czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział XLVII


Dla Miss Pinkblood. Dziękuję za miłe słowa, które zawsze podnoszą mnie na duchu. Dzięki Tobie jeszcze się trzymam <3


Coldplay ~ The Scientist





~Harry~


   Zwolniłem prędkość naciskając pedał gazu i zatrzymałem się przy krawężniku, parkując jak najbliżej niego. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu. Zamknąłem go i schowałem kluczyki do tylnej kieszeni spodni. Do tej samej gdzie miałem telefon. Nasunąłem okulary przeciwsłoneczne na nos. Popatrzyłem na wieżowiec przede mną. Westchnąłem, jednak ruszyłem w stronę wejścia. Rozejrzałem się po hall'u i poszedłem w stronę windy.

Podczas drogi na dwudzieste szóste piętro zadzwoniłem do Cherrie.
Martwiłem się o nią. Jej zmiany nastroju, które nie miały żadnego usprawiedliwienia, wczorajsze omdlenie, wymioty i to, że ciągle płakała. Zdawała się nad czymś solidnie myśleć. Ale nie podawała mi powodów. Chociaż błagałem ją, aby mi powiedziała, ona zamykała się w sobie. Zmieniała temat lub zaczynała płakać. Postanowiłem nie nalegać.
   Kiedy drzwi windy otworzyły się, szybko wysiadłem i ruszyłem do pokoju 265. Stanąłem przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Zapukałem i wszedłem do środka.
   Za biurkiem siedział mężczyzna w garniturze z łysiną na czubku okrągłej głowy. Siedział wygodnie w swoim obrotowym krześle. W ręce, którą opierał o solidne biurko trzymał długopis i stukał nim niecierpliwie. Kiedy wszedłem do środka podniósł na mnie wzrok i położył długopis na blacie. Uśmiechnął się i wstał zapinając guzik marynarki. Podszedłem bliżej. Mój szef wyciągnął ku mnie rękę, lecz ja siadłem od razu na krześle i wyciągnąłem nogi przed siebie i zdejmując okulary. John chrząknął i popatrzył na mnie z góry. Nie doczekał się ode mnie żadnych wyjaśnień i siadł z powrotem na krześle. 
- Witam, Styles. -powiedział kładąc splecione dłonie na blacie.
- Cześć, John. -odpowiedziałem podnosząc wzrok.
John otworzył szufladę i wyciągnął z niej teczkę. Na Boga... Otworzył ją i rozłożył na biurku, po czym zaczął szukać jakiegoś dokumentu. Zajęło mu to chwile, a mnie przez cały czas zbierało się na wymioty. 
- Za tydzień jedziesz z Jennifer do Anglii. Zostaniecie tam przez dwa tygodnie. Spotkacie się z twoimi rodzicami. Wynajmiemy wam pokój w hotelu w Londynie. Po powrocie, macie pokazywać się razem. Razem wstawicie się na jakimś tam wydarzeniu filmowym. Nie pamiętam dokładnie co to było ale...
- Nigdzie z nią nie jadę! -warknąłem zrywając się z krzesła. 
Emocje wezbrały we mnie. Czułem jak dopada mnie złość. Zacisnąłem dłonie w pięści i oparłem je na biurku.
- Mam swoje życie, rozumiesz? Nie będę szedł wam na rękę. Mam w dupie tą umowę. Mam dziewczynę i chcę spędzać czas z nią. Nie z Jennifer... -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
John wskazał mi ręką, żebym siadł. Tak też zrobiłem. Opadłem bezwładnie na krzesło. Mój szef nadal grzebał w papierach. Wyjął kilka kartek i położył je czystą stroną do góry. Zamknął teczkę i odsunął ją na bok. 
- Myślę, że twojej dziewczynie tak na tobie nie zależy. -powiedział.
Zmrużyłem oczy i popatrzyłem na niego pytająco. John westchnął tylko i przysunął kartki które znajdowały się przed nim w moją stronę. Nie pytałem o co chodzi. Odwróciłem je w moją stronę. I w tej chwili poczułem jakby ktoś rozerwał moje serce na strzępy. 
Nie wiedziałem co mam myśleć. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Czułem się strasznie. 
W tej chwili ogarnął mnie smutek, żal, rozpacz i złość za razem.
Patrzyłem na zdjęcia mojej Cher. Mojej Cher, która szła za rękę z jakimś chłopakiem. Który szeptał jej coś do ucha. Z którym wsiadła do samochodu. I ten jej uśmiech. Zadowolenia. Beztroski. A widziałem jak zachowywała się przy mnie. Była roztrzęsniona, płakała... Bo może... Bo może wolała jego? Czułem jak do moich oczu napływają łzy. Ale taka mogła być prawda. Że jej miłość do mnie minęła. Że znalazła sobie kogoś innego. A teraz bała mi się to powiedzieć. Bo chyba nie byłem fair w stosunku do niej. Raniłem ją przez ,dajmy na to, Jennifer. Że to z nią się wszędzie pokazywałem, a nie z Cherrie. Raniłem ją, bo ukrywaliśmy nasz związek. 
- A ty chyba nie jesteś niczemu winien. -rzekł John wyrywając mnie z zamyślenia.
Podał mi kolejne kartki ze zdjęciami na których była także Cherrie. Tym razem zapłakana jak wybiegała z mojego domu. Wczoraj rano. 
Zrobiło mi się słabo. Wziąłem zdjęcia, wstałem z krzesła i bez słowa ruszyłem ku wyjściu. Nadal wpatrywałem się w zdjęcia. Czułem nienawiść wobec tego chłopaka. Z moich oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy.
   Wsiadłem z windy i zwinąłem kartki w rulonik. Szedłem przez hol i już stanąłem przed szklamymi drzwiami do wyjścia, kiedy za nimi zobaczyłem fotoreporterów i rozpromienione fanki. Nie. To byli ostatni ludzie z którymi chciałem gadać. Nasunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne i zarzuciłem na głowę kaptur od mojej burgundowej bluzy. Zacisnąłem szczękę i wyszedłem z budynku. Od razu rzucuili się na mnie z pytaniami co z Jennifer, jak nasz związek, co z moją kuzynką, fani mówili jak to mnie uwielbiają, czy mogą zrobić sobie ze mną zdjęcie. Lecz ja nie odpowiedziałem na nic. Szedłem prosto przed siebie do mojego samochodu ściskając mocno rulonik. Wyciągnąłem kluczyki o odblokowałem drzwi Range Rover'a. Wsiadłem do środka i nie czekałem na nic, tylko ruszyłem z pobocza włączając się do ruchu. Zacząłem płakać. Moje serce pękło.


~Cherrie~

    Zapukałam delikatnie i czekałam za zaproszenie. Doczekałam się go w miarę szybko. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi. Stałam w bardzo przyjemnym i nowoczesnym za razem pomieszczeniu. Na równoległej ścianie znajdowało się duże okno ukazujące całą panoramę Los Angeles. Przy nim stały dwie donice z wysokimi roślinami. Na ścianie szarej po lewej stronie wisiało kilka czarno białych zdjęć, dyplomy, gratulacje, platynowe płyty. Po prawej stronie znajdowało się akwarium ze sporymi rybkami. Na środku stało czarne biurko, za którym siedział chłopak z tabletem położonym na udach nóg, które znajdowały się na blacie. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie, po czym szybko zerwał się i stanął prosto uśmiechając się.
- Hej, Cherrie.
- Cześć, Liam. -powiedziałam wymuszając uśmiech. Uścisnęliśmy sobie dłonie. 
Wskazał mi dłonią krzesło. Siadłam na nim poprawiając spódniczkę, aby się nie pomięła. Założyłam nogę na nogę i położyłam na udach torebkę. Zaplotłam na klanach dłonie. Zaczęłam nerwowo stukać obcasem o biurko. 
- Co cię do mnie sprowadza? -spytał nie ukrywając zdziwienia.
Spuściłam wzrok. Nie chciałam mówić tego tak od razu. Zarumieniłam się i bałam się podnieść wzrok i spojrzeć na Liam'a. Nie wiedziałam, czy mogę spytać. Bałam się, że mnie wyśmieje.
- Cherrie? -powiedział uśmiechając się. Pochylił się nad biurkiem. -Powiedz o co chodzi. 
Spojrzałam na niego. Na jego bystre, brązowe, szczere oczy. Nagle byłam pewna, że mogę to powiedzieć. 
- Miałabym do ciebie wielką prośbę. Bardzo ważną prośbę. 
- Mów śmiało -zachęcił mnie nadal się uśmiechając.
- Ale nie wiem jak to powiedzieć. Bo to jest na prawdę wielka sprawa, a my się praktycznie nie znamy. I nie wiem jak zareagujesz. Bo możesz powiedzieć że jestem walnięta i jakaś nienormalna, że proszę o coś takiego... -zaczęłam paplać nerwowo. 
Przerwałam, kiedy Liam zaczął się śmiać. 
- Nawet jeszcze nie powiedziałaś o co chodzi. 
Westchnęłam. Wbiłam wzrok w moje zakończone szpicowato, umalowane na czarno paznokcie i powiedziałam: 
- Chciałam cię prosić o pożyczkę. Dokładniej pięćset tysięcy. -powiedziałam cicho i zacisnęłam oczy, kiedy wypowiedziałam ostatni wyraz. 
Liam przyjrzał mi się badawczo. Chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Bo przecież mogłam pożyczyć pieniądze od mojego chłopaka. A tym czasem proszę jego. 
- Jasne. -odpowiedział po chwili. -Na kiedy ci potrzeba? -spytał
Podniosłam otworzone szeroko oczy. Nie wierzyłam, że się zgodził.
- Najlepiej dzisiaj -powiedziałam szybko. 
- Przeleję to na twoje konto... 
Liam wyjął telefon i wykonał krótki telefon, po czym zakończył rozmowę i położył go na biurku. Oparł łokcie o blat i brodę o dłonie. Przyglądał mi się uporczywie.
- Powiesz mi na co ci te pieniądze? -spytał, lecz chyba spodziewał się mojej odpowiedzi. Pokiwałam przecząco głową. -Jakby coś się działo, to śmiało możesz mi mówić.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. 
- Jasne. Ale tą sprawę muszę załatwić sama. Dziękuję ci, Liam. 
Wstałam i podeszłam do chłopaka, po czym ucałowałam jego oba policzki w podziękowaniu. Pożegnałam się i pomachałam na odchodne. Wyszłam z pokoju i ruszyłam ku windzie i potem wyszłam z budynku nagrań, w którym byłam kiedyś z Harry'm. 


                                                     ~*~*~*~

   Przechodziłam obok sklepu z prasą więc wstąpiłam, aby zobaczyć, czy jest kolejny numer mojej ulubionej gazety. Przeglądałam półki. Jest. Wzięłam jeden egzemplarz i jeździłam wzrokiem po kolejnych półkach. I nagle koniec. Szok i gazeta wypadła mi z ręki. Moje imię i nazwisko było na pierwszej stronie gazety. I podpis że mam chłopaka. I że nim jest... Matt.
Wzięłam trzęsącymi się rękoma jeden egzemplarz i ruszyłam z nim do kasy. Dałam kasjerce odpowiednią ilość pieniędzy i wypadłam biegiem ze sklepu.


                                                      ~*~*~*~

   Kiedy znalazłam się przed domem, wbiegłam przez otwartą bramę nadal ściskając w dłoni gazetę. Wpadłam na drzwi wejściowe i nerwowo szarpałam za klamkę aby się otworzyły. Kiedy to się stało wleciałam bezwładnie do środka. W porę uchroniłam się prze upadkiem. Zamknęłam drzwi. Cisza. Poszłam po cichu do salonu. Bo wiedziałam, że tam właśnie jest Hazz. 
   Siedział na kanapie. Opierał twarz o dłonie. Łokcie miał położone na kolanach. Wiedziałam, że płakał. Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, to opadała powoli. Podeszłam do niego cicho. Kucnęłam przed nim i położyłam gazetę obok niego. 
- Hazz.. -szepnęłam cicho i przejechałam dłonią po jego brązowych włosach. 
Wzdygnął się.  
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
- Dlaczego... Dlaczego, Cherrie? Aż tak ci było ze mną źle? Wiem, że czasem dawałem dupy, ale ja kocham ciebie... -powiedział jąkając się przez płacz.
- Harry. Ja kocham ciebie.
- To co to jest za chłopak? -spytał głośniej niż powinien. 
Spuściłam wzrok. A więc wiedział. Widział tą zasrana gazetę. 
- To nie tak jak myślisz.. Ja... Nie umiem tego wyjaśnić... -potrząsnęłam głową spuszczając wzrok. -Przepraszam. 
Nie odpowiedział. Ponownie ukrył twarz w dłoniach. Postanowiłam zostawić go samego. Wstałam z kucek i ruszyłam ku wyjściu z pokoju. W drzwiach jeszcze zatrzymałam się i odwróciłam przez ramię, aby na niego spojrzeć. Spuściłam wzrok.
Poszłam na górę. Zamknęłam się w gościnnym. 
I znów w najmniej odpowiedniej chwili przyszedł SMS-es. 

                                                    "Czas mija. 
                                               24 godziny."

...



Ten rozdział mi się bardziej podoba. 
Myślę że coś w nim się wreszcie dzieje i jest całkiem długi :)
Nareszcie są jako takie opisy i dialogi do zniesienia xd
Czekałyście na niego dość długo, więc przepraszam.
Miałam zastój i nie mogłam nic napisać... 
Co do kolejnych wydarzeń to trochę się pokomplikuje :)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział XLVI


Włącz:  W.D.Y.W.F.M.





~Cherrie~

   Był na prawdę wredny. Wredny wspominając o Lou w takiej chwili. Mówił, że jego tu już nie ma, kiedy ja właśnie rozpaczałam przez jego wyjazd. Na moich ustach pojawił się grymas niezadowolenia przez świadomość, że on właśnie w tej chwili stoi za mną.
I dotyka mojego ramienia. Odwróciłam się w jego stronę. Położył dłoń na mojej talii. Zjechał nią niżej i złapał moją dłoń. Splótł nasze palce, co bardzo mnie zdziwiło. Nie sądziłam, że w takiej chwili okaże mi odrobinę delikatności. A co ważniejsze... Nie sądziłam, że to mi się jeszcze spodoba. Ścisnęłam jego rękę i zrobiłam krok do przodu.
Zauważył to i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przyciągnął mnie do siebie i nachylił się w moją stronę.
- Nie rozluźniaj się za bardzo. -powiedział
- Rób co ci każę. - I dodał po chwili.
Oddalił się ode mnie. Nadal się uśmiechał. A ja nie spięłam się tak, jak by tego chciał. Pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia z hali lotniska. 
   Obserwator mógłby pomyśleć, że jesteśmy szczęśliwą parą, która bardzo się kocha, która trzyma się za ręce. Można by to też wywnioskować po moim wyrazie twarzy. Nie wydawałam się zmartwiona. Tak też się czułam. Ale to może dlatego, że byliśmy w pobliżu ludzi? I tu nic by mi nie zrobił? Ale gdzieś w głębi ogarniał mnie niepokój. Nie wiedziałam gdzie idziemy, po co przyszedł, skąd wiedział gdzie jestem i... skąd znał Lou?
   Zatrzymaliśmy się przy samochodzie Matt'a. Otworzył mi drzwi pasażera. Wsiadłam i zamknął za mną drzwi i sam obszedł auto i siadł za kierownicą. Odpalił silnik i ruszyliśmy z parkingu z piskiem opon. Jechał jak wariat. Wykonywał głupie i nieodpowiedzialne manewry, przejeżdżał na czerwonym świetle i najwyraźniej sprawiało mu to radość. 
- Gdzie jedziemy? -spytałam kiedy staliśmy na przejeździe kolejowym.
Oderwał wzrok od przedniej szyby i skierował go na mnie.
- Wiesz... Chciałbym dokończyć naszą niezakończoną rozmowę. Musimy ustalić kilka spraw oraz cenę mojego trzymania mordy na kłódkę. -powiedział jakby było to coś normalnego
Mój żołądek wywrócił fikołka. Myślałam, że za raz zwymiotuję. Spojrzałam przez szybę, czy widać nadjeżdżający pociąg. Nie. Postanowiłam wysiąść na chwilę z samochodu aby się przewietrzyć. Nacisnęłam klamkę.
- Kurwa. -syknęłam. Drzwi były zamknięte
Odwróciłam się gwałtownie w stronę czarnowłosego.
- Popierdoliło cię?! Otwórz mi te drzwi!
Z jego strony usłyszałam tylko i wyłącznie śmiech.
- Myślisz, że jestem takim idiotą aby zostawić otwarte drzwi? Nie doceniasz mnie, Kochanie.
Skrzywiłam się. Nienawidziłam w jego ustach tego słowa. 
- Brzydzę się tobą. -powiedziałam -Załatwmy to tutaj i teraz.
Matt wzruszył ramionami, odpalił silnik, wykonał kilka manewrów kierownicą i zjechał na pas obok, który prowadził w przeciwnym kierunku. Obrócił się właśnie w tę stronę i ruszyliśmy przed siebie.
   Zatrzymaliśmy się na parkingu na stacji benzynowej. Zgasił silnik i oparł się wygodnie o oparcie splatając dłonie na kierownicy. Ja oparłam się plecami o drzwi z mojej strony i patrzyłam wprost na Matt'a. Jak wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i odpala jednego. Wsadził go do ust i zaciągnął się. Wypuścił powietrze w otwartą szybę. 
- Warunki są proste, Kotek. Płacisz mi i spierdalam z twojego życia. 
Sam powinien się domyślić, że było to zbyt łatwe kłamstwo. Mógł się skapnąć że będę wiedziała o co chodzi. 
- Nie wierzę ci. Wiem, że jeśli nawet zapłacę to nie odczepisz się ode mnie.
Wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Zaciągał się jednocześnie papierosem i życzyłam mu żeby się udławił. Skrzywiłam się. Dokończył palenie i wyrzucił papierosa przez szybę. Zamknął ją. 
- Znasz mnie jak nikt inny, Cherrie. -powiedział a ja odchyliłam głowę do tyłu opierając ją o szybę. Byłam w totalnym dołku. 
- Ile chcesz? -wydusiłam z siebie spoglądając na niego ponownie.
Mruknął. Zastanawiał się chwilę, chociaż i tak wiedziałam, że już dawno ustalił sobie dogodną dla siebie sumę. 
- Pięćset tysięcy.
Przeklęłam w duchu i schowałam twarz w dłoniach. Wiedziałam, że nigdy w życiu nie uzbieram takiej sumy. A jak nie uzbieram, to Matt powie prawdę i zniszczy życie Harry'emu i mnie. 
- Dobrze. Zapłacę ci. -szepnęłam -A teraz pozwól mi iść.
Chciałam się rozpłakać, ale nie chciałam zrobić tego teraz. Przy nim. Odblokował moje drzwi. Oderwałam się od nich i sięgnęłam po klamkę. Wysiadłam. Już miałam zamykać je ponownie, kiedy Matt odezwał się.
- Masz pozdrowienia od Tomlinsona. -powiedział głośno. Na jego usta wkradł się uśmiech. Odpalił samochód i odjechał. Tylko ja stałam tak i wpatrywałam się pusto w przestrzeń.
Poległam...
A najbardziej w tym wszystkim martwiłam się o mojego chłopaka .


                                                         ~*~*~*~

   Wpadłam do cichego domu. Nie sprawdzałam nawet czy Hazz jest czy może gdzieś wyszedł. Pobiegłam do sypialni i od razu położyłam się na łóżku. Schowałam twarz w poduszce i zaczęłam płakać. 
   Moje życie zaczęło się sypać. 
   Straciłam Lou i zdaje mi się, że już na zawsze. Wiedziałam, że to poniekąd moja wina. Bo raniłam jego uczucia. A wiedziałam, że mu na mnie zależy. To, co robił wobec mnie było po prostu nie do określenia. Jak mnie traktował. Jak mnie przytulał. Jak się do mnie zwracał. A ja tego nie potrafiłam odwzajemnić bo zależało mi i na nim i na Harry'm. I chyba bardziej na Harry'm...
A Matt znał Lou. Nawet nie wiedziałam skąd. Nie sądziłam, że wie o jego istnieniu a jednak... Tylko co on od niego chciał? Dlaczego mi o nim mówił i kim dla siebie byli? Przeszły mnie ciarki i moja klatka piersiowa uniosła się gwałtownie do góry. 
Martwiłam się też o Harry'ego. Bo nie wiedziałam skąd wezmę pieniądze, żeby zachować nasz związek w tajemnicy. Bałam się. Błam się tego, co będzie dalej. Bałam się Matt'a. A nie mogłam nikomu o nim powiedzieć. I to mnie bardzo bolało...
   Usłyszałam kroki po schodach. Podparłam się rękoma i spojrzałam w stronę drzwi. Wszedł Hazz. Patrzył na mnie chwilę stojąc w drzwiach lecz po chwili wszedł do środka. Siadł na łóżku i pogłaskał mnie delikatnie po włosach, mokrych policzkach, ustach. Położył się obok mnie i położył swoją głowę na mojej piersi. Objęłam go lekko. Przestałam płakać. Bo Hazz był blisko mnie. A to mi pomagało zawsze. Czułam jego ciepło.
Ale nie umiałam w tej chwili okazywać mu uczuć. On nie wiedział, że przeze mnie, może zawalić się jego kariera. 
I właśnie w tej chwili znalazłam rozwiązanie całej tej historii. Wiedziałam już, jak mogę z tego wybrnąć. Chociaż może to nie będzie łatwe rozwiązanie i potrzebuje dużo kombinowania, wiedziałam, że warto. Dla tego chłopaka który właśnie teraz leżał w moich ramionach i przytulał mnie mocno. 
Przekręcił się na bok i położył swoją twarz obok mojej. Dotknął dłonią mojego policzka. Nachylił się w moją stronę. Pocałował mnie w czoło i westchnął cicho. Nadal trzymając usta a moim czole.


                                                       ~*~*~*~

   Stałam w łazience przed lustrem opierając się o umywalkę. Trzymałam w ręku telefon który był prawie rozgrzany do czerwoności od częstego używania. Wybierałam numer Lou już chyba ze sto razy. I nie odbierał. Włączała się tylko poczta głosowa. Przeklinałam się w duchu. 
- Błagam... Odbierz. -powiedziałam przymykając oczy.
- Poczta głosowa. Prosimy zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału...
- Kurwa! -wrzasnęłam w końcu. 
Siadłam na podłodze i zakryłam głowę rękoma. Znów zaczęłam płakać. Byłam zła na siebie. Nie wiedziałam, co mam zrobić...
I nagle usłyszałam dźwięk SMS-a. Odkryłam zapłakaną twarz i spojrzałam na leżącego przede mną smartfona. Nadawca nieznany. 
Sięgnęłam po telefon i odczytałam wiadomość:

                   "Masz 48 godzin, Kochanie"

Czułam jak robi mi się niedobrze... 
Położyłam się na zimnej podłodze.
Powoli oczy zaczęły mi się same zamykać i potem była już tylko ciemność. 


Nie wiem co powiedzieć.
Najgorszy rozdział w moim życiu.... 
Przepraszam. ;_;

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział XLV


Włącz: turn your face





~Cherrie~

   Kucnęłam bezwładnie na progu domu. Ukryłam twarz w dłoniach. Zaniosłam się płaczem i nie byłam w stanie zrobić nic innego. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek stąd wstanę.
   Świat przestał istnieć. Nie odbierałam żadnych bodźców od świata zewnętrznego. Moje myśli ogarnęły tylko i wyłącznie Louis'a. To co przed chwilą mi powiedział, to jak się do mnie zwracał, to jak jego samochód odjeżdżał... I razem z nim moje uczucia.
   Gorące łzy spływały po moich policzkach zostawiając po sobie ślady. Otarłam je, jednak na niewiele się to zdało, ponieważ nowe napływały w zastraszającym tempie. Moja klatka piersiowa unosiła się gwałtownie.
I nagle poczułam czyjąś dłoń ma moim ramieniu. Dotknęła go delikatnie, lecz za raz odpuściła. Nie wiedziałam co jest tego powodem, kiedy zorientowałam się, że to ja. Że to ja zadrżałam pod dotykiem.
Ręce Harrego powędrowały pod moje pachy i podniósł mnie wbrew mojej woli. Chciałam się szarpać i nie dać mu soba pomiatać, kiedy zrezygnowałam z tego i rzuciłam się Harry'emu w ramiona. Objął mnie jedną ręką, zaś drugą przez ramię zatrzasnął mi drzwi.
Oddalił się ode mnie kawałek, aby widzieć moja twarz. Odgarnął mi z niej włosy, które przykleiły się do mokrych policzków.
- Co co jest? Co ci się stało? -spytał głośniej niż powinien. Martwił się.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Mój płacz nie ustawał. Zadławiłabym się własnymi słowami.
- Lou... Louis tu był i powiedział, że.. że wyjeżdża -wydusiłam, a potem znów pękłam głośnym płaczem.
Hazz skamieniał. Zamienił się w posąg i nie mówił przez chwilę nic, lecz po chwili otrząsnął się.
- Cherrie. Może pojechał tylko na wakacje?
Sam powinien wiedzieć, jak żałośnie brzmiały te słowa. Na wakacje nie jedzie się z dnia na dzień. Uprzedza się przed tym swoich znajomych, przyjaciół, mnie. To nie był wyjazd rekreacyjny. Chciał się od tego wszystkiego oderwać. I w tej chwili uświadomiłam coś sobie.
On wcale nie musi wyjeżdżać.
Odwróciłam się od Harry'ego, otworzyłam z rozmachem drzwi i wybiegłam na pustą ulicę kierując się w stronę domu Lou. Nie mówiąc i nie tłumacząc się.


   Rześkie powietrze kaleczyło moją twarz. Jednak nie dawałam za wygraną i biegłam dalej. Biegłam, aby ocalić to, na czym mi zależało. Bez czego nie umiałam żyć. Bez mojego przyjaciela, którego poznałam w ostatnim czasie. Który teraz chciał wyjechać, a ja nie wiedziałam dlaczego. Tak bez słowa powiedział że wyjeżdża. Nie wiedziałam nawet na ile. Czy na dwa dni, czy na dwa lata?
   Kiedy dopadłam furtki do posesji należącej do Lou, otworzyłam ją z rozmachem i podbiegłam do drzwi. Boże... Otwarte.
I to, zamiast ucieszyć, zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
Weszłam do salonu już spokojnym krokiem. Stąpałam po cichu na palcach. Rozglądałam się dookoła. Cisza. Spokój. Pustka.
Znalazłam ją na stole. Kartka z wypisanym imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu. Nie zastanawiałam się długo, tylko wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam.
Odebrał mężczyzna, którego głos był niski i mój rozmówca wydawał się zaspany. Nie zwlekałam długo. Tylko spytałam o Louis'a Tomlinsona. Facet odpowiedział mi, że zajmuje się lewym sprzedawaniem biletów i tym podobnym. Louis zamówił bilet samolotowy. Matko Boska, powiedziałam sobie w myślach.
- Na kiedy? -spytałam nadal ciężko oddychając.
- Na dzisiaj. Godzina 8:00. Lot do Miami z głównego lotniska. -Tyle było mi potrzebne. Rozłączyłam się. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie równoległej do mnie. Była godzina siódma dwadzieścia. Do lotniska miałam z jakieś pięć kilometrów. Ale wiedziałam, że zdążę. Musiałam zdążyć.Nie było innej opcji.
Wybiegłam z domu Lou jak strzała zatrzaskując za sobą drzwi. Jednocześnie wystukałam w moim telefonie numer na taxi. Zamówiłam na teraz spod skrzyżowania. Ruszyłam biegiem w tamtą stronę. Moje trampki wydawały się ważyć tonę. Ciągnęły się za mną i zdawało mi się, że stoję w miejscu.
   Żółte auto stało w umówionym miejscu z odpalonym silnikiem. Dopadłam do drzwiczek i powiedziałam tylko adres lotniska, po czym ruszyliśmy z miejsca z piskiem opon.
   Wpatrywałam się w szybę. W niebo. Zastanawiałam się co robi teraz Lou. Gdzie on jest? Czy może także siedzi w samochodzie i patrzy w niebo? Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się.
Patrzyłam na puste ulice. Co jakiś czas przejeżdżał sąsiednim pasem jakiś samochód. Wszyscy odpoczywali po całym tygodniu. Część ludzi wypoczywała na niedzielnym wypadzie za miasto. A dla mnie dzisiejszy dzień, był dniem pracy i poświęceń.
Bo zostawiłam Harry'ego samego u siebie w domu i wybiegłam aby zatrzymać mojego przyjaciela. Chociaż nawet nie wiedziałam czy uda mi się go znaleźć i przemówić mu do rozsądku, nie przejmowałam się. Musiałam chociaż spróbować. Nie wiedziałam, co to poddawanie się. Zawsze musiałam dokończyć to, co zaczęłam. Za dużo ludzi w moim życiu odeszło ode mnie. A nie chciałam, żeby to się powtórzyło. Dlatego musiałam zatrzymać Lou. Bo nie chciałam, aby był kolejną osobą, którą stracę. I to z mojej winy.
   Czas dłużył się niemiłosiernie. Co chwila spoglądałam na zegarek przed kierowcą. Popędzałam go nieuprzejmie, na co on tylko robił znudzone miny. Jednak naciskał pedał gazu.
   Zostało piętnaście minut do odlotu.
   Dziesięć.
   Wypadłam z taxi. Kierowca nawet nie krzyczał za mną, że nie zapłaciłam. Za bardzo mi się śpieszyło, a poza tym i tak nie miałam przy sobie pieniędzy.
   Mijałam ludzi przepychając się między nimi ramionami. Wypadały im z rąk torby, to co trzymali w rękach. A ja sama nawet nie wiedziałam gdzie biegnę. Wiedziałam tylko że muszę go znleeźć. Znaleźć, zatrzymać i zatopić się w jego ramionach.
   Kiedy dopadłam na halę lotniska stanęłam jak wryta. Liczba osób na parkingu nawet nie porównywalna była z tą tutaj. Setki, tysiące osób. A ja w każdej widziałam Louis'a. Na tablicy odlotów znalazłam Miami. Lot miał odbyć się o ósmej rano. Pobiegłam w stronę weśia do rękawa prowadzącego na płytę lotniska. Było ich kilka. Kiedy znalazłam się przy najbliższym, spytałam stojącą przy nim stewatdessę o lot do Miami. Odpowiedziała mi, że to nie to wejście. wskazała to które znajdowało się trzy dalej. Czułam jak pieką mnie oczy. Bo wiedziałam, że on tu jest, a tak na prawdę nie wiedziałam gdzie go szukać. Chciałam wykrzyczeć na cały głos jego imię. Lecz na nie wiele by się to zdało. Wszystkie moje słowa zginęły by w hałasie. Ten hałas pożerał wszystko.
Lot do Miami odbywał się za tamtą szybą. Za tamtym wejściem, pomyślałam patrząc na drzwi do rękawa. Na wyświetlaczu jodowym nad nimi pisało "Miami". Serce podskoczyło mi do gardła. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i dopadłam do klamki kiedy...
Mój uśmiech natychmiast zrzedł.
Drzwi były... zamknięte.
Szarpnęłam mocniej. Potem jeszcze raz. I kolejny. I to nic nie dało. Zaczęłam szarpać klamkę. Wiedziałam już że to nic nie da. Robiłam to tylko i wyłącznie z nerwów. Oczy zaszkliły mi się i powoli łzy zaczęły z nich spakować. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ręce. Ochrona zobaczyła co robię. Oderwali mnie od drzwi i upomnieli. Ale ja ich nie słuchałam. Patrzyłam tylko, jak na wyświetlaczu miga napis: "Miami. ZAKOŃCZONY."
W głowie zaczęło mi szumieć. I to nie przez to, co było naokoło. To moje myśli tak szumiały.
  Podeszłam do okna z widokiem na pas startowy. Położyłam na nim jedną rękę. Czoło
oparłam o zimną taflę. Na pasie startowym kołował duży, biało - różowy samolot. Wyjechał na pas. Jechał szybciej. Co raz szybciej. Aż w końcu odbił się od betonu i już unosił się w powietrzu. Schował koła, wysunął dodatkowe silniki. I leciał. Wysoko. Wyżej. Co raz wyżej.
I zniknął w chmurach, robiąc się co raz to mniejszym dla mojego oka.
Zginęłam w ciszy.
Szyba o którą się opierałam pokryła się parą od moich gorących łez. Spływały one z moich polików. I skapywały na śliską, czarną podłogę pod moimi stopami.
Odleciał.
Wyjechał.
Sam.
Zostawiając mnie.
Zostawiając mnie z tym wszystkim samą. Nie wiem czy o mnie chociażby myślał. Nie wiem czy uronił może jedną łzę odjeżdżając spod domu Harry'ego dzisiaj rano.
Położyłam druga rękę na szybie. Jakby miało to coś dać. Jakby miał mnie zauważyć i zawrócić. A wiedziałam, że to niemożliwe. Dokonanego się nie zmieni.
Stałam tak wpatrując się w niebo. Potem przymknęłam oczy.
I nagle poczułam zapach znanych mi perfum. Które się nie zmieniły mimo upływu czasu.
Zacisnęłam dłoń w pięść, którą przed chwilą opierałam na zimnej szybie. Otworzyłam oczy i wstrzymałam oddech. Przestałam płakać. W tej chwili byłam wprost przerażona.
Spuściłam wzrok na dół i spojrzałam kątem oka na to, co było za mną. Wiedziałam, że znów się spotkaliśmy. Ale na prawdę, nie wiedziałam że tak szybko i w takich okolicznościach.
- Wiesz, że jego tu już nie ma? -spytał
Zadrżałam.
Poczułam dym papierosowy.


"Zagubiona w tym momencie, a czas płynie dalej
I gdybym mogła mieć tylko jedno życzenie
Chciałabym cię mieć przy sobie"




Hej :)
Dodaję kolejny rozdział po krótkiej przerwie.
Wiem, dawno nic nie było..
Rozdział myślę że wyczekiwany. 
Louis wyjechał i jak znam życie wiecie, kogo spotkała Cherrie ;)
Ogółem rozdział... smutny. Nie wiem czy tylko ja go tak odbieram...
Nie zawojował mną jakoś zbytnio, ale chyba da się znieść.
Jeszcze dobiła mnie piosenka. Śliczna ;_;
Od tej pory zaczną się problemy i ogólnie takie tam...
Życiowy tekst na końcu xd
I ważna wiadomość:
co do Lou, to on już nie pojawi się nigdy w opowiadaniu.

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział XLIV

Z dedykacją dla Mary .
Stay with my heart .





(...)
Siedział tam.
Obserwowała go, opierając się całym ciałem na równoległą ścianę, przedzielającą klub na dwie części. Przygryzała wargę.
Na jego twarzy widoczny był noszalancki uśmiech, który tak dobrze znała. Jego twarz oświetlały na zmianę to czerwone, to niebieskie światła reflektorów. Jego wzrok palił ją.
Jego zgięta ręka opierała się łokciem o blat przy którym siedział. Jego dłoń luzacko trzymała szklankę z whiskey. Co chwila popijał patrząc na nią swoimi pięknymi oczami. 
Studiował każdy centymetr jej ciała. Jej włosy lekko potargane. Czerwone usta. Klatka piersiowa unosząca się szybko. Stróżki potu spływające po bokach jej twarzy. 
Ścisnął mocniej szklankę, kiedy przeniósł wzrok na jej ciało. Na jej zgrabne nogi wyeksponowane obcisłymi spodniami. Na jej delikatne dłonie opierające się wewnętrzną stroną o jaskrawoczerwoną ścianę. Jej ciało wlepiało się w nią. 
Chciał jej. Pragnął jej. A ona o tym wiedziała. Uśmiechnęła się.
Przeszedł ją dreszcz. Drobne ciało zadrżało delikatnie odrywając się od krwistej powłoki. Wciągnęła powietrze. Świsnęło. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. 
Na jej ramionach, których nie okrywała już jeansowa kurtka. Na jej dekolcie... 
Zaczęła poruszać biodrami w rytm muzyki unoszącej się w ciemnym pomieszczeniu. Skupił się mocniej. Nie zwracał uwagi na ludzi tańczących obok. Była tylko ona. Ona... 
Jęknął, kiedy odrzuciła swoje blond włosy za ramiona. Patrzyła na niego. Jej oczy wołały go. Jej ciało go wołało. Wprost krzyczało. Wargę, którą zagryzała pękła i wytrysnęła z niej delikatna stróżka krwi. Zlizała ją językiem. Uśmiechnęła się pociągająco. 
Tego było już za wiele.
Wstał gwałtownie z barowego krzesła, upuszczając szklankę. Zacisnął dłonie w pięści. Szczękę. 
Ruszył w jej stronę. Wpadał na inne osoby. Każda była inna, zauważył. Każda niby wyjątkowa, lecz i tak tacy sami. Tacy sami i przeciętni, kiedy była tu ona. Ta dziewczyna, która wiła się przy ścianie niemie go wołając. Przymykała oczy, kiedy robiła jakiś gwałtowniejszy ruch.
Aż w końcu z gracją oderwała się od ściany i ruszyła za nią. Zniknęła. 
Przyśpieszył kroku. Nie chciał jej zgubić. Myślał o niej. Czuł ją.
Jest. 
Stała na środku sali i wpatrywała się w wiszącą kulę dyskotekową nad jej głową. Biegł. Biegł jak najszybciej. Aby jak najszybciej pokonać odległość dzielącą ich. Wiedział, że ona jest jak jego uzależnienie. Tylko ona. 
Jest jak narkotyk. Czujesz się jak narkoman, gdy nie ma go obok ciebie. Próbujesz znaleźć, choćbyś miał przeszukać cały świat. Nie zważając na konsekwencje.
Jest ja tlen. Bez niego nie możesz oddychać. Dusisz się, aby go zaczerpnąć choć tylko pogarszasz tym sprawę.
Jest jak ulubiona rzecz, bez której czujesz po prostu pustkę. Jesteś w rozłamie...
Znalazł ją. Objął ją w biodrach i przyciągnął do siebie. Szepnął do ucha jej imię. Odchyliła głowę i natychmiast zaczął całować jej szyję. Potem linię szczęki, a potem usta. Składał na nich pojedyncze pocałunki. 
Jego ręce wędrowały od jej pleców, po pośladki. Przyciągał ją bliżej do siebie. Ona zaś, zaplotła mu dłonie na karku i zmusiła do pochylenia się w swoją stronę.
- Kocham cię, Cher -szepta zachrypłym głosem wprost do jej ucha. Owiał ją zapach jego perfum, jego oddechu, alkoholu...
- Powiedz to. Powiedz to, że mnie kochasz.... -mówi niczym błagalnie patrząc na jej idealną twarz, dotykając jej idealne ciało, smakując jej idealnych ust. 
Zaśmiała się tylko. Patrzyła tylko na niego. Wzmocniła uścisk na jego karku. Zaplatała kosmyki jego brązowych włosów, potem przeczesała grzywkę i przejechała palcami po linii jego szczęki, aby z powrotem zapleść dłonie na jego karku. Drażniła się z nim, doprowadzając go do gorączki.  
- Proszę... -jęknął przymykając oczy i pochylając się. 
Zaśmiała się. Jej zęby zabłyszczały w świetle kuli dyskotekowej. 
Wzmocnił swój uścisk na jej plecach. Przyciągnął ją bliżej.
Stanęła na palcach i przybliżyła po woli twarz do jego ucha. Otworzyła je ale przez chwilę nie mówiła nic. Po chwili odezwała się. Na jej ustach widoczny był uśmiech.
- Kocham cię, Hazz. -usłyszał prosto do swojego ucha. Zadrżał. Przymknął oczy. 
Przejechał dłonią po boku jej ciała. Od ramienia po talię. Biodra. Chwycił jej gorącą dłoń. Splótł jej palce ze swoimi. 
Czuł jej serce bijące pod cienką koszulką. 
Zaczęli kołysać się w rytm muzyki. Mimo iż nie była to muzyka idealna do przytulanego tańca. Blisko siebie. Czuli się wzajemnie. Swoje oddechy.
Nie zważali na ludzi na około nich. Na inne ciała zatracone w tańcu, przesycone zapachem alkoholu, papierosów, potu...
Dla niego istniała tylko ona, zaś dla niej - on. 
Robiło im się gorąco. Od swojej bliskości. Czuł jak po jego plecach płynie mokra stróżka. 
Zdjął rękę z jej pleców. Odgarnął jej włosy z twarzy zaczesując je palcami do tyłu. Nie spuszczał z niej wzroku ani na sekundę. Nie wypuszczał jej z objęć, chociaż wiedział, że obydwoje za raz się zagotują. 
Tańcząc szeptali swoje imiona, skradali z ust niewinne pocałunki. 
Dosłownie rozbierał ją wzrokiem. Jego myśli kręciły się w tej chwili tylko na około niej. 
Nie myślał o swoich problemach. Nie zważał na to, czy ktoś może ich obserwować. 


                                                        ~*~*~*~

Wyszli z klubu. Szli z początku zachowując dystans między sobą. Lecz po chwili zbliżył się do niej i chwycił jej rękę. 
Nie padało już, lecz ulice nadal były mokre. Jej obcasy stukały równomiernie w chodnik. Ich splecione dłonie wiszące między nimi kołysały się delikatnie pod wpływem ruchu. Rozmawiali od czasu do czasu śmiejąc się głośno. Całując się. 
Byli szczęśliwi. Cieszyli się chwilą i nie chcieli stracić nawet sekundy razem. I mimo iż wiedzieli, że takie chwile nie będą trwały wiecznie, starali się o tym nie myśleć. 
Rozmawiali na takie tematy, których dawno nie poruszali. Po prostu bali się. Atmosfera między nimi była ostatnimi czasy napięta. 
Lecz teraz wszystkie smutki odeszły w niepamięć. 
Stali nad rzeką. 


                                                        ~*~*~*~

Rozczesywała mokre włosy stojąc przed wielkim lustrem w złotej ramie w sypialni. Odruchowo zakładała je na prawą stronę, aby zasłonić znak po spotkaniu z byłym chłopakiem. 
Przymykała oczy, aby przypomnieć sobie sytuacje, które, nie tak wcale dawno, miały miejsce w klubie. 
Nadal przechodziły ją dreszcze na wspomnienia o jego dotyku. O jego słowach. O tym jak ją całował. Jak na nią patrzył...
Jego spojrzenie, on cały, był jak magnes. Nie mogła wyobrazić sobie życia bez niego. Bo był jej uzależnieniem. Byli jak dwie połówki jabłka - idealne, pasujące do siebie. 
Przypomniała sobie jak się czuła wtedy w klubie. Jak było jej gorąco. Jak szybko pracowało jej serce. Jak stała przy ścianie i czuła się jak w klatce. Ale komfortowo bo widziała jego przed sobą. Jak jego ręce poruszały się tam, gdzie nie powinny i jak jej się to podobało. 
Bo tak bardzo go kochała, a każde spotkanie z jego ciałem było jak podpalenie kropli benzyny. Powodowało wybuch. Wybuch emocji. 
Jak nie mogła oddychać bo tak bardzo ją ściskał, aby tylko być jak najbliżej niej.
Oddychaj, mówiła sobie w myślach.
Tak bardzo nie chciała okazać słabości. 
Nie chciała oglądać się w lustro. W to co było za nią.
Siedział na kanapie z nogami wyciągniętymi przed siebie. Patrzył na każdy ruch który wykonywała. Nie zauważył tylko jak delikatnie się spięła, kiedy przekładała włosy tak, aby zasłonić czerwoną plamkę. 
Chrząknął wymownie, kiedy jednak wymiękła i spojrzała na niego spod wachlarza swoich gęstych, czarnych rzęs. Uśmiechnęła się. 
Zilustrował ją od góry od dołu skupiając się na jej drobnym ciele owiniętym białym szlafrokiem. Jej gołych nogach i stopach na których widoczne były umalowane na różowo paznokcie. Zaśmiał się pod nosem spuszczając wzrok. 
Kiedy ponownie na nią spojrzał,  zaciągnął się powietrzem. 
Patrzyła wprost na niego w lustro. Uśmiechała się uwodzicielsko. 
Jej twarz promieniowała w stłumionym świetle lampki. Widział w niej wprost anioła. Nie wiedział gdzie podziać wzrok. Był w rozłamie. 
Jej mokre włosy układały się na ramieniu.
Po woli zaczęła spuszczać szlafrok i ukazały się jej plecy częściowo wytatułowane. Zerwał się z łóżka i stał jak wbity w ziemię słup soli. Nie wiedział gdzie patrzeć. Czy na jej zgrabne plecy czy w lustro gdzie po chwili zobaczył jej nagie ramiona, biust, brzuch.
Jęknął cicho.
Podszedł do niej w tym samym momencie, kiedy jej szlafrok spadł na podłogę. 


                                                       ~*~*~*~

Wiedziała, że musi zejść na dół. Coś ją ciągnęło. Nie mogła odpuścić.
Czym prędzej zerwała się z łóżka przechodząc nad chłopakiem z brązowymi włosami i zebrała z podłogi swoje ubrania i bieliznę. Zaczęła zakładać wszystko w pośpiechu. Niezdarnie. 
Nie czekała więcej. Zbiegła na dół. 
Cisza. W salonie panował półmrok. Słońce dopiero wschodziło. Było na horyzoncie. 
Stała tak chwilę. Jej ciało, twarz oświetlały złote promienie słońca wpadające przez okno. Czuła, że coś jest nie tak. Jakby ktoś tu był. Jakby miał za raz się zjawić. Wiedziała, że za chwilę coś się wydarzy.
Powstrzymała z trudem pisk kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Podskoczyła aż w miejscu, lecz po chwili opanowała się.
Podeszła cicho do drzwi. 
Odetchnęła.
Otworzyła.
Zobaczyła dobrze znanego jej bruneta. Tego o niebieskich oczach o tym ślicznym głosie. 
Obok niego stała walizka.
- Louis... -szepta.
- Hej Cher. -odpowiada sztywno nie okazując żadnych uczuć. 
Nie wiedziała, co powiedzieć. Mówił do niej takim tonem. Tak chłodnym... Wzdygnęła się.
Chciała coś powiedzieć, lecz głos uwiązł jej w gardle. 
- Wyjeżdżam. -powiedział po chwili.
Była w szoku.
- Dlaczego?... -pyta piskliwym głosem.
Popatrzył na nią. Jego wzrok wyrażał ból, zdezorientowanie, ale za razem pewność siebie i zdeterminowanie. Wiedział, czego chciał, lecz wahał się, przed działaniem.
- Wyjeżdżam. -powtarza. Ostatni raz. Stanowczo.
Tym razem jego słowa brzmiały pewnie. Odwrócił się i ruszył przed siebie. 
Obrócił jeszcze głowę przez ramię, aby spojrzeć na nią. Na to jak zareagowała. A potem znów odwrócił się.
- Nie rób mi tego. - mówi piskliwym głosem przysiadając w kucki i opierając twarz w dłonie.
- Błagam. -szepta
Ale już nie słyszał. Jego czerwone auto odjechało z piskiem opon.
- Lou... - I delikatnie ociera łzy.



Nowy. 
Tak. Wiem. Jest inny.
Nie ma niczyjej perspektywy, ale myślę, że się podoba.
Ja osobiście go uwielbiam
Napracowałam się nad nim i dopracowałam każdy szczegół.
Hazz i Cher naprawili swoje kontakty, był seks (xd), i Lou postanowił wyjechać.
Z ta sytuacją będzie działo się potem wiele rzeczy :)
Powoli akcja mi się rozkręca :33
Cóż.. Sądzę, że wynagrodziłam wam tamten nieudany rozdział.
To tyyyle :)
#<3




środa, 15 stycznia 2014

Rozdział XLIII


before you are .♥





~Cherrie~

   Nad ranem obudziłam się bardzo wcześnie. Dopiero świtało, lecz ja i tak nie mogłam już spać. Nie było mowy o tym, że zasnę ponownie. Przekręciłam się z pleców na bok i zdziwiłam się, gdzie się znajduję. W tej chwili zaczęło mnie coś uciskać w karku. To są minusy spania na kanapie. 
   Leniwie zmusiłam się do wstania z kanapy. Siadłam na niej i opierając łokcie o kolana, przetarłam oczy, po czym wstałam i ruszyłam do sypialni. Otworzyłam drzwi i zatrzymałam się jak wbita w ziemię. Moje oczy utknęły w Harry'm. Który nadal spał tak, jak to zostawiłam go wczoraj. Nadal byłam zła. I mimo iż sama chciałam, aby skończył z Jen to w tej chwili czułam się zaniepokojona jego decyzją... Zacisnęłam dłonie w pięści i przeszłam do szafy. Wybrałam pierwsze co znalazłam i o dziwo wybrałam z tego fajną stylizację. Przewiesiłam wszystko przez ramię i przeszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. 
   Rozczesałam swoje włosy, umyłam twarz, zęby, zrobiłam makijaż mocniejszy niż zwykle i ubrałam się w naszykowane ubrania. Cisza, panująca w domu pieściła moje uszy. Dzięki niej mogłam skupić się na rozmyślaniu. Nad sytuacją która miała miejsce wczoraj. Nad moją rozmową z Louis'em. Wiedziałam, że przez długi czas się do mnie nie odezwie. I w sumie na jego miejscu zrobiłabym to samo...
Czesząc swoje włosy znów mój wzrok utknął we wczorajszej "pamiątce" Skrzywiłam się, bo wyglądało to koszmarnie. Wzięłam puder i zakryłam to nieco. Lecz i tak nie dało to wymarzonego efektu. Przełożyłam włosy na prawą stronę zaczesując je tak, aby wyglądały jak najbardziej naturalnie. Zmartwiłam się, bo nie wiedziałam jak Hazz zareaguje, gdy to zobaczy. Nie wiedziałam, co mu powiem. Pod żadnym pozorem nie chciałam mu mówić o moim spotkaniu z byłym chłopakiem. 
Westchnęłam i wpuściłam koszulę w spodnie. Sięgnęłam po drewniane pudełeczko w którym trzymałam biżuterię. Wyciągnęłam z niego dwie bransoletki i założyłam na lewą rękę. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i wyszłam z łazienki. Zszedłszy na dół, podeszłam do szafki i wyciągnęłam szklany kubek. Odkręciłam kran i nalałam do pełna. Wypiłam wszystko duszkiem i wsadziłam do zmywarki. Przeszłam do salonu i sięgnęłam po torebkę i klucze, po czym wyszłam z domu.
   Pogoda była miła. Słońce przykryte było chmurami, lecz osobiście lubię taką pogodę. Ludzie kręcili się już po mieście. Każdy zabiegany, jak to w sobotę, dążył swojego celu. Którego ja w tej chwili nie miałam. Szłam i szłam gdzie mnie ochota naniesie. Wyciągnęłam z kieszeni słuchawki i telefon i włączyłam muzykę, która po chwili rozbrzmiewała w moich uszach. 
Skręciłam w mniej zaludnioną część miasta. Minęłam basen, kilka domków jednorodzinnych i plac zabaw, na którym się chwilę zatrzymałam. Otworzyłam furtkę, która zaskrzypiała i siadłam na ławce. Popatrzyłam na huśtawki. To tutaj spotkałam się kiedyś z Lou. Tutaj odbyliśmy szczerą rozmowę... Przymknęłam oczy i poczułam motylki w brzuchu. Tylko nie wiem dlaczego. Dlatego, że myślałam o Louis'ie, czy może dlatego, że myślałam o Harry'm? Wbiłam wzrok w moje umalowane na czarno paznokcie i zdjęłam słuchawki chowając je do kieszeni spodenek. Wstałam i poszłam dalej. 
   Przechodziłam właśnie przez tunel po wiaduktem i jakbym usłyszała mój głos. Odwróciłam się w stronę dźwięku i przed oczami mignął mi cień. Serce przyśpieszyło swoją akcję i szybszym krokiem ruszyłam przed siebie. Wyszłam z ciemnego tunelu i skierowałam się w stronę centrum handlowego. Weszłam do niego i przechodziłam między sklepami. Nie miałam zamiaru nic kupować, lecz jeśli ktoś na prawdę tam był, to chciałam go zgubić.
Przeciskałam się między ludźmi. Część z nich rzuciła kąśliwy komentarz w moją stronę. Szłam dalej i dotarłam właśnie do części gdzie znajdowały się sklepy z fast foodami. Poczułam suchość w gardle i postanowiłam kupić colę. Stojąc w kolejce, słyszałam jak dwie dziewczyny mówią coś o mnie. Szeptały, że chciały by być na moim miejscu. Mieć Harry'ego jako swojego brata. Zacisnęłam wargi. Nie wiedziały co mówiły. Nie chały by być mną. 
- Słucham? -usłyszałam kobiecy głos. 
Odwróciłam się w stronę kobiety za ladą.
- Em.. Proszę colę. -powiedziałam wymuszając uśmiech.
Brunetka w fartuszku z logiem KFC zniknęła na chwilę za dwoma facetami i po chwili wróciła do mnie z kubkiem i słomką w środku.
- Proszę. -wręczyła mi, a ja zapłaciłam.
Minęłam ludzi i ruszyłam w stronę ruchomych schodów, po czym skierowałam się do głównego wyjścia. Sączyłam powoli zimną colę i nadal rozglądałam się naokoło. Nic ani nikt nie przykuł mojej uwagi. Wtem poczułam wibrację mojego telefonu. Przełożyłam kubek do lewej ręki i wyciągnęłam komórkę. Odczytałam nową wiadomość, której nadawcą był Harry. 

                            "Gdzie jesteś? 
                              Przyjadę do Ciebie.
                              Kocham cię, Cher."

Westchnęłam. Nie schowałam telefonu, lecz chciałam iść dalej sama. Tylko podniosłam wzrok, a moje serce stanęło. Było ich dwóch. Stali po drugiej stronie ulicy z papierosami w zębach. Opierali się o słup który stał przy chodniku. Matt świdrował mnie wzrokiem, zaś jego kolega tylko zerknął na mnie spode łba. Upuściłam kubek i zawartość rozprysnęła się dookoła. Czym prędzej wybrałam numer Harry'ego. 
- Cherrie... 
- Przyjeżdżaj po mnie. Jestem pod... -urwałam na chwilę. -Na wiadukcie. Błagam, Hazz.
Nie czekałam na odpowiedź, tylko odwróciłam się i rzuciłam się biegiem przed siebie. Serce biło mi jak oszalałe. Lecz biegłam dalej. Nadal czułam, że ktoś mnie obserwuje. Nie wiedziałam tylko tego, czy to Matt. Czy może ktoś inny? 
   Po dziesięciu minutach biegu dotarłam na wiadukt. Zauważyłam czarnego Range Rovera stojącego na poboczu na awaryjnych. Czym prędzej dopadłam do niego i otworzyłam drzwi. Zdyszana wpadłam do środka.
- Jedź! -wrzasnęłam
Hazz opatrzył na mnie zdezorientowany, ale wyłączył światła awaryjne i ruszył z piskiem opon. Zaciskając ręce na kierownicy jechał z szybką prędkością i patrzył na mnie. Wykonywał niebezpieczne manewry. Wiedział, że się bałam. Ale tak na prawdę byłam przerażona. 
- Co się dzieje? 
Popatrzyłam na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Em... Nic. Nic się nie dzieje. 
   

   Kiedy dotarliśmy do domu, Hazz otworzył mi drzwi puszczając mnie pierwszą, zaś sam wszedł za mną. Cała się trzęsłam, byłam zmęczona biegiem, serce nadal biło mi jak oszalałe i przecz oczyma widziałam Matta i jego kumpla. Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać. Siadłam na kanapie i zaczęłam się bawić swoimi palcami. Poczułam, jak Harry siada obok mnie. Kiedy jego ręka, dotknęła mojego ramienia, zadrżałam. Machinalnie spojrzałam na niego i moje oczy utknęły w jego. Tak pięknych, zielonych tęczówkach, doprowadzających mnie do szaleństwa. Jego pełnych ustach, które właśnie w tej chwili zderzyły się z moimi. Jego ręce znalazły się na moich biodrach. Podniósł mnie delikatnie i usadził sobie mnie przodem na kolanach. 
- Przepraszam za wczoraj. -szepnął mi prosto w usta.
Znów chciał mnie pocałować, lecz ja zareagowałam odmową.
- Wiem, Harry... -powiedziałam i wtuliłam w niego twarz.
- Wyjdziemy gdzieś? Zabawić się? Jako para? Zapraszam cię na randkę 
Spojrzałam na niego z uczuciem. To było takie miłe z jego strony...
- Nie możemy. -mruknęłam patrząc gdzieś w dal.
Westchnął złapał mnie za podbródek.
- Zaryzykujmy. Ale proszę cię, Cher. -powiedział cicho i przygryzł moją wargę.
Zastanowiłam się chwilę. Może serio nam się uda? Przecież nie wszyscy nas śledzą, nie każdy jest tak bardzo zainteresowany naszym życiem. Mogło się udać. 
- Dobrze... 
Objęłam go za szyję i wpiłam się w jego usta. Wywróciliśmy się do tyłu na kanapę. Po dom rozniósł się nasz śmiech. A potem cisza, kiedy zajęliśmy się sobą. 


                                                         ~*~*~*~

- Złap mnie za rękę -powiedział, kiedy otwierał mi drzwi od strony pasażera. 
Było ciemno. Na zegarku dochodziła godzina 22. Na chodniku kręciło się nie wiele osób. Padał deszcz, więc nie wiele osób miało ochotę na spacery...
Wysiadłam z samochodu i zadrżałam. Było mi zimno. Moje ubranie nie było zbyt za ciepłe. Harry jedną ręką objął mnie, zaś drugą splótł nasze palce. Odruchowo zaczęłam nerwowo rozglądać się na około.
- Jest dobrze... -szepnął kiedy stanęliśmy przed wejściem do nocnego klubu. Przez moje wysokie buty moja twarz znajdowała się wyżej niż zwykle. Hazz pochylił się z przyzwyczajenia aby mnie pocałować i zderzyliśmy się nosami. Wybuchłam śmiechem i oparłam czoło o jego ramię. Po chwili złapał mnie za podbródek i zmusił abym go pocałowała.
Uśmiechnęłam się i w tej chwili zaginęły wszystkie moje smutki. Byłam zadowolona z aktualnej sytuacji. Z tego, że jestem z Harry'm, że okazujemy swoje uczucia bez ukrywania się. Ale wiedziałam, że nie będzie trwało to długo. 




Nowy :3
Przepraszam, że późno, ale jakoś nie miałam czasu napisać.
Byłam zdołowana przez chłopaka... Egh... :(
Rozdział jest.. No. Sama nie wiem co o nim myślę.
Nie jest za genialny. Kolejny będzie sto razy lepszy!
W tamtym są moje emocje które wylałam przez tego dupka -,-"
Co do tego rozdziału to Hazz i Cher wyszli na randkę, Matt znów się pojawił co doprowadziło Cheri do stanu krytycznego...
Dodałam linki i myślę, że wam łatwiej sobie wyobrazić Cher :D
Nom. To tyle.
Swoje opinie piszcie w komentarzach :)
Zapraszam do zadawania pytań postaciom no i mnie.
Łapać mojego Ask'a jak ktoś chce: klik
Dziękuję za liczbę komentarzy pod poprzednim postem<3
Nadal jestem w szoku zważając na ich liczbę! 

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział XLII


Włącz: Recovery .





~Cherrie~

   Nie chciał być miły. Nie chciał, aby nasze spotkanie od ponad roku było przyjemne. Nadal myślał, że wszystko mu wolno. Zachowywał się tak jakbym nadal była jego własnością...
   Przeszły mnie ciarki. Czułam jego oddech na mojej szyi i dłonie zaciskające się wokół mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie od tyłu bez jakiejkolwiek oznaki delikatności. Po dosłownie sekundzie jego usta zaczęły całować nagą skórę na moim karku, potem obojczyki. Zrobił krok do tyłu ciągnąc mnie za sobą. Pogrążyła nas ciemność - uliczna latarnia już na nas nie świeciła. Nadal ulica świeciła pustkami. Zero żywej duszy, oprócz nas, rzecz jasna. Wróciłam do rzeczywistości, kiedy prawie krzyknęłam czując jego zęby wbijające się w moje ciało. Jego długie palce ściągnęły delikatnie jedno z ramiączek bluzki, którą miałam na sobie. Dopiero teraz postanowiłam się wyrwać. Lecz mogłam się spodziewać, że to nie będzie takie łatwe. Jego uścisk wzmocnił się wywołując na mojej twarzy grymas niezadowolenia. Dłoń, która nadal obejmowała mnie w talii zaczęła wbijać mi się w brzuch. Zęby nadal jeździły po mojej szyi. 
- Przestań... Proszę, przestań! -szepnęłam zachrypłym głosem.
Wiedziałam, że usłyszał, jednak puścił mnie dopiero po kilku minutach. Odskoczyłam od niego jak oparzona i złapałam się za gorące miejsce na mojej szyi. Nadal pulsowało i bolało.
- Kurwa. -warknęłam zaciskając oczy na chwilę. 
Kiedy je otworzyłam, podniosłam wzrok na chłopaka. Stał oparty o ścianę bloku z papierosem w zębach, którego właśnie zapalał. Schował zapalniczkę do przedniej kieszeni czarnych spodni. Jednak ich odcień nie przypominał nawet po części koloru jego włosów. Czarne jak noc w nieładzie oznaczającym, że niedawno wyszedł z imprezy. Tak. To było do niego podobne. Jego oczy jak zawsze były piękne. Szkliste niebieskie mieniące się, jakby były posypane srebrnym brokatem. Usta wygięte w ironicznym uśmiechu. 
- Cherrie Howe. Nie sądziłem, że się jeszcze spotkamy. -powiedział wypuszczając z ust dym papierosowy. Skrzywiłam się i nie odpowiedziałam. Byłam w stu procentach pewna, że to nie było przypadkowe spotkanie.
- Ach... No tak. Ty masz teraz inne zajęcia. -westchnął teatralnie. Zawsze doprowadzał mnie do szału swoim cynizmem.
Ten chłopak to Matthew Downey. Mój były chłopak. Olewający szkołę, któremu w głowie tylko alkohol, imprezy i papierosy. Mimo iż miał teraz dwadzieścia jeden lat, zachowywał się gorzej niż zbuntowane dziesięciolatki...
- Co masz na myśli? -warknęłam przeszywając go wzrokiem. On tylko wybuchł śmiechem. 
- Wiesz... Słyszałem to i owo. Ludzie gadają... -urwał i przyjrzał mi się z powagą. -Ale ja nie jestem idiotą, jakim mogę ci się wydawać.
Wykrzywiłam usta w grymasie. Zorientowałam się o co ma na myśli. Nie byłam z tego zadowolona. 
- Byliśmy razem ile? -zrobił krótką przerwę -Dwa lata? Tak. Dwa lata... I nigdy, przenigdy, nie słyszałem żebyś była rodziną z tym całym Harry'm. -poczułam ukłucie w klatce piersiowej.
Wiedziałam, że jestem w pułapce. Dopóki Matt nie będzie zadowolony z moich odpowiedzi, nie puści mnie wolno. Gdybym tylko rzuciła się do ucieczki, złapałby mnie po sekundzie. Matt był wysportowany i co najważniejsze: niebezpieczny i nieobliczalny. 
- Może nie mówiłam ci wszystkiego? -powiedziałam opierając się ramieniem o jakiś budynek. 
Uśmiechnął się. 
- Kłamiesz. 
Jęknęłam i zamknęłam oczy.
- Może inni dali się na to nabrać, ale nie ja. Nie jesteś jego "kuzynką" -zrobił w powietrzu cudzysłów- Widziałem kilka zdjęć w prasie. Nie wyglądasz na szczęśliwą. Ale kiedy idziecie do domu, wszystko się zmienia. Widzę, jak na niego patrzysz, jak on patrzy na ciebie... Ach, ta miłość! -spojrzał w niebo, na którym widocznych było setki gwiazd.
- I co ci do tego? -spytałam
- Wiesz... To moje odkrycie jest bardzo istotne. Zważając na to, że twój chłoptaś prowadza się z tamtą laską. -miał na myśli Jennifer -A gdyby świat się dowiedział, jego kariera...
- Nie zrobisz tego! -krzyknęłam robiąc krok do przodu. Uśmiechnął się.
- Hmm.. Sama widzisz, że to bardzo cenna informacja. 
Mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Przez to, że zmniejszyłam odległość między nami poczułam mocny zapach alkoholu i papierosów... oraz damskich perfum. 
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Jak to czego? Forsy.
Przymknęłam oczy. Musiałam przyznać, że umiał wykorzystać każdą sytuację. 
- Z resztą. Pogadamy kiedy indziej.
- Kiedy? -zapytałam szybko.
- O to się nie martw. Znajdę cię. -puścił mi oczko. Odepchnął się od ściany i wolnym krokiem ruszył ulicą. Patrzyłam na niego dopóki nie zniknął za zakrętem. Na jego czarne włosy, skórzaną kurtkę i czarne spodnie.
- Szlag. -mruknęłam sama do siebie.
Nagle usłyszałam jadący samochód. Zza zakrętu wyłoniła się żółta taksówka. Serio? Teraz?!


                                                     ~*~*~*~

   Stałam przed lustrem w szaro-czarnej łazience owinięta białym puszystym ręcznikiem. Czesałam swoje długie, pofalowane delikatnie włosy układając je w typowy dla mnie sposób. Było cicho i ciemno. Słyszałam jedynie szum wody, którą odkręcałam od czasu do czasu. Za oknem, które i tak było zaparowane od gorąca wody, widziałam jedynie ciemne niebo. Zdążyłam do tego przywyknąć. Zawsze kiedy się kąpałam i zajmowałam zajęciami dotyczącymi tylko mnie była już późna godzina. W chwili obecnej miałam cały dom dla siebie i nie musiałam się przejmować tym, że może Hazz także chciałby skorzystać z łazienki. 
   Przekładałam właśnie włosy na lewą stronę i ręce zastygły mi w półruchu. Zauważyłam na mojej szyi czerwoną plamkę. Złapałam się za nią gwałtownie i wydarzenia sprzed ponad godziny przeleciały mi przed oczami niczym film. Zdenerwowałam się i z bijącym sercem odsłoniłam dłonią jeszcze zaróżowione miejsce. Wyglądała wprost okropnie i wiedziałam, że nie zniknie przez długi czas. Zrobiło mi się gorąco, i to nie przez temperaturę panującą w łazience. Matt. 
   Po głowie znów zaczęła mi krążyć moja rozmowa z nim. Jego słowa brzmiały niczym... szantaż. Miał na mnie haka. Wiedział, że jestem bliższa Harry'emu, niż mówiliśmy światu. I oczywiście chciał to wykorzystać. Chciał ode mnie pieniędzy. Nie znałam jeszcze szczegółów jego wymagań, lecz wiedziałam, że nie zażąda małej sumy. A co się stanie jak nie wywiążę się z "umowy"? Co się stanie jak powie prawdę? Zachwiałam się, lecz w porę oparłam się o umywalkę. Westchnęłam głęboko przymykając oczy. Po chwili otworzyłam je  z powrotem i zrzuciłam z siebie ręcznik ubierając piżamę. 
   Usłyszałam hałas na dole. Pierwsze co przyszło mi na myśl to niespodziewana wizyta Matt'a. Lecz jednak jak na niego, pierwsza w nocy to za późno jak na odwiedziny.
Czym prędzej zawiązałam na kokardkę sznureczki od spodenek znajdujące się w biodrach i otworzyłam drzwi od łazienki. Uderzyło mnie chłodniejsze, świeże powietrze. 
   Usłyszałam stłumione głosy z dołu i podążyłam do źródła dźwięku. Zbiegłam na dół po schodach i stanęłam jak wryta, widząc Harry'ego przepychającego się w drzwiach z jakimś facetem. Kłócili się o coś i Hazz zaczął go wyganiać z domu.
- Nie. Nie stawię się tam z nią, rozumiesz? -wybełkotał mój chłopak chwiejąc się na nogach.
- Styles. Twój szef...
- Gówno mnie on obchodzi! Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! 
Popchnął mocniej mężczyznę i tamten zachwiał się lekko i znalazł się na zewnątrz. Miał coś jeszcze powiedzieć, lecz Hazz zatrzasnął mu z hukiem drzwi przed nosem. Miał napięte mięśnie i opierał się o drzwi jedną ręką. 
- Ja pierdole... -warknął pod nosem i odwrócił się w moją stronę. Dopiero teraz zorientował się o mojej obecności. Ja także coś spostrzegłam. Hazz był całkowicie pijany. Ledwo trzymał się na nogach, miał podkrążone oczy a jego włosy były bardziej rozczochrane niż zwykle. 
- Widziałaś? -spytał. Potrząsnęłam tylko głową. 
Brunet wyszczerzył zęby w uśmiechu, pokiwał przecząco głową i ruszył przed siebie zahaczając o mnie ramieniem. Poszedł schodami na górę, a po chwili ja za nim. Chłopak kierował się do naszej sypialni. Nie zdejmując nawet butów i ubrania, walnął na łóżko i jęknął z zadowolenia. Patrząc na mnie, poklepał miejsce obok siebie. Niepewnie siadłam obok niego po turecku. 
- O.. O co chodziło? Gdzie ty byłeś? Jesteś pijany! -podniosłam nieświadomie głos.
Harry przewrócił się na plecy i założył ręce za głowę wbijając wzrok w sufit. 
- Byłem na spotkaniu służbowym. Wykląłem wszystkich i powiedziałem, że nie chcę się spotykać na najbliższej gali z Jennifer. Powiedzieli mi, że muszę na co się nieźle wkurwiłem... A potem poszedłem się upić. -powiedział jakby nigdy nic. 
Zagryzłam wargę. Teraz to ja się wściekłam. 
- I to powód do tego, aby się upić? Musisz z nią iść! -wrzasnęłam zrywając się z łóżka na proste nogi. 
Harry popatrzył na mnie zaszokowany. 
- To ja ci pomagam. Ja robię wszystko, żebyś nie zwalił tej zasranej umowy a ty masz na to wyjebane! Masz tam iść i koniec! -wydarłam się i dopiero po chwili zorientowałam się co ja robię. Skapnęłam się, co jest powodem mojego wybuchu. Bałam się. Bałam się, że Matt mimo iż mu najprawdopodobniej zapłacę i tak wygada wszystko. A może gdyby Hazz bardziej wczuł się w rolę, może nikt by nie uwierzył mojemu byłemu chłopakowi?
- Pogadamy jutro. Jak wytrzeźwiejesz. -rzuciłam odwracając się na pięcie i wyszłam z sypialni.
   Tę noc spędziłam na kanapie. 



Nowy rozdział. Myślę że do zniesienia.
Nareszcie zaczęło się coś dziać :)
Pojawił się dawny chłopak Cherrie który zaczyna ją szantażować.
Hazz wrócił najebany a Cher każe mu się spotykać z Jen.
Możecie domyślać się w najbliższym czasie dużego udziału Matt'a ;)
Co do Lou to nie wiem kiedy się pojawi bo ma "focha" na Cher XD
Chłopak na zdjęciu to Matt!!! 
I ZAPRASZAM DO ZADAWANIA PYTAŃ!!! KLIK!
To tyyyyyle ^^
#lovki  #kiski  #yo  :)