Dla Miss Pinkblood. Dziękuję za miłe słowa, które zawsze podnoszą mnie na duchu. Dzięki Tobie jeszcze się trzymam <3
Coldplay ~ The Scientist
~Harry~
Zwolniłem prędkość naciskając pedał gazu i zatrzymałem się przy krawężniku, parkując jak najbliżej niego. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu. Zamknąłem go i schowałem kluczyki do tylnej kieszeni spodni. Do tej samej gdzie miałem telefon. Nasunąłem okulary przeciwsłoneczne na nos. Popatrzyłem na wieżowiec przede mną. Westchnąłem, jednak ruszyłem w stronę wejścia. Rozejrzałem się po hall'u i poszedłem w stronę windy.
Podczas drogi na dwudzieste szóste piętro zadzwoniłem do Cherrie.
Martwiłem się o nią. Jej zmiany nastroju, które nie miały żadnego usprawiedliwienia, wczorajsze omdlenie, wymioty i to, że ciągle płakała. Zdawała się nad czymś solidnie myśleć. Ale nie podawała mi powodów. Chociaż błagałem ją, aby mi powiedziała, ona zamykała się w sobie. Zmieniała temat lub zaczynała płakać. Postanowiłem nie nalegać.
Kiedy drzwi windy otworzyły się, szybko wysiadłem i ruszyłem do pokoju 265. Stanąłem przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Zapukałem i wszedłem do środka.
Za biurkiem siedział mężczyzna w garniturze z łysiną na czubku okrągłej głowy. Siedział wygodnie w swoim obrotowym krześle. W ręce, którą opierał o solidne biurko trzymał długopis i stukał nim niecierpliwie. Kiedy wszedłem do środka podniósł na mnie wzrok i położył długopis na blacie. Uśmiechnął się i wstał zapinając guzik marynarki. Podszedłem bliżej. Mój szef wyciągnął ku mnie rękę, lecz ja siadłem od razu na krześle i wyciągnąłem nogi przed siebie i zdejmując okulary. John chrząknął i popatrzył na mnie z góry. Nie doczekał się ode mnie żadnych wyjaśnień i siadł z powrotem na krześle.
- Witam, Styles. -powiedział kładąc splecione dłonie na blacie.
- Cześć, John. -odpowiedziałem podnosząc wzrok.
John otworzył szufladę i wyciągnął z niej teczkę. Na Boga... Otworzył ją i rozłożył na biurku, po czym zaczął szukać jakiegoś dokumentu. Zajęło mu to chwile, a mnie przez cały czas zbierało się na wymioty.
- Za tydzień jedziesz z Jennifer do Anglii. Zostaniecie tam przez dwa tygodnie. Spotkacie się z twoimi rodzicami. Wynajmiemy wam pokój w hotelu w Londynie. Po powrocie, macie pokazywać się razem. Razem wstawicie się na jakimś tam wydarzeniu filmowym. Nie pamiętam dokładnie co to było ale...
- Nigdzie z nią nie jadę! -warknąłem zrywając się z krzesła.
Emocje wezbrały we mnie. Czułem jak dopada mnie złość. Zacisnąłem dłonie w pięści i oparłem je na biurku.
- Mam swoje życie, rozumiesz? Nie będę szedł wam na rękę. Mam w dupie tą umowę. Mam dziewczynę i chcę spędzać czas z nią. Nie z Jennifer... -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
John wskazał mi ręką, żebym siadł. Tak też zrobiłem. Opadłem bezwładnie na krzesło. Mój szef nadal grzebał w papierach. Wyjął kilka kartek i położył je czystą stroną do góry. Zamknął teczkę i odsunął ją na bok.
- Myślę, że twojej dziewczynie tak na tobie nie zależy. -powiedział.
Zmrużyłem oczy i popatrzyłem na niego pytająco. John westchnął tylko i przysunął kartki które znajdowały się przed nim w moją stronę. Nie pytałem o co chodzi. Odwróciłem je w moją stronę. I w tej chwili poczułem jakby ktoś rozerwał moje serce na strzępy.
Nie wiedziałem co mam myśleć. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Czułem się strasznie.
W tej chwili ogarnął mnie smutek, żal, rozpacz i złość za razem.
Patrzyłem na zdjęcia mojej Cher. Mojej Cher, która szła za rękę z jakimś chłopakiem. Który szeptał jej coś do ucha. Z którym wsiadła do samochodu. I ten jej uśmiech. Zadowolenia. Beztroski. A widziałem jak zachowywała się przy mnie. Była roztrzęsniona, płakała... Bo może... Bo może wolała jego? Czułem jak do moich oczu napływają łzy. Ale taka mogła być prawda. Że jej miłość do mnie minęła. Że znalazła sobie kogoś innego. A teraz bała mi się to powiedzieć. Bo chyba nie byłem fair w stosunku do niej. Raniłem ją przez ,dajmy na to, Jennifer. Że to z nią się wszędzie pokazywałem, a nie z Cherrie. Raniłem ją, bo ukrywaliśmy nasz związek.
- A ty chyba nie jesteś niczemu winien. -rzekł John wyrywając mnie z zamyślenia.
Podał mi kolejne kartki ze zdjęciami na których była także Cherrie. Tym razem zapłakana jak wybiegała z mojego domu. Wczoraj rano.
Zrobiło mi się słabo. Wziąłem zdjęcia, wstałem z krzesła i bez słowa ruszyłem ku wyjściu. Nadal wpatrywałem się w zdjęcia. Czułem nienawiść wobec tego chłopaka. Z moich oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy.
Wsiadłem z windy i zwinąłem kartki w rulonik. Szedłem przez hol i już stanąłem przed szklamymi drzwiami do wyjścia, kiedy za nimi zobaczyłem fotoreporterów i rozpromienione fanki. Nie. To byli ostatni ludzie z którymi chciałem gadać. Nasunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i zarzuciłem na głowę kaptur od mojej burgundowej bluzy. Zacisnąłem szczękę i wyszedłem z budynku. Od razu rzucuili się na mnie z pytaniami co z Jennifer, jak nasz związek, co z moją kuzynką, fani mówili jak to mnie uwielbiają, czy mogą zrobić sobie ze mną zdjęcie. Lecz ja nie odpowiedziałem na nic. Szedłem prosto przed siebie do mojego samochodu ściskając mocno rulonik. Wyciągnąłem kluczyki o odblokowałem drzwi Range Rover'a. Wsiadłem do środka i nie czekałem na nic, tylko ruszyłem z pobocza włączając się do ruchu. Zacząłem płakać. Moje serce pękło.
~Cherrie~
Zapukałam delikatnie i czekałam za zaproszenie. Doczekałam się go w miarę szybko. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi. Stałam w bardzo przyjemnym i nowoczesnym za razem pomieszczeniu. Na równoległej ścianie znajdowało się duże okno ukazujące całą panoramę Los Angeles. Przy nim stały dwie donice z wysokimi roślinami. Na ścianie szarej po lewej stronie wisiało kilka czarno białych zdjęć, dyplomy, gratulacje, platynowe płyty. Po prawej stronie znajdowało się akwarium ze sporymi rybkami. Na środku stało czarne biurko, za którym siedział chłopak z tabletem położonym na udach nóg, które znajdowały się na blacie. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie, po czym szybko zerwał się i stanął prosto uśmiechając się.
- Hej, Cherrie.
- Cześć, Liam. -powiedziałam wymuszając uśmiech. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Wskazał mi dłonią krzesło. Siadłam na nim poprawiając spódniczkę, aby się nie pomięła. Założyłam nogę na nogę i położyłam na udach torebkę. Zaplotłam na klanach dłonie. Zaczęłam nerwowo stukać obcasem o biurko.
- Co cię do mnie sprowadza? -spytał nie ukrywając zdziwienia.
Spuściłam wzrok. Nie chciałam mówić tego tak od razu. Zarumieniłam się i bałam się podnieść wzrok i spojrzeć na Liam'a. Nie wiedziałam, czy mogę spytać. Bałam się, że mnie wyśmieje.
- Cherrie? -powiedział uśmiechając się. Pochylił się nad biurkiem. -Powiedz o co chodzi.
Spojrzałam na niego. Na jego bystre, brązowe, szczere oczy. Nagle byłam pewna, że mogę to powiedzieć.
- Miałabym do ciebie wielką prośbę. Bardzo ważną prośbę.
- Mów śmiało -zachęcił mnie nadal się uśmiechając.
- Ale nie wiem jak to powiedzieć. Bo to jest na prawdę wielka sprawa, a my się praktycznie nie znamy. I nie wiem jak zareagujesz. Bo możesz powiedzieć że jestem walnięta i jakaś nienormalna, że proszę o coś takiego... -zaczęłam paplać nerwowo.
Przerwałam, kiedy Liam zaczął się śmiać.
- Nawet jeszcze nie powiedziałaś o co chodzi.
Westchnęłam. Wbiłam wzrok w moje zakończone szpicowato, umalowane na czarno paznokcie i powiedziałam:
- Chciałam cię prosić o pożyczkę. Dokładniej pięćset tysięcy. -powiedziałam cicho i zacisnęłam oczy, kiedy wypowiedziałam ostatni wyraz.
Liam przyjrzał mi się badawczo. Chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Bo przecież mogłam pożyczyć pieniądze od mojego chłopaka. A tym czasem proszę jego.
- Jasne. -odpowiedział po chwili. -Na kiedy ci potrzeba? -spytał
Podniosłam otworzone szeroko oczy. Nie wierzyłam, że się zgodził.
- Najlepiej dzisiaj -powiedziałam szybko.
- Przeleję to na twoje konto...
Liam wyjął telefon i wykonał krótki telefon, po czym zakończył rozmowę i położył go na biurku. Oparł łokcie o blat i brodę o dłonie. Przyglądał mi się uporczywie.
- Powiesz mi na co ci te pieniądze? -spytał, lecz chyba spodziewał się mojej odpowiedzi. Pokiwałam przecząco głową. -Jakby coś się działo, to śmiało możesz mi mówić.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Jasne. Ale tą sprawę muszę załatwić sama. Dziękuję ci, Liam.
Wstałam i podeszłam do chłopaka, po czym ucałowałam jego oba policzki w podziękowaniu. Pożegnałam się i pomachałam na odchodne. Wyszłam z pokoju i ruszyłam ku windzie i potem wyszłam z budynku nagrań, w którym byłam kiedyś z Harry'm.
~*~*~*~
Przechodziłam obok sklepu z prasą więc wstąpiłam, aby zobaczyć, czy jest kolejny numer mojej ulubionej gazety. Przeglądałam półki. Jest. Wzięłam jeden egzemplarz i jeździłam wzrokiem po kolejnych półkach. I nagle koniec. Szok i gazeta wypadła mi z ręki. Moje imię i nazwisko było na pierwszej stronie gazety. I podpis że mam chłopaka. I że nim jest... Matt.
Wzięłam trzęsącymi się rękoma jeden egzemplarz i ruszyłam z nim do kasy. Dałam kasjerce odpowiednią ilość pieniędzy i wypadłam biegiem ze sklepu.
~*~*~*~
Kiedy znalazłam się przed domem, wbiegłam przez otwartą bramę nadal ściskając w dłoni gazetę. Wpadłam na drzwi wejściowe i nerwowo szarpałam za klamkę aby się otworzyły. Kiedy to się stało wleciałam bezwładnie do środka. W porę uchroniłam się prze upadkiem. Zamknęłam drzwi. Cisza. Poszłam po cichu do salonu. Bo wiedziałam, że tam właśnie jest Hazz.
Siedział na kanapie. Opierał twarz o dłonie. Łokcie miał położone na kolanach. Wiedziałam, że płakał. Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, to opadała powoli. Podeszłam do niego cicho. Kucnęłam przed nim i położyłam gazetę obok niego.
- Hazz.. -szepnęłam cicho i przejechałam dłonią po jego brązowych włosach.
Wzdygnął się.
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
- Dlaczego... Dlaczego, Cherrie? Aż tak ci było ze mną źle? Wiem, że czasem dawałem dupy, ale ja kocham ciebie... -powiedział jąkając się przez płacz.
- Harry. Ja kocham ciebie.
- To co to jest za chłopak? -spytał głośniej niż powinien.
Spuściłam wzrok. A więc wiedział. Widział tą zasrana gazetę.
- To nie tak jak myślisz.. Ja... Nie umiem tego wyjaśnić... -potrząsnęłam głową spuszczając wzrok. -Przepraszam.
Nie odpowiedział. Ponownie ukrył twarz w dłoniach. Postanowiłam zostawić go samego. Wstałam z kucek i ruszyłam ku wyjściu z pokoju. W drzwiach jeszcze zatrzymałam się i odwróciłam przez ramię, aby na niego spojrzeć. Spuściłam wzrok.
Poszłam na górę. Zamknęłam się w gościnnym.
I znów w najmniej odpowiedniej chwili przyszedł SMS-es.
"Czas mija.
24 godziny."
...
Ten rozdział mi się bardziej podoba.
Myślę że coś w nim się wreszcie dzieje i jest całkiem długi :)
Nareszcie są jako takie opisy i dialogi do zniesienia xd
Czekałyście na niego dość długo, więc przepraszam.
Miałam zastój i nie mogłam nic napisać...
Co do kolejnych wydarzeń to trochę się pokomplikuje :)
♥