D
W sumie to ja będę płakać, jak te rozdziały będę pisała :(
Nie rozpisuję się.
Do następnego ! <3


środa, 19 lutego 2014

Rozdział LII


Paula. Dziękuję za napisanie perspektywy Cherrie ;*
With you ♥





~Harry~

   Dopiero teraz zacząłem ją dostrzegać pod tym względem. Zacząłem przyjmować do świadomości to, że ona jest tą jedyną. Dopiero po tym, kiedy ją straciłem, zrozumiałem ile dla mnie znaczy. Tak na prawdę jest dla mnie całym światem. Kiedy jej nie ma, czuję się nieswojo. Kiedy jest daleko, martwię się. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Zaś kiedy jest blisko mnie, wszystko jest na swoim miejscu. Wiem, co chcę ze sobą robić. Mam cel. Mam na kogo patrzeć. Mam kogo dotknąć i pocałować. Ona była ze mną zawsze i na wszystko. Była jak lekarstwo na nudę, chorobę, złamane serce. Była jak "moja własna odmiana heroiny". Od której byłem uzależniony.
   Sekretarka ubrana w ciemnogranatowy żakiet, ołówkową czarną spódnicę i czarne buty na obcasach, stała przy ścianie i zrywała kartkę z kalendarza. Był czwartek pierwszy sierpnia 2013 rok. Czas mijał i mijał. Odwróciła się i przyjrzała się mnie, oraz mojej dziewczynie. Uśmiechnęła się ukazując rządek białych zębów. Zgniotła kartkę w dłoniach i wrzuciła do kosza na śmieci. Znowu spojrzała na nas i wyszła z pokoju. Odgłos, jaki wydawały jej buty w kontakcie z podłogą odbijały się jak echo w pustym szarym biurze. 
   Ścisnąłem mocniej dłoń Cher i położyłem nasze złączone ręce na moich kolanach. Głaskałem kciukiem jej rękę, tworząc małe kółeczka. Spojrzałem na jej profil. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko. Widziałem jak bije jej serce. Zagryzała wargę. Założyła nogę na nogę.
- Cherrie... -szepnąłem w jej stronę nachylając się ku niej. Złożyłem delikatny pocałunek na jej szyi. Przymknęła oczy. 
- Co? -spytała cicho. 
- Jesteś spięta.  -powiedziałem nadal trzymając usta przy jej ciele. Zadrżała. 
- Nie.. Tylko trochę się martwię. -odpowiedziała. Jej wzrok utknął w zdjęcia na szafce za biurkiem. Na jednym byłem ja, John i Jen. Cherrie skrzywiła się, widząc tą ostatnią osobę. 
   Usłyszałem jak ktoś gwałtownie otwiera drzwi do pokoju, a potem je zatrzaskuje. Ruszył w naszą stronę zamaszystym krokiem. Znalazł się w naszym polu widzenia i Cherrie wbiła paznokcie w moją rękę. 
- Styles! Czy ciebie do końca popierdoliło?! -wrzasnął John stając za swoim biurkiem. Spojrzał na mnie zabijającym wzrokiem, a potem na Cherrie. Po chwili obok mojego szefa stanęła Jennifer. Była roztrzęsiona i patrzyła na nas wściekłym wzrokiem. W ręku trzymała czasopismo. 
- Jak.. -zaczął znowu głośno przyciskając sobie palce do skroni -Jak ty mogłeś to zrobić?! Nie szkoda ci sławy, twojego talentu dla tej laski?! -krzyknął w moją stronę i pokazał lekceważąco na Cher. Już miałem zerwać się z krzesła, kiedy Cherrie powstrzymała mnie. Jej delikatna dłoń spoczęła na moim ramieniu. 
- Mówiłem ci, że nie dam sobie z nią spokoju. -powiedziałem patrząc mu w oczy.
- Miałeś zakaz pokazywania się z nią publicznie! -wtrąciła Jennifer i z impetem rzuciła gazetę na biurko. 
"Harry Styles - czy kłamie? Czy on i Cherrie Howe to coś więcej niż mówią? Jaka jest prawda? Kim na prawdę dla siebie są?"
I nasze zdjęcie z przed dwóch dni, kiedy klękam przed nią i ona mnie całuje. 
- No i co z tego? -spytałem wzruszając ramionami. 
John był już na skraju wytrzymania. Uderzył dłońmi o biurko i przeklął na cały głos. Podszedł do okna z widokiem na miasto i wyjął z marynarki paczkę papierosów i odpalił jednego. Zaczął chodzić po biurze głęboko nad czymś rozmyślając. Ja zachowywałem spokój. Położyłem Cherrie dłoń na kolanie i pogłaskałem je. Jennifer stała pod ścianą i patrzyła na mnie wściekła. 
- Nie możesz sobie odpuścić? -spytała, kiedy siadła za biurkiem na miejscy John'a. 
Pokiwałem przecząco głową, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. 
- To się jeszcze okaże, kto będzie górą -powiedziała w stronę Cher.
- Tylko się do niej zbliżysz, a rozwalę ci łeb. -warknąłem w jej stronę. Wiedziałem, że zabrzmiało to jak groźba. Jennifer skruszyła się lekko i oparła się o oparcie. Wbiła wzrok w swoje paznokcie i właśnie w tej chwili John podszedł do nas. Zgasił papierosa w popielniczce. 
- Zejdźcie mi z oczu. -powiedział i położył rękę na spoconym czole. 
Wygrałem. Wstałem z krzesła i złapałem dłoń Cherrie splatając nasze palce, po czym ruszyliśmy ku wyjściu. 


~Cherrie~

   Staliśmy pod drzwiami, Harry napierał na mnie swoim ciałem na mnie. Delikatnie muskał gorącymi wargami moją szyję. Tak bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Te ostatnie tygodnie bez niego, bez jego dotyku... A teraz? Niczego więcej nie potrzebowałam. Jeśli był on, wszystko inne mogłoby zniknąć. 
   Usta chłopaka oderwały się od mojej szyi. Poczułam się dziwnie gdy odsunął się ode mnie. Zaczął grzebać w tylnej kieszeni spodni. Uśmiechnęłam się, bo zrobił przy tym zabawną minę. Zaprzestał poszukiwań i pokazał mi nieduży srebrny kluczyk. Przekręcił zamek dębowych drzwi o które się opierałam. Cicho pisnęłam kiedy uniósł mnie do góry i wziął na ręce. Kopniakiem otworzył drzwi i znaleźliśmy się w apartamencie w hotelu, który tymczasowo wynajmowałam. Zamknął drzwi tam samo jak je otworzył. 
Położył mnie na łóżku w sypialni. Było miękkie ale kołdra nie przyjemnie gryzła. W pokoju panowała ciemność. Od czasu do czasu na ścianach pojawiały się kolorowe światła od bilbordów na zewnątrz. Nie widziałam mojego ukochanego, ale słyszałem jego oddech. Nagle światło odbiło się w jego zielonych tęczówkach. Przyglądał mi się. 
Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie. Siedzieliśmy bez ruchu. Nie widziałam go, lecz wiedziałam, że jest blisko i to mi wystarczyło. Jednak po chwili straciłam cierpliwość:
- Będziemy tylko tak siedzieć? -spytałam.
- Cherrie. Po tym co się stało.. Że ci nie ufałem... Nie wiem czy to dobry pomysł. Cieszę się tym, że po prostu ze mną jesteś i to mi na razie starczy. 
- Rozumiem. Ale to tobie, a mnie mnie. 
Nie wytrzymałam. O Boże... Ja się na niego rzuciłam. Wpiłam się w jego usta, zaś on objął mnie w pasie. Pchnęłam go tak, bym leżała na nim. Chłonęłam go całą sobą. Chciałam przez to pokazać mu, jak mi na nim zależy i że całkowicie mu wybaczam. Tak bardzo za nim tęskniłam. Tak bardzo go kochałam. 
Całowaliśmy się długą chwilę. Język Harry'ego zaczął przeplatać się z moim. Zabrakło mi tchu. 
   Sięgnęłam po jego koszulkę łapiąc ją od dołu i prawie zdarłam ją z chłopaka. Sięgnęłam po jego pasek, ale on złapał mnie za ręce.
- Niech będzie po równo -powiedział a mnie owiał jego gorący oddech pomieszany z alkoholem, który niedawno wypił. Na jego ustach dopatrzyłam się jednego z jego uśmieszków. Jego ręka powędrowała do mojej bluzki.
- Teraz ja -oznajmiłam i sięgnęłam po pasek jego spodni. Nie poszło mi z nimi tak łatwo jak z koszulką, ale dałam radę.
- Mhm...-zamruczał mi do ucha i ściągnął moje spodenki. 
Jego usta powędrowały od pępka aż do moich ust, a potem wszystko działo się szybko i za nim się obejrzałam byliśmy nadzy. Nigdy nie zapomnę jak się wtedy czułam. 
Ułożył mnie na poduszce a sam znalazł się na mnie. Zaczął całować mnie po moim dekolcie i wyżej co raz wyżej. Jego ręka znalazła się na moim biodrze. Był przy szczęce gdy szybko powędrował do ucha i zagryzł je. W tym samym momencie wszedł we mnie. Całe moje ciało przeleciał przyjemni dreszcz a gdy Harry zaczął wykonywać co raz głębsze ruchy biodrami cała zesztywniałam. 
- Hazz ... -szepnęłam mu do ucha zaplatając dłoń w jego lokach. 
Słyszałam jak oddech mu przyśpieszył. Cały czas dotykał moje twarzy, po biuście, brzuchu. Po moim ciele rozlało się gorąco. 
- Hazz . -powtórzyłam. 
Dyszałam ciężko, on z resztą też. 
   Gdy skończył. Przekręcił się na miejsce obok mnie i pociągnął mnie za sobą. Położyłam mu głowę na klatce piersiowej. Unosiła cię szybko. Wplotłam palce w jego włosy, zaś jego ręce błądziły po moim ciele. Przekręcił się na bok i zaczął ponownie całować moją szyję. Ucałował miejsce, gdzie mój puls szalał. 
- Nie wiem jeszcze jak masz z obsługą hotelu, ale wiem, że są pewni co do mojego imienia, Słońce -szepnął mi do ucha na co ja natychmiast schowałam głowę pod cienką kołderką. 
- Ale to w tobie kocham, wiesz? -powiedział, na co ja ucałowałam go w usta. 
Jego dłoń ponownie zaczęła jeździć po moim ciele ...



No to kolejny rozdział :D
Od razu mówię, że ja pisałam tylko perspektywę Hazzy, a Cherrie pisała moja koleżanka. 
No to widać że Hazz i Cher się pogodzili i był seks, więc jarać się, Zboczuchy ;**
I prosiłabym o like dla tej stronki, którą zaczyna prowadzić moja koleżanka: klik
No i zachęcam do zadawania pytań, bo zdaje mi się, że o tym zapomniałyście ;_;
No to chyba na tyle xd
KC <3

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LI


Uncover





   Minął miesiąc, od kąt ostatni raz widziałem Cherrie. Miało to miejsce wtedy, kiedy się ode mnie wyprowadziła. Na samą myśl o tym wydarzeniu, przechodziły mnie dreszcze.
   Sprawa z Jennifer się pogorszyła. John wykorzystał okazję i kazał Jen wprowadzić się do mnie. To uczucie, kiedy powód rozpadu mojego życia chodził po moim mieszkaniu, kiedy wcześniej była tu Cherrie był nie do określenia. Nienawidziłem tej dziewczyny z całego serca. Obdarzałem ją wyjątkową nienawiścią. Przez nią sypało się wszystko. Ale to i tak już nie miało znaczenia...


                                         ~*~*~*~

   Zaparkowałem auto pod hotelem, w którym teraz mieszkała Cherrie. Zgasiłem silnik i rozsiadłem się wygodnie na siedzeniu opierając głowę o zagłówek. Dłonie położyłem na kierownicy i stukałem nerwowo palcami.
Tak bardzo chciałem ją zobaczyć, jednak mimo wszystko bałem się. Bałem się swojej reakcji. Bałem się tego, że może zobaczę ją z innym chłopakiem. Może jest szczęśliwa bo znalazła sobie kogoś innego? Lub nadal załamana przez nasze rozstanie?
Przymknąłem oczy i pozwoliłem, żeby słone łzy spłynęły po mojej twarzy. Poczułem jak dłonie zaczynają mi się trząść. Zacisnąłem je i przyłożyłem je sobie na czole. 
- Uspokój się, Harry... -powiedziałem sam do siebie. Chociaż wiedziałem, że to nic nie da.

   Wyszła z hotelu szybkim krokiem. Poprawiła na ramieniu czarną torbę i zasunęła kurtkę, którą miała na sobie. Zbliżał się wieczór i zaczęło robić się chłodniej. Rozglądała się podejrzliwie. W lewo w prawo i w końcu wbiła wzrok w ziemię. Minęła budkę z hot dogami i skierowała się w stronę przejścia dla pieszych. Nie spuszczając jej z wzroku wysiadłem z auta. Zamknąłem je i nałożyłem na nos okulary przeciwsłoneczne. 
  Starałem się zachowywać odpowiednią odległość między nami. Szedłem wolno idąc za nią jak cień. Nie mogła mnie wyczuć ani zauważyć. Co jakiś czas zatrzymywałem się i spuszczałem wzrok kiedy się odwracała. Naciągnąłem na głowę kaptur bluzy. 
Kiedy przechodziła obok skateparku, dwóch chłopaków spojrzało na nią. Jeden wskazał na nią palcem. 
- Hej, Mała -krzyknął. Cherrie odwróciła się, a na jej twarzy widoczny był grymas. 
Poczułem jak rozrywa mnie od środka. Chciałem podejść do tych chłopaków i po prostu ich powybijać. Odetchnąłem głęboko i przeniosłem wzrok na blondynkę, która przyśpieszyła znacznie kroku. Schowałem ręce do kieszeni i ruszyłem dalej. 
   Zatrzymała się pod sklepem sportowym. Przez szklane szyby, zobaczyłem że podchodzi do dziewczyny z czarnymi, krótkimi włosami i zamienia z nią parę słów. Uśmiechnęły się do siebie. Zastanowiłem się, dlaczego Cher przyszła tutaj, mimo iż miała dzisiaj wolne. Po chwili do głowy przyszedł mi pomysł, że może ma problemy z kasą? Tak bardzo się o nią martwiłem. Wiedziałem, że nie da sobie rady sama...  Kiedy pożegnała się z dziewczyną i ruszyła do wyjścia, cofnąłem się kawałek. Cherrie wyszła ze sklepu i ruszyła ku przejściu dla pieszych. Stanęła obok kilkoro ludzi i spojrzała na przeciwną stronę, po czym zastygła w bezruchu. Podążyłem jej wzrokiem i natrafiłem na chłopaka ubranego całego na czarno z ciemnymi jak noc włosami. Na jego ustach widniał figlarny uśmieszek. Cher przeszła na drugą stronę a ja za nią. Podeszła do chłopaka, który złapał ją za łokieć i poszli przed siebie nie odzywając się ani słowem. 
   Chodzili bez sensu po mieście. Słońce zaczęło zachodzić i całe Los Angeles zaczęło tonąć w pomarańczowym kolorze promieni słonecznych. Matt prowadził Cher, a ona chodziła za nim. Kiedy w końcu zatrzymali się między blokami, zachowałem większą odległość. Obserwowałem wszystko z dystansu. 
- Prosiłam cię, żebyś dał mi spokój. Obiecałeś mi, Matt -powiedziała Cher rozpaczliwym tonem. Sam dźwięk jej głosu przywiał mi na myśl tysiące wspomnień. 
- Powiedziałeś, że jeśli ci zapłacę, dasz mi spokój. Dlaczego jesteś dla mnie aż tak okrutny?
Zastygłem. Jaka zapłata? Wiedziałem, że to coś poważnego, bo głos Cher zadrżał niespokojnie. 
- Sam nie wiem. Po prostu lubię się z tobą droczyć -powiedział brunet a mnie podskoczyło ciśnienie. Serce zaczęło szybciej tłoczyć krew. Byłem wściekły. Jak on mógł tak zwracać się do Cher? 
- Odczep się ode mnie. -szepnęła błagalnie -Przez ciebie rozwalił się mój związek. Moje życie. Jeszcze ci mało? Co mam zrobić żebyś przestał mnie szantażować? Zapłaciłam ci tylko ze względu na karierę Harry'ego. Gdyby chodziło tylko o mnie, nie starałabym się... -urwała w końcu zdania i wiedziałem, że właśnie się rozpłakała. I w tej chwili zorientowałem się, że to ja byłem dupkiem. Matt ją szantażował, ona była na skraju wytrzymania, a ja oskarżałem ją o zdradę. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie słyszałem i w to, co myślałem. Ona mnie na prawdę kochała. Wiedziałem, że bardzo jej na mnie zależało i że wiedziała, że jestem tym jedynym. Ale to ja byłem tą durną osobą w tym związku. To ja ciągle dawałem plamy. 
Nie wytrzymałem. Wyszedłem zza rogu z którego ich obserwowałem i szybkim krokiem podbiegłem do chłopaka. Złapałem go za ramię i przyparłem do ściany. Uderzyłem go w twarz. Pochylił się a ja powtórzyłem cios. Bordowa krew zaczęła kapać na bruk pod naszymi stopami. Puściłem go i mój kolejny cios skierowany był na jego brzuch. Złapał się za niego obiema rękami i osunął się na ziemię. Kopnąłem go i Matt przekręcił się na drugi bok. Wiedziałem, że nie ma siły się bronić. Że zaskoczyłem go i nie mógł zareagować. Uderzyłem go jeszcze raz w twarz i już szykowałem się aby znowu uderzyć, kiedy usłyszałem za sobą jej głos.
- Harry! Zostaw go! -krzyknęła rozpaczliwie. Spojrzałem na nią wycierając dłonie częściowo we krwi w czarną bluzę. Stała przestraszona wtapiając się w mur za nią. W jej oczach widziałem łzy. 
- Nie rób tego, bo jego też zabijesz! -wrzasnęła mi prosto w twarz, a ja poczułem jakby cały świat stanął w miejscu. Powiedziała to. Powiedziała coś, czego nie powinna. Przypominając mi tym samym najbardziej ciemny okres mojego życia. Spojrzałem na zwijającego się z bólu chłopaka, ma krew na jego twarzy i na około niego. Spojrzałem na moje dłonie z powoli zasychającą krwią. Na kostki, które same krwawiły. A potem podniosłem ponownie wzrok na Cher. Której już nie było. Rozejrzałem się i zobaczyłem burzę jej pofalowanych jasnych włosów biegnącą obok placu zabaw. Już miałem rzucić się za nią, kiedy pomyślałem, że nie mogę go tak zostawić. Zadzwoniłem na pogotowie, po czym wyjąłem kartę sim i złamałem ją. Wyrzuciłem ją pod ścianę. Telefon schowałem ponownie do kieszeni moich spodni i puściłem się biegiem za Cherrie. 


~Cherrie~

   Biegnij. Nie zatrzymuj się. Błagam, bądź silna, powtarzałam sobie. Nie wiedziałam dokąd biegnę. Chyba tylko jak najdalej od tamtego miejsca. Od Harry'ego. Od Matt'a. Od nich wszystkich. Nadal miałam przed oczami widok mojego chłopaka, który raz po raz uderzał Matt'a  w twarz, Jak po jego dłoniach spływała krew. Boże.
   Byłam zmęczona. Nie mogłam biec dalej. Serce biło mi jak oszalałe i nie mogłam prawie oddychać. Zatrzymałam się przed sklepem jubilerskim i oparłam się o ścianę łapczywie nabierając powietrza. Rozglądałam się za nim. Bo wiedziałam, że nie odczepi się ode mnie w takiej chwili. Był tak bardzo straszny, ale ja za razem tak strasznie go kochałam. Nie daję rady. 
Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam dalej przed siebie w stronę skrzyżowania i wejścia do parku. Oddychałam ciężko, głośno przyciągając tym samym spojrzenia ludzi, których mijałam. Z oczu ciurkiem wypływały mi łzy. 
Kiedy stanęłam na przejściu dla pieszych poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. 
- Harry. Zostaw.. -powiedziałam cicho. Nie miałam siły się z nim nawet szarpać. Poczułam jak ciągnie mnie na bok. I po chwili znaleźliśmy się w parku.
- Cherrie. Nie chciałem zrobić mu krzywdy. Nie mogłem po prostu znieść tego, że on cię szantażował. Słyszałem całą waszą rozmowę. Byłaś taka bezbronna. Nie radziłaś sobie. Przepraszam cię. Chcę dla ciebie jak najlepiej. -szepnął ujmując moją twarz w obie dłonie. Mnie zabrakło powietrza. I to nie dlatego, że byłam cholernie zmęczona. Tylko dlatego, że była osoba która tak bardzo się o mnie martwiła. To co powiedział... Było najpiękniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek ktoś powiedział. I nie zwykłe "kocham cię". Puste i bezpodstawne. Bo czym tak na prawdę jest miłość?
- Wybacz mi. Nie wiem jak bez ciebie żyć. Rozrywa mnie od środka, rozumiesz? Błagam... -szepnął co raz ciszej i ciszej. Przeniósł swoje dłonie z mojej twarzy na szyję, ramiona i aż do dłoni. Po czym klęknął przede mną i ucałował każdą z nich. Spojrzał na mnie z dołu. Jego piękna twarz z kilkoma mokrymi śladami, które mieniły się na złoto w świetle latarni. Na jego ustach wypisane "przepraszam, żałuję". Nie umiałam się na niego złościć. Nie teraz. Nie tak. 
Wiedziałam, że ludzie się na nas patrzą. Wiedziałam, że w tej chwili otworzyliśmy się na świat i wszyscy nas zobaczyli. Ale nie było to ważne. Czas stanął w miejscu. Nikt a ni nic nie istniało oprócz nas dwojga. Odgarnęłam palcami jego brązowe loki. Nachyliłam się i pocałowałam go w czoło. Ścisnął mocniej moje ręce. Czekał na moją odpowiedź. Ale chyba i tak już wszystko było wiadome. 
- Chcę, żebyś został, Hazz -szepnęłam cicho, a moje łzy skapnęły na bruk. 
- Ze mną. -dopowiedziałam po chwili całując go w usta. 
Przytulił się do moich nóg, a ja nachyliłam się i pocałowałam co w jego miękkie loki, po czym otarłam łzy z moich policzków uśmiechając się lekko. 


Wow. Nie, że coś, ale rozdział mi się podoba!
Tak mi się lekko pisało...
Myślę, że dzieje się sporo. 
Po pierwsze pogodzili się, po drugie Matt dostał w dupę za co się potem zemści i Hazz i Cher okazali sobie miłość publicznie. No a to nie spodoba się John'owi xd
Jak dla mnie rozdział nawet dobry i prawie popłakałam się jak pisałam koniec :3
Rozdział ogółem nie jest ani smutny, ani sielankowy. W sam raz ^^
Dziękuję, że nadal jesteście ze mną :)


 ♥

   

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział L


Z dedykacją dla Mary <3 
Human






~Harry~
   
   Usiadłem na drewnianym krześle ustawionym po środku małej sceny i chrząknąłem. Moja ręka powędrowała na mikrofon, który stał przede mną. Zacisnąłem na nim dłoń i podniosłem go wyżej. Spojrzałem na widownię. Wszystkie oczy skupione były na mnie. Wszyscy czekali, aż zacznę. Poprawiłem się na krześle i usiadłem wygodniej. Spojrzałem na Jennifer, która zdawała się być zadowolona ze swojego chłopaka. Skrzywiłem się i jej uśmiech natychmiast zniknął. Przymknąłem na chwilę oczy i po chwili je otworzyłem. Westchnąłem. Spojrzałem na dwóch mężczyzn, którzy ustawili jedyny leflektor na mnie. Jego światło poraziło mnie i odwróciłem wzrok. Spojrzałem na gitarzystę, który siedział za mną. Był nim Liam. Kiwnął głową, dając mi tym samym znak, że jest gotowy zacząć grać. Zrobiłem to samo i z powrotem odwróciłem się w stronę widowni. Usłyszałem pierwsze delikatne dźwięki gitary. Zacząłem.
    
People say we shouldn’t be together...

-urwałem na chwilę, bo spotkałem rozwścieczony wzrok Johna. Ale to tylko zmotywowało mnie. Przymknąłem oczy. Ciągnąłem dalej. 


   We’re too young to know about forever

But I say they don’t know
What they’re talk - talk - talking about...

...

Kiedy skończyłem zaskoczył mnie miły aplaus. Bicie brawa. Niektórzy nawet wstali. Jedynymi osobami, którym się to nie spodobało, był rzecz jasna John i Jennifer. Dziewczyna wydawała się oburzona. Wstała gwałtownie z krzesła i wybiegła w stronę wyjścia do toalet. Nie umknęło to oczywiście innym ludziom, którzy zaczęli ze sobą rozmawiać najwyraźniej o Jennifer. Uśmiechnąłem się. Moje oczy błyszczały. Byłem szczęśliwy. Mój uśmiech przerodził się w śmiech. Byłem szczęśliwy. Odwróciłem się do Liama i podziękowałem mu uśmiechem. 
- Nie ma sprawy, Hazz. -powiedział miło.
Wstałem z krzesła. Aplaus nadal nie minął. Zadowolony zszedłem ze sceny i ruszyłem ku wyjściu. W międzyczasie ktoś mnie zaczepił z pytaniem kiedy nowa płyta, potem ktoś zapytał jak układa mi się z Jenn, zaś na końcu o kim jest ta piosenka. Tutaj nie potrafiłem odpowiedzieć. Popatrzyłem tylko na mężczyznę smutnym wzrokiem i ruszyłem dalej ku wyjściu. 
Udało mi się wyjść, ponieważ za raz miejsce miał występ kolejnej osoby. Wszyscy skupili się na niej. Schowałem dłonie do kieszeni i otworzyłem ciężkie drzwi ewakuacyjne z boku budynku. Owiał mnie zimny wiatr. Skrzywiłem się i ruszyłem przed siebie ciemnymi ulicami Los Angeles.



~Cherrie~
   
   Nadal myślałam nad tym, co miało miejsce dwa dni temu. Nadal pamiętałam jak Harry ją pocałował. Jak trzymał ją za rękę. I nie przejmował się mną. Nawet o mnie nie pamiętał...
Bywały momenty kiedy chciałam mu wybaczyć. Dać mu drugą szansę. Jednak teraz powiedziałam sobie nie. Nie chciałam. Nie mogłam. Nie chciałam wplątać się w to kolejny raz. Nie chciałam znowu cierpieć, widząc go z inną. I dla niego chyba także będzie lepiej... 
   Szłam parkiem w którym byłam kiedyś z Harry'm. Przechodziłam obok jeziorka w którym jak ostatnim razem, odbijał się księżyc. Popatrzyłam na mały mostek na którym Hazz mnie pocałował. Natychmiast poczułam uczucie pustki. Mimo iż nie chciałam z nim być, brakowało mi go bardzo. Schowałam zmarznięte ręce do kieszeni i naciągnęłam kaptur skórzanej kurtki na głowę. Pochodziłam jeszcze trochę, kiedy ruszyłam ku wyjściu z parku. Zaczęła padać mżawka, więc przyśpieszyłam kroku. Spuściłam wzrok i wbiłam go w szary chodnik. I nagle moje ciało zderzyło się z jakimś innym, przesyconym słodkimi perfumami. Podniosłam wzrok i ma moją twarz zaczęły padać delikatne kropelki deszczu. 
- Przepraszam bardzo... -powiedziałam uprzejmie, lecz nagle urwałam.
Przypatrzyłam się dokładniej dziewczynie na przeciwko mnie. Złote włosy rozlewały się na ramionach, otulonych w szarą kurtkę. Niebieskie oczy błyszczały się, a czerwone usta wykrzywione w sztucznym uśmiechu kierowanym do mnie. W tej chwili zorientowałam się, kto to jest. Jennifer. 
- Nie szkodzi, mała -powiedziała. Jej głos tak piskliwy. Serce ścisnęło mnie. Stała tu przede mną. Dziewczyna, której tak bardzo nienawidziłam. Która niszczyła moje życie. Zrobiłam krok do tyłu ciągle patrząc na nią. Ta stała tylko uśmiechając się do mnie. Nic nie mówiąc. Wyglądała niczym zjawa z moich koszmarów. 
- Nie jesteś prawdziwa. -szepnęłam sama do siebie, co wywołało śmiech Jennifer.
- Tak się składa, że jestem. Cherrie. -moje imię w jej ustach zabrzmiało koszmarnie. Kaleczyło moje uszy. 
- Odejdź ode mnie. Nie chcę cię widzieć. -powiedziałam, lecz Jennifer zrobiła krok ku mnie. Jej obcasy zagłuszyły ciszę. 
- Porozmawiajmy. Chcę bliżej poznać dziewczynę mojego chłopaka.
- To nie jest twój chłopak -warknęłam przez zęby.
- Ani twój -odpowiedziała szybko 
Poczułam jak buzuje we mnie złość. Chciałam jej po prostu zrobić krzywdę.
- Wiesz, mała. Nie rozumiem cię. Nie rozumiem Harry'ego. Co on w tobie widzi? Dlaczego woli ciebie ode mnie? 
- Bo ja jestem prawdziwa. A ty sztuczna i zakłamana. -wypaliłam, co nie spodobało się Jennifer. Popatrzyła na mnie oburzona. 
- Zniknij z życia mojego i Harry'ego. Chcesz przeszkodzić mu w jego marzeniach? 
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na nią w ciszy. świdrowała mnie wzrokiem, jakby chciała we mnie odnaleźć powód dlaczego on woli mnie. Dlaczego nie kocha jej. Chciałam powiedzieć jej jak cierpię, widząc ją z Harry'm. Jak każde ich wspólne zdjęcie wywołuje u mnie ból i łzy w oczach. Co czułam, kiedy Hazz zostawiał mnie samą, lub rezygnował z naszych wyjść ze względu na nią. Lecz zachowałam to dla siebie. Nie chciałam dać jej tej satysfakcji. 
Nagle czarne, smukłe auto, które jechało ulicą za plecami Jen zaczęło zwalniać. Spojrzałam na nie a potem na dziewczynę przede mną. Zaczęła się uśmiechać. Auto zatrzymało się. 
- Ale Harry i tak nie da sobie ze mną spokoju -powiedziała uśmiechając się ironicznie. W tej samej chwili drzwi od auta od strony pasażera otworzyły się i wysiadł z nich mężczyzna w czarnym garniturze. 
- Wsiadaj, Jen -powiedział oschle. Wiedziałam, że pracował dla szefa Harry'ego. 
Drzwi od strony kierowcy także się otworzyły. Wysiadł z nich Harry. Nie wyłączając silnika zamknął drzwi i spojrzał na mnie. 
- Cherrie. -powiedział po woli zbliżając się do mnie. Zrobiłam krok do tyłu. 
- Nie rób tego, Harry... -szepnęłam patrząc mu w oczy. Po tym, co powiedziała mi Jennifer, nie chciałam go widzieć. Był dla mnie nikim. Tylko sławnym chłopakiem, któremu niszczyłam marzenia. Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Dopiero teraz zorientowałam się, że deszcz przybrał na sile. 
- Cherrie! Porozmawiaj ze mną! Proszę! 
Wiedziałam, że ruszy za mną. Przyśpieszyłam kroku. Zaczęłam biec. Odwróciłam się za chwilę i zobaczyłam, jak Harry szarpie się z mężczyzną w garniturze. Chciał mu się wyrwać i nadal krzyczał moje imię. Jennifer stała i przyglądała się temu ze złością i zazdrością jednocześnie. Odwróciłam się od nich i pobiegłam dalej przed siebie. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Krople deszczu uderzały w moją twarz, jednak ja nie zwracałam na to uwagi. Biegłam przed siebie zostawiając całe moje dotychczasowe życie za mną. 




Mamy nowy rozdział dodany całkiem szybko.
Jestem z niego zadowolona :)
Cherrie spotkała się z Jen. Jest to ich pierwsze spotkanie, ale będą kolejne :)
Harry histeryzuje, kiedy widzi Cherr.
I ta piosenka *.*
Ogółem nie jest najgorszy :)
I informacja: do zakończenia bloga zostało mniej niż 20 rozdziałów :)
Mówiłam, że nie będę prowadziła kolejnego bloga, ale zmieniam decyzje.
Nowy blog będzie. Będzie on o Larrym :)
Następny rozdział za.... hmm... 30 kom. 
Chyba dacie radę, no nie?! <3
KC <3

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział XLIX


Between The Raindrops...





~Cherrie~

    Czasem myślałam, że moje życie jest idealnie zaplanowane. Że wiem, co stanie się w danym momencie. Tak jakbym znała je od początku do końca. Jednak znów się myliłam. Prawda była taka, że nie znałam go. Był dla mnie wielką zagadką, której nie umiałam rozwikłać. Moje życie jest tylko jednym wielkim przypadkiem, który był dla mnie niepojęty. Bo na prawdę chciałam dobrze dla siebie i innych. Ale nie udawało mi się to. I w końcu skończyłam tak, że straciłam wszystkich. Caroline, Louis'a, Harry'ego... 
   Stojąc w hallu obserwowałam, jak dwóch mężczyzn wynosi po jednym pudle z moimi rzeczami. Wychodzą z domu i wsadzają je do półciężarówki. Przy ścianie stał Hazz. Wpatrywał się we mnie ze złością i wydawał się być zawiedziony. Spuściłam wzrok, ponieważ poczułam jak w oczach kumulują mi się łzy. Nie odzywaliśmy się od dwóch dni, kiedy powiedziałam, że z nami koniec. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie byłam w stanie, a poza tym bałam się, że znów zrobię coś źle. 
Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika i spojrzałam w tamtą stronę. Samochód odjechał. Westchnęłam głęboko, aby oczyścić moje myśli, po czym spojrzałam na Harry'ego. Zrobił krok w moją stronę.
- Będziesz tak się zachowywała do końca? -warknął zaciskając zęby. 
Nie odpowiedziałam. Wbiłam wzrok w otwarte drzwi. Na zewnątrz było ponuro, zimno i padał deszcz. Patrzyłam tak chwilę na krople spadające z rynny w domu po drugiej stronie ulicy, kiedy nagle Harry zatrzasnął drzwi z hukiem. Wzdygnęłam się i zrobiłam krok do tyłu. 
- Możesz się do mnie odezwać?! -wrzasnął nachylając się w moją stronę.
- Zostaw mnie w spokoju, Harry... -powiedziałam cicho i chciałam go wyminąć, kiedy popchnął mnie na ścianę i położył swoje dłonie na ścianie obok mojej głowy. W moich oczach pojawiły się łzy. Położyłam dłonie na jego torsie i chciałam go odepchnąć. 
- Będziesz mieszkała w hotelu całe życie? Nie chcesz ze mną? Nie może być jak dawniej? -spytał ciszej niż wcześniej. 
- Nie. Przepraszam. -szepnęłam i odepchnęłam go. Otworzyłam drzwi i wyszłam na deszcz. Skierowałam się w stronę furtki i Range Rover'a Harry'ego, który stał przed bramą. Wyjęłam z tylnej kieszeni kluczyki i nagle usłyszałam jak mnie woła.
- Czekaj! 
Odwróciłam się. Stał za mną. Jego i moje ubranie zaczęło powoli przemiękać. Brązowe loki zaczęły lepić się do jego twarzy. W jego oczach zobaczyłam łzy.
- Nie rób mi tego. Proszę, Cherrie -powiedział cicho, jednak usłyszałam jego słowa bardzo dobrze. Mimo iż ginęły one w szumie deszczu
- Ciągle sie kłócimy, Harry. Nasze życia sypią się wzajemnie przez siebie. A ja tak nie chcę. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Dla siebie. A póki ty mi nie zaufasz i zrozumiesz że Matt, nie jest dla mnie kimś ważnym, nie uda nam się razem żyć. Ale nadal cię kocham. -powiedziałam. Czułam jak deszcz spływa po moim ciele. Odwróciłam się patrząc mu w oczy jak najdłużej i poszłam do samochodu. Wsiadłam jak najszybciej i odpaliłam silnik. Ostatni raz spojrzałam na Harry'ego i odjechałam. Mimo iż moje serce pękało na kawałeczki, nie obejrzałam się. 

                   
                                                 ~*~*~*~

- Umm... Piję kawę. -powiedziałam zaciskając mocniej dłoń na dużym kubku. 
- A u ciebie i u Harry'ego wszystko w porządku? -spytała Caroline lekkim głosem.
Wstrzymałam powietrze. Nagle przed oczyma pojawił mi się widok mnie i Harry'ego kiedy odwoził mnie do szpitala. Kiedy siedział przy mnie, kiedy pielęgniarka opatrywała moją ranę na głowie. Kiedy krzywiłam się z bólu, a on spytał mnie o to, jak mam na imię. A potem ja o to spytałam i pamiętam nadal wyraz jego twarzy. Jak uśmiechnął się do mnie niedowierzająco i odpowiedział mi. I ten błysk w jego oku. Oznaczający, że nie da sobie ze mną spokoju. 
- Wszystko dobrze. -powiedziałam cicho i bez przekonania. 
- Oj... Cherrie, wszystko okay? -spytała.
- Tak. Przepraszam. Muszę kończyć. -powiedziałam czując jak zaczynam dusić się przez łzy. Rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź. Rzuciłam telefon na miejsce obok na kanapie i odstawiłam kubek na stoliku do kawy. Podeszłam do okna z widokiem na miasto. Wszystko było rozmazane przez krople deszczu na szybie. Popatrzyłam w dół. Małe samochody i mali ludzie chodzili ulicami. Wszyscy w pośpiechu. Oparłam się prawym bokiem o szybę i oparłam o nią czoło. Oddychałam ciężko i po chwili zorientowałam się, że płaczę. Z początku chciałam udawać silną, lecz po chwili dałam sobie z tym spokój. Usunęłam się na podłogę i schowałam twarz w dłoniach. Ocierając łzy z policzków. Nie wiedziałam co teraz mam ze sobą zrobić. Wiedziałam, że nie pomieszkam długo w hotelu, wiedziałam, że Caroline w końcu się dowie, że ją okłamałam, ale nie mogłam wrócić do Harry'ego. Byłam w dołku. A chyba kiedy coś wychodzi na prostą, zawsze coś będzie się jebać... 


                                              
~Harry~

   Blaski fleszy wyróżniające się w ciemności nocy, oświetlały moją twarz. Naokoło mnie panował niesamowity gwar. Ludzie przekrzykiwali się wzajemnie z pytaniami, wołali moje imię, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wysiadłem z auta i owiał mnie chłodny wiatr, przesycony kłamstwem, pieniędzmi, romansami. Rozejrzałem się po twarzach ludzi, których część patrzyła na mnie. Zacisnąłem szczękę i schowałem ręce do kieszeni czarnej marynarki, którą miałem na sobie. Po chwili poczułem jak ktoś staje za mną. Jedna delikatna dłoń dotyka mojego ramienia. Spiąłem się, jednak nie zrzuciłem jej. 
- Harry... Kochanie. -szepnęła Jennifer wprost do mojego ucha. Zadrżałem słysząc jej piskliwy głos. Drugą ręką objęła mnie w biodrach i pocałowała mnie w policzek. 
Ponownie rozejrzałem się po twarzach zgromadzonych ludzi. Tak naiwni. Tak naiwni patrzyli na mnie wierząc w te bzdury, w to, co robiła teraz Jennifer, myśleli, że my na prawdę jesteśmy razem. Jednak nie wiedzieli co się dzieje we mnie. W środku. Byłem rozdarty. Czułem nienawiść do samego siebie. Moja ręka powędrowała na dłoń Jen. Ścisnąłem ją mocno. Dziewczyna wykrzywiła się z bólu. Już miałem ją odepchnąć, kiedy mój wzrok napotkał wzrok John'a. Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Wiedziałem, że jak to zrobię w tej chwili na gali, będę miał po prostu przejebane. Westchnąłem głęboko i popatrzyłem na niego wprost kaleczącym wzrokiem. Przemieściłem moją rękę na dłoń Jennifer i złapałem ją, po czym przyciągnąłem do siebie. 
- I tak cię nienawidzę. -powiedziałem prawie bezgłośnie. Jednak wiedziałem, że usłyszała. 
Splotłem nasze palce i ruszyliśmy do wejścia budynku przed którym staliśmy. Minąłem John'a, który stał tuż przy czerwonym dywanie. Nie zszedł mi z drogi, co uznałem za wystarczające. Przyśpieszyłem trochę i uderzyłem go ramieniem. Zachwiał się i prawie by upadł. Wiedziałem, że podpadłem mu tym bardzo. Lecz miałem gdzieś, co teraz ze mną będzie. Po tym, jak Cherrie mnie zostawiła nie widziałem sensu, aby moje życie się układało. A nadal pamiętałem wszystko co mi ostatnio powiedziała. Jak bardzo jej słowa mnie raniły... 
- Styles -warknął John. Patrzył nerwowo w punkt po mojej drugiej stronie. Stały tam największe szychy świata mody. 
- Błagam... -pisnęła Jennifer. Spojrzałem na nią. Zdawało mi się, że ma łzy w oczach. Wiedziałem, że bardzo jej na tym zależało. Przekląłem w duchu sam siebie, ale nachyliłem się i zaciskając mocno oczy pocałowałem ją. Wokół nas gwar powiększył się i wiedziałem, że teraz zauważą Jen. Całowaliśmy się długo. Moja ręka na jej biodrze, otulonym w czarny materiał sukienki. Kiedy oderwałem się od niej, zacisnąłem usta w cienką linię. Wzrok Jen był... z wyrazem wdzięczności. Nie odpowiedziałem jej. Zacisnąłem mocniej nasze ręce i ruszyliśmy przed siebie. 
Jednak coś mnie kusiło, aby się odwrócić. Zrobiłem to. Obróciłem głowę przez ramię i zobaczyłem moje auto. Czarny Range Rover, który dzisiaj wzięła Cher. I ona w swojej osobie. Stała przed nim zapłakana, rozmazana i czarny tusz spływał po jej polikach wraz z łzami. Powiedziała bezgłośnie "Hazz?". Serce ścisnęło mnie, ale poczułem jak Jen ciągnie mnie do środka. 
- Przepraszam. -szepnąłem patrząc na Cherrie. Potrząsnęła przecząco głową. Wiedziałem, że nawet jeśli miałem jeszcze szansę, prysnęła ona jak bańka. Moja Cher odwróciła się i weszła do auta. Odpaliła silnik i z piskiem opon odjechała. 
- Harry! Zobacz! -krzyknęła zachwycona Jennifer.




Hej, Miśki <3
Przepraszam, że dawno nie dodałam, ale mam ferie i nie miałam czasu nic napisać. 
Rozdział myślę, że nie jest najgorszy. 
Jest wstępem do nowego działu w opowiadaniu.
Teraz Jennifer będzie pojawiać się częściej. 
Dziękuję, że tyle poczekałyście i że jesteście jeszcze ze mną!
I dodałam "obserwatorów". 
Znajduje się to na samym doole :)
KC <3

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział XLVIII


Dla Lindsay Black.
Włącz: goodbye my lover





~Cherrie~

   Szłam szybkim krokiem. Nie miałam czasu zwlekać. Wiedziałam, że muszę go znaleźć. Wiedziałam, że on mnie w tej chwili potrzebuje. Bardziej niż kogokolwiek. Wiedziałam, że się o mnie martwi, ale ja nie mogłam mu niczego wyjaśnić. Nikomu nie mogłam. Musiałam działać sama i tylko sama. Raniąc innych, jednocześnie chcąc ich bronić. Z roztrzaskanym sercem na tysiące kawałków, brnęłam przez życie chcąc przecież jak najlepiej. Bo są osoby, które obdarzają mnie szczególną nienawiścią. A ja chcę postawić im czoła i zmierzyć się z nimi. 
   Siedział na środku ulicy. Na żółtych liniach oddzielających od siebie dwa pasy ruchu. Nogi rozszerzone lekko oparte o jezdnię. Głowa schowana w kolana i kolana objęte rękoma. Rzuciłam się biegiem przed siebie. Chciałam go jak najszybciej stamtąd zabrać. Rozpłakałam się, bo wiedziałam, że on to robi przeze mnie. Byłam bliska szaleństwa. Mimo iż jezdnia była pusta, bardzo się martwiłam. W kałuży na chodniku złowrogo odbijał się księżyc na czarnym jak słoma niebie z nielicznymi gwiazdami. 
- Zejdź z tej jezdni! -krzyknęłam w jego stronę rozpaczliwie.
Biegłam tak widząc go dokładnie. Ale w tej chwili coś sobie uświadomiłam. Że ani trochę się do niego nie zbliżam. Czułam się jakbym była w jakimś niewidzialnym pudle. Jednak poruszałam się. To on się oddalał. Podniósł wzrok. Jego uroda poraziła mnie i to nie pierwszy raz. Zielone niczym szmaragdowe oczy - załzawione. Patrzyły na mnie z niedowierzaniem. Z niedowierzaniem tego, co zrobiłam i robiłam cały czas. Bo przysięgłam, że nigdy nie spotkam się z Matt'em. Ale łamałam obietnice. A robiłam to przecież dla jego dobra. Bo mi na nim zależało i był całym moim życiem. Nie wyobrażałam sobie siebie bez Harry'ego. Mojej drugiej idealnie pasującej połówki. 
Nie poruszał się, chociaż tam bardzo go błagałam. Chciałam, żeby ktoś mu pomógł. Jednak w zapyziałej dzielnicy, nie było nawet żywej duszy prócz nas. Nie mogłam się do niego zbliżyć. A tak bardzo chciałam to zrobić. 
- Błagam cię, Harry! Wytłumaczę ci wszystko tylko zejdź z ulicy! -krzyknęłam ponownie zatrzymując się. Z moich oczu wypływały strumienie łez. Moje słowa jednak zagłuszył niski, ale za razem głośny, klakson wielkiego tira. Wyjechał z szybką prędkością zza góry. Jego światła oślepiły mnie i zasłoniłam oczy przedramieniem. Zatrzymałam się. Kiedy zjechał z góry, jego światła padły gdzie indziej. Odsłoniłam oczy i w jednej chwili do głowy dotarło mi coś strasznego
- Nie!! -wrzasnęłam.
Ale było za późno. Wielki tir trąbił, ale Harry się nie poruszył. Schował ponownie głowę w kolana. 
- Harry! Przepraszam! -krzyknęłam ponownie przez łzy. 
Tir podjechał bliżej. Usłyszałam pusty dźwięk i mój przeraźliwy krzyk. Pisk. Łzy. Krzyczałam jego imię. Chciałam, żeby tu wrócił.
- Harry! -wrzasnęłam jeszcze raz i usiadłam na mokrym chodniku. 
Zaniosłam się płaczem. Usłyszałam kroki. Głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jeszcze raz jego twarz. Niewyraźną. Rozmazywała się i zdawała się za raz zniknąć.
~ goodbye my lover.
    goodbye my friend....

Usiadłam gwałtownie na łóżku i zaczerpnęłam łapczywie powietrza tak, jakbym znajdowała się pod woda dobrą godzinę. Serce biło mi jak młotem. Miało chyba za raz wyskoczyć. 
Rozejrzałam się niepewnie po pokoju. Był poranek. Spojrzałam na miejsce obok mnie. 
Harry spał na brzuchu przykryty pod czarną, lekką kołderką. Jego włosy rozrzucone były w nieładzie na jego głowie. 
- O Boże.. -szepnęłam sama do siebie. Położyłam się z powrotem i wtuliłam się w nagie plecy mojego chłopaka.


                                                 ~*~*~*~



   Siedziałam w kawiarni ubrana w to z dużą torbą na kolanach i popijałam latte macchiato z wysokiego, przezroczystego kubka. Na stoliku przede mną leżała książka, którą czytałam z wyjątkowym zainteresowaniem. Założyłam jedną nogę na drugą i przekręciłam kartkę. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka oznaczającego nowego klienta. Odruchowo podniosłam wzrok. Do środka weszła starsza pani z wnuczkiem. Wróciłam do książki. 
Nagle usłyszałam jak odsuwa się krzesło przede mną. Spojrzałam i serce stanęło mi w gardle. 
- Hej, Cherrie -powiedział Matt przysiadając się do mnie.
Posłałam mu wymuszony uśmiech. 
- Przejdziemy się może, Brudasku? -spytał rozbawiony
Spojrzałam na niego pytająco. Ten tylko nachylił się ku mnie i pocałował mnie w górna wargę. Oddalił się ode mnie i spojrzał na mnie śmiejąc się. Ja czułam się obrzydzona. Matt wstał i ruszył ku wyjściu. Poszłam za nim zabierając książkę i zostawiając pieniądze za latte macchiato. 
   Szliśmy spory kawałek, kiedy zatrzymaliśmy się w parku. 
- Siadaj -powiedział. Już nie tak miło jak wcześniej, ale zrobiłam to, o co prosił. Zaczęliśmy rozmawiać na jakiś durny temat. W końcu jednak Matt powiedział:
- Pożegnamy się teraz i przypadkiem zostawisz torbę z pieniędzmi na ławce. -szepnął mi do ucha chwytając mocno mój nadgarstek. Przytaknęłam i wstaliśmy.
- Idź, bo się spóźnisz -powiedział głośno uśmiechając się do mnie i splatając nasze dłonie. Już miałam odpowiedzieć, kiedy nachylił się i wpił się w moje usta. Objął mnie mocno w pasie przyciągając do siebie. Kolczyk w jego wardze drażnił mnie niemiło. Chciałam się wyrwać, lecz wiedziałam, że nie mogłam. Trwało to długo. Odwzajemniłam pocałunek i położyłam dłonie na jego ramionach. Kiedy mnie puścił, powiedział szeptem żebym pobiegła szybko na przystanek autobusowy i wsiadła w pierwszy lepszy. Tak też zrobiłam.


                                              ~*~*~*~

   Przez całe cztery dni nękały mnie telefony od Matt'a. Żebyśmy się spotkali, że dziękuje za pieniądze. Łamał tym samym obietnice złożoną mi wcześniej. Powiedział, że zniknie z mojego życia. Ale na co ja liczyłam... Na to, że będzie fair w stosunku do mnie? Tak. Jestem żałosna. I Harry... On cierpiał na tym najbardziej. Mogłam spodziewać się, że tak będzie.
   Siedziałam w gościnnym na fotelu i słuchałam dołującej muzyki. Chciałam być sama. Bo nie miałam w tej chwili oparcia w nikim. Nawet w Harry'm. Bo kiedy zobaczył zdjęcia moje i Matt'a z lotniska, jego serce zostało przełamane i wydawało się, że już nigdy go nie naprawię. Bo to przecież moja wina. Powtarzałam to sobie bez końca. Pojedyncza łza spłynęła po moim poliku i spadła na moje kolana. Oparłam głowę o zagłówek. 
- Zostań silna. -powiedziałam sobie w myślach. -Będzie dobrze...
I w tej chwili ktoś wszedł do pokoju. Zdjęłam słuchawki i popatrzyłam na Harry'ego. Stał w progu i patrzył na mnie niedowierzająco. 
- Wiedziałem. -powiedział przez zaciśnięte zęby -Wiedziałem, że tak będzie. Nie mam pojęcia, Cher, kim jest ten zajebany Matt. Ale jak ja go dorwę do go zabiję, rozumiesz? -warknął. Wstałam z fotela i poprawiłam koszulkę. 
- Harry. Ja to zrobiłam dla nas... Dla ciebie, wiesz? Tylko dlatego się z nim spotkałam. On jest... nieobliczalny. To on mnie trzymał za rękę. Tylko po to, żebym mu nie uciekła.  -powiedziałam cicho.
- A to, że się z nim całowałaś, też było dla nas?! -krzyknął mi prosto w twarz nachylając się w moja stronę. Czułam jak pieką mnie oczy... Nie odpowiedziałam mu. Nie umiałam. 
Raniłam go z każdym moim słowem. Z tym, co robiłam. A nie chciałam tego. I właśnie teraz był ten moment. Moment, aby wcielić w życie mój plan ochronienia Harry'ego. Ochronienia przed wyjawieniem jego sekretu, przed jego tajemnym związkiem z Jennifer, przed... przede mną i złamanym sercem. 
Spuściłam wzrok i rozpłakałam się. Wiedziałam, że on cierpi tak jak ja. Nawet bardziej. Chciałam dla niego jak najlepiej. 
- Harry. Kocham cię. I tylko ciebie. Zawsze będziesz tym jedynym więc uwierz. Matthew to nikt taki. -szepnęłam patrząc w ziemię. 
- Nie wierzę ci. -powiedział zachrypłym głosem. 
Najważniejsze w związku jest zaufanie. A linia zaufania została przeciążona i przerwana nieodwracalnie. Spojrzałam na niego załamanym wzrokiem. Nie ufał mi, a to było czymś strasznym dla mnie. A to przecież nie moja wina. Oskarżał mnie o coś bezpodstawnie. 
- Zrywam z tobą Harry. Wyprowadzę się jak najszybciej. Ta będzie dla nas najlepiej...-szepnęłam.
Popatrzyłam na niego. Doznał szoku. Spuściłam głowę i minęłam go wychodząc z pokoju. 

~ ...goodbye my lover. 
goodbye my friend. 
you have been the one. 
you have been the one for me. ~powiedział i jego twarz rozmyła się znikając w powietrzu. znikając z mojego życia.




I jest wreszcie wyczekiwany przeze mnie rozdział. 
Chyba najważniejszy w całym tym opowiadaniu.
Pewnie do przewidzenia był taki zwrot akcji.
Jak dla mnie nie jest najgorszy ;)
Jakie stare zdjęcie *.*
Zmieniłam trochę wygląd bloga. 
Spis treści, wyświetlenia bloga i strony są NA DOLE!
I zapraszam na bloga naszej sis.
Dopiero zaczyna i prosiłabym o duuużo wyświetleń :3
Link: klik
To tyyyle! Buziolki <3