sobota, 30 listopada 2013

Rozdział XXXIV


Right Now ♥





~Harry~

   Zamarłem w jednej sekundzie. Ramiona, które obejmowały delikatne ciało Cherrie napięły się wzmacniając uścisk. Mogłem sprawiać jej tym ból, lecz nie myślałem o tym w tej chwili. Liczyła się dla mnie teraz jedynie myśl, że wiedziała. Wiedziała o mojej przeszłości. Że piłem, że ćpałem, że zaliczałem wszystkie panny po kolei... Czułem, jak mój puls przyśpiesza. Zacisnąłem bezwiednie szczękę i patrzyłem pusto przed siebie. 
- Skąd wiesz? -syknąłem przez zaciśnięte zęby.
Cherrie chyba wyczuła to, że mój stan gwałtownie się zmienił. Nie odpowiadała i przez chwilę. Próbowała jedynie wyswobodzić się z mojego uścisku. 
- Ałć... Hazz, to boli. -jęknęła cicho.
W sekundzie moje ręce rozluźniły się i przyległy prawidłowo do mojego ciała. Powtórzyłem jeszcze raz, skąd wiedziała. Jednak dziewczyna milczała. Nie chciała nic powiedzieć. W tej chwili mnie olśniło. Wiedziałem. Zacisnąłem dłonie w pięści i ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia. Otworzyłem gwałtownie drzwi i pchnąłem je ramieniem. 
- Czekaj! -krzyknęła. 
Nie odwróciłem się. Szedłem dalej przyśpieszonym krokiem. Zły. Wściekły. Myślałem, że za raz kogoś uduszę. Mijając przypadkowych ludzi, trącałem ich barkami. Miałem to jednak w dupie. 
   Kiedy znalazłem się na zewnątrz od razu ruszyłem do mojego samochodu. Wsiadłem do niego, a chwilę potem obok mnie znalazła się Cherrie.
- Czy ty do jasnej cholery możesz mi wyjaśnić co ci odpierdoliło?! -wrzasnęła patrząc na mnie uporczywie. Jej wzrok wprost palił. 
Zacisnąłem usta tworząc z nich cienką linię i odpaliłem silnik. Ruszyłem z piskiem opon z chodnika i włączyłem się do ruchu.
- Wiesz. Wiesz o tym co miało miejsce czas temu. A nikt. Dosłownie nikt miał się o tym nie dowiedzieć. Świadomość tego, że wiesz jaki byłem... Po prostu nie mogę sobie tego wyobrazić. I wiem kto ci powiedział. Ktoś kto miał trzymać mordę na kłódkę i nie puścić pary z ust. 
Mój monolog dobiegł końca. Dziewczyna popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym "A więc o to chodzi?". 
   Z licznika nie znikało 100km/h. Jechałem niczym wariat nie zatrzymując się na pasach, nie patrząc na ograniczenia prędkości, na znaki i na światła oraz innych uczestników ruchu. Byłem wprost wkurwiony. Chciałem jak najszybciej go spotkać i wykrzyczeć mu w twarz co myślę o tym co powiedział. Nie powinien tego robić. To, co miało miejsce w tamtym okresie naszego życia miało nie wychodzić poza naszą dwójkę. Złamał obietnicę. 
   Zaparkowałem pod domem Louis'a. Wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych do domu. Za mną cały czas kierowała się Cherrie. Nie umiałem. Nie umiałem w tej chwili być wrażliwy na jej cierpienie. Na to, że powinniśmy zapomnieć o sprawie i spędzić dzień we dwoje jak to robiliśmy jakiś czas temu. 
Z rozmachem szarpnąłem klamkę i przekroczyłem próg domu mojego przyjaciela. Zatrzymałem się jednak i poczekałem aż moja dziewczyna znajdzie się w środku, po czym trzasnąłem drzwiami. Louis zjawił się u nas po kilku sekundach. Popatrzył na mnie zdezorientowany. Na moje zaciśnięte dłonie w pięści, napięte mięśnie i zaciśniętą szczękę. Na przestraszoną i zrozpaczoną Cherrie.
- Stary. Co ci się stało? -spytał robiąc krok w moją stronę.
- Nie... -szepnęła w stronę blondyna moja dziewczyna.
Louis przeniósł wzrok na nią to z powrotem na mnie. 
- Powiedziałeś jej. Powiedziałeś o tym, co robiliśmy, kiedy nam totalnie odpierdoliło. Wygadałeś nasz sekret, który nigdy nie miał prawa ujrzeć światła dziennego. Miał zostać tylko między nami. Wygadałeś się bo co? Bo jest moją dziewczyną? Ale jej i tak nie powinieneś nic mówić! Tym bardziej jej! -krzyknąłem na cały głos.
Lou zmienił wyraz twarzy. Wydawał się teraz zaszokowany tym co powiedziałem. Sądził, że jestem idiotą. Że sam nie wiem co mówię.
- Powinna wiedzieć. -powiedział w końcu. 
- Co? -spytałem niedowierzająco.
- Przynajmniej ona. Jakby ci na niej zależało, powiedziałbyś jej. Chyba, że chcesz ją okłamywać w najważniejszych sprawach.
Ciśnienie z każdą sekundą mi się podnosiło. Myślałem, że wyjdę z siebie. Że dostanę tu szału i zacznę zachowywać się jak wariat. 
- Po co? Po co?! Może chciałem tego uniknąć?! Może chciałem, żeby to zostało tylko między nami? Żeby ona nie dowiedziała się, z kim się spotyka i jaką mam przyszłość?!
- Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. -powiedziała delikatnym głosem. 
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na nią. Miałem wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z powagi sprawy. Że nie jest niczego świadoma.
- Nie chcesz... Nie chcesz znać szczegółów. -wydusiłem w końcu opanowanym głosem.
Nie mogłem upokorzyć się do tego stopnia, aby krzyknąć na własną dziewczynę.
Przeniosłem wzrok ponownie na Louis'a. 
- Co wie? 
Zastanowił się chwilę.
- Wszystkie najistotniejsze rzeczy. -usłyszałem po chwili w odpowiedzi. 
Ręce mi opadły. Odruchowo wszystkie moje mięśnie rozluźniły się, chociaż wcale o to nie prosiłem. Wspomnienie tamtego dnia było czymś okropnym. Czymś, co nie chciałem, aby miało miejsce. Do tej pory żałuję tego, co zrobiłem. Że zachowałem się jak idiota, półgłówek zostawiając zabitego przeze mnie policjanta na mokrej, zimnej ziemi w jakimś zasranym zaułku. 
- Powiedziałeś jej... -celowo nie dokończyłem.
Louis skrzyżował ręce na piersi i spiorunował mnie wzrokiem.
- Myślę, że o tym sam powinieneś jej powiedzieć. O tym, jaki byłeś głupi i czego się dopuściłeś.
Poległem. Poległem na jej oczach. Przy niej. 
- O czym, Harry? Czy to coś poważnego? 
Louis przytaknął na jej pytanie. 
Nie wiedziałem co powiedzieć. Odwróciłem się tylko w jej stronę. Chciałem chwycić jej dłoń, jednak spotkałem się z jej oporem.
- Ja... Kiedyś...



Myślę, że tego oczekiwała część z was.
Że Harry polegnie i wyjdzie na dupka. 
Wkopał się niesamowicie. :3
Jak widzicie dobra atmosfera zniknęła w niezapomniane ;)
Cóż powiedzieć... Od tego momentu zmieni się dużo rzeczy.
I moja ulubiona piosenka Right Now <33

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział XXXIII

You And I ...




~Cherrie~

   Zawsze kiedy mnie przytulał czułam się jak w siódmym niebie. Jego duże dłonie na moim ciele. Często mi brakowało jego czułości. Nie znałam osoby, która mogłaby mi zastąpić Harry'ego. Jednak w tej chwili ostatnią rzeczą jakiej chciałam było to, żeby mnie przytulał. Nie tutaj. Nie przy ludziach. Nie przy świadkach. Wyswobodziłam się z uścisku chłopaka patrząc na niego załamanym wzrokiem. Nie wiedziałam, co mamy teraz zrobić. Rozglądałam się dookoła. Może była szansa, że nikt tego nie widział?
Harry jednak zareagował szybciej niż się spodziewałam. Wyjął kluczyki od swojego auta, otworzył je i po chwili znaleźliśmy się w środku. Chłopak odpalił silnik i ruszył z pobocza. Ulżyło mi, że już tam nie stoimy. Że nas tam już nie ma. 
- Przepraszam -bąknął 
Popatrzyłam na niego współczującym a za razem wzruszonym wzrokiem. 
- Nic się nie stało, Hazz. -powiedziałam łapiąc jego dłoń, która położona była na skrzyni biegów. 
Ścisnęłam ją, aby dodać otuchy mojemu chłopakowi. 
- Gdzie jedziemy? -spytałam
Zastanowił się chwilę.
- Tam, gdzie mamy najbliżej. I przy okazji coś ci pokażę. -powiedział, a kąciki jego ust uniosły się lekko. 
Nie jechaliśmy długo. Całą drogę wpatrywałam się w szybę z mojej prawej strony i patrzyłam na tętniące życiem miasto. Przejeżdżając obok kina zauważyłam dużo samochodów. No tak. Do kin wchodzi nowy film. W parku było dużo ludzi. Niektórzy biegali, inni jeździli na rowerach, pozostali postawili na spacer z dziećmi a jeszcze inni preferowali deskorolkę. 
Zatrzymaliśmy się dopiero w bogatszej części Los Angeles, przed wysokim budynkiem. Hazz wysiadł z auta, po czym obszedł je dookoła i otworzył mi drzwi. Wyciągnął ku mnie rękę. Uśmiechnęłam się do mojego chłopaka i podałam mu swoją dłoń, po czym wysiadłam z samochodu. W tej chwili skierowałam wzrok na budynek. Wytwórnia muzyczna. Tak mówił napis na owym budynku.
- Po co mnie tu przywiozłeś? -spytałam 
- Zobaczysz -powiedział uśmiechając się.
Mimo iż mój chłopak miał na sobie okulary przeciwsłoneczne, wiedziałam że w jego oku zamieszkał ten znany błysk podekscytowania. Ruszyliśmy do wejścia. Harry zachowywał odpowiednią odległość ode mnie, aby nie wzbudzać podejrzeń. Wszyscy ludzie, których mijaliśmy uśmiechali się na nasz widok, witali się z Harry'm... 
Brunet poprowadził mnie na jedno z wyższych pięter. Znajdowało się tam wiele drzwi, wiele korytarzy... Weszliśmy do pomieszczenia z numerem 269. Hazz zamknął za nami z powrotem drzwi. 
- Po co tu przyjechaliśmy? -zadałam ponownie pytanie. 
- Chciałbym ci coś pokazać. -odrzekł i podszedł do jakiegoś urządzenia. Sama nie wiedziałam jak go nazwać. Miało wiele przycisków, suwaków, pokręteł. Bałam się cokolwiek dotknąć, aby nie zepsuć. Zaś Hazz nacisnął jeden przycisk, potem jeszcze jeden i z wielu głośników zaczęła wydobywać się piosenka. Jego piosenka. 
Nie musiał mi o tym mówić. Od razu wiedziałam, że jest ona kierowana do mnie. Wiedziałam że jest o nas. O naszym związku, o tym, co nas łączy.
Spojrzałam na Harry'ego. Stał oparty szelmowsko o ścianę i przyglądał się mojej reakcji. Słuchałam trzyminutowej piosenki z fascynacją. Była piękna. Szczera. Mówiła o uczuciach, które Harry darzył wobec mnie. 
- "They Don't Know About Us" ? -spytałam powtarzając słowa które mogłyby być tytułem przyglądając się brunetowi.
Kiwnął potwierdzająco głową.
- Jest o mnie, prawda?
Znów przytaknął. 
- Na nową płytę. Nie wiem tylko czy ci się podoba... -powiedział czerwieniąc się i pochylając głowę do dołu. Wbił wzrok w czarną podłogę.
- Jak?... Jak mogłaby mi się nie podobać? -spytałam niedowierzająco.
- Harry, ona jest piękna. To co ty zrobiłeś jest piękne. -powiedziałam podchodząc do niego.
Objęłam go rękoma i przytuliłam się mocno do jego umięśnionego ciała wyeksponowanego szarą koszulką. 
W tym momencie drzwi się otworzyły. Odskoczyłam od Harry'ego jak poparzona i skupiłam wzrok w chłopaku, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Był wysoki, obcięty na krótko z brązowymi oczami. Oderwałam od niego wzrok bo usłyszałam chichot mojego chłopaka. 
- Nie bój się, proszę. To jest mój kolega. Na dobrą sprawę przyjaciel, który o wszystkim wie. -powiedział Hazz, jednocześnie mnie tym uspokajając.
- Liam Payne -rzekł przybyły chłopak. 
Uśmiechnęłam się do niego rozluźniona. 
- Cherrie Howe. -powiedziałam miło, po czym uścisnęliśmy sobie dłonie. 
- Więc jak? Zgadzasz się, żeby ta piosenka była na nowej płycie? -spytał mnie Liam. 
- Oczywiście. -powiedziałam z entuzjazmem. 
Harry uśmiechnął się do mnie i przytulił od tyłu. 
- John się zgodzi? -spytał
Liam zrobił niepewną minę. Nie wiedział co powiedzieć. 
- Nie wiem. Jeśli się nie dowie że to o niej -wskazał na mnie -to raczej tak. Z resztą to już moja sprawa. Nie jego. Co do piosenki to jeszcze kilka poprawek i będzie wszystko gotowe. A nowa płyta nadchodzi wielkimi krokami. -zatarł teatralnie ręce. 
Ten chłopak już teraz przypadł mi do gustu. Zaśmiałam się, lecz Harry westchnął.
- I kolejne paradowanie z Jennifer także. -mruknął, na co Liam przestał się uśmiechać.
- Nie martw się, Stary. Wytrzymacie to gówno. -powiedział pocieszająco brązowooki. 
- Dobra, lecę dalej. Na razie. -pożegnał się i wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. 
Harry zacieślił uścisk na około mnie, zaś ja odchyliłam lekko głowę do tyłu opierając ją o ramię mojego chłopaka.
- Wiesz co? -zaczęłam -Nigdy nie pomyślałabym, że miałeś taką przyszłość. To co teraz robisz jest całkowicie inne -powiedziałam cicho.
Zamarł. 


Nowiutki rozdzialik <3
Może nie taki długi jak ten poprzedni, ale nie jest najkrótszy. 
Jest więcej dialogów.
Jak mówiłam pozostali chłopcy z One Direction będą się pojawiać, lecz będą całkiem kim innym.
Tutaj poznaliście Liam'a. Cieszę się ^^
Harry napisał piosenkę dla Cherrie. Słodkie. 
Ogółem taki sielankowy ten rozdział :3

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział XXXII


Piosenka: We Own It !




~Harry~

   "Nogi odmawiały i posłuszeństwa. Oparłem się zgiętą lewą ręką o ramię Louis'a, który szedł obok mnie, aby nie stracić równowagi. Uniosłem prawą rękę w ktrórej trzymałem butelkę z piwem i upiłem pół jej zawartości. W głowie miałem totalny mętlik. Szedłem slalomem. Mój przyjaciel, który myślał jeszcze w miarę trzeźwo prowadził mnie przed siebie. Może moja mama miała rację? Może nie powinienem tak się zachowywać w wieku 16 lat? Może nie powinienem pić? Imprezować do upadłego?...
Ta myśl jednak ulotniła się ta szybko jak się pojawiła... Zobaczyłem idące znad przeciwka dwie ładne brunetki. Zatrzymałem się wraz z Louisem i zdjąłem szybko rękę z jego ramienia i stanąłem prosto. Po chwili dwie dziewczyny podeszły do nas. Jedna z czekoladowymi, prostymi włosami i niebieskimi oczami, szczupła, trochę niższa ode mnie, mocno umalowana stanęła obok mnie.
- Hej, Lokowaty -powiedziała uśmiechając się, ukazując tym samym rząd białych zębów.
Zaśmiałem się, przyjmując do świadomości, co dziewczyna właśnie powiedziała. Wyprostowałem się i znów upiłem łyk zmniejszającej się co chwila ilości alkoholu. Poczułem jak Louis szturcha mnie w ramię. 
- Hej, piękna -zacząłem komplementem, co podobało się dziewczynie -Twoje imię?
- Christina. -powiedziała nie zwlekając, po czym wyciągnęła swoją rękę w moją stronę. 
- Harry.
Uścisnąłem delikatną dłoń dziewczyny. Christina przyciągnęła mnie do siebie, a z tego powodu, że ledwo trzymałem się na nogach zachwiałem się w jej stronę. Staliśmy w wąskim zaułku, więc aby nie zgnieść moim ciężarem dziewczyny podparłem się wolną ręką muru za jej plecami. Mimo tego jednak, naparłem na nią swoim ciałem. Dziewczyna mogła czuć się jak w uścisku z moją ręką napiętą z całej siły obok jej głowy. Przez to, że miałem na sobie jedynie czarną koszulkę, widać było moje mięśnie, na które właśnie patrzyła Christina. Kiedy wiedziałem, że opanowałem sytuację, odrobinę się rozluźniłem. Dziewczyna właśnie oparła głowę o mur i jedną ręką trzymała mnie za koszulkę, jednocześnie przygryzając dolną wargę. Przyciągnęła mnie bliżej do siebie. Drugą ręką chwyciła mnie za kark i pochyliła moją głowę. Chcąc nie chcąc właśnie wpatrywałem się w jej nie małych rozmiarów dekolt. Po chwili poczułem jak Christina zakręca swoje palce na moich lokach. 
- Mam nadzieję, że poznamy się na dłużej, Harry. -szepnęła uwodzicielsko i aby wyjaśnić o co jej chodzi potarła swoim udem o moje. Jęknąłem cicho, po czym usłyszałem cichy chichot ze strony brunetki. 
Oddaliłem się od niej na krok i odwróciłem twarz w stronę Louis'a. W tym samym momencie usłyszałem dźwięk pękającego szkła, przekleństwa. Odgłosy bójki. Lou także to usłyszał, bo przerwał rozmowę z drugą z dziewczyn  i podszedł do mnie. W momencie wytrzeźwiałem a moje myśli skupiły się tylko na tym, aby spuścić komuś manto. Ruszyliśmy z moim przyjacielem w stronę dobiegających odgłosów, wiedziałem, że za nami idą nowo poznane dziewczyny, jednak w tej chwili miałem na nie wyjebane... 
Wyszliśmy z zaułku i znaleźliśmy się na głównej drodze. Kilka metrów po drugiej stronie ulicy w innej wąskiej ślepej uliczce za blokiem trwała bójka. Jednak kiedy zobaczyliśmy z Louis'em, kto się bije, gwałtownie się zatrzymaliśmy. Poczułem jak od tyłu wpadła na mnie Christina. I było to specjalnie, bo zachaczyła dłońmi o wystające spod obniżonych w kroku czarnych rurek bokserki. Zacisnąłem szczękę i walnąłem Lou w ramię, po czym ruszyłem przed siebie. 
Kiedy zaszedłem od tyłu jednego z czterech policjantów moja dłoń zacisnęła się na jego ramieniu. W momencie odwórcił się w moją stronę i w tej chwili moja pięść wylądowała na jego twarzy.  Zachwiał się do tyłu i wylądował na ziemi uderzając głową o krawężnik. Broń, którą trzymał w ręku, wypadła mu z niej. Po chwili jego głowa otoczyła się ciemnoczerwoną plamą krwi. Ślepe spojrzenie wpatrzone we mnie. Stanąłem jak słóp soli. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Po raz pierwszy w życiu zabiłem człowieka. Wszystko działo się tak szybko... 
Ocknąłem się, opiero wtedy, gdy usłyszałem głośne przekleństwo wypowiedziane z ust Louisa. Odwróciłem nadal zaszokowaną twarz w jego stronę i jak najszybciej ruszyłem w jego stronę. Złapałem ubranego na granatowo policjanta za rękę, po czym wykrzywiłem mu ją, na co mężczyzna pochylił się pod wpływem bólu. Mój przyjaciel rozbił na jego głowie butelkę po wódce. Stracił przytomność i osunął się bezwładnie na zimny beton i w tej chwili ja puściłem jego rękę. Przykucnąłem przy nim i chwyciłem jego pistolet. Obróciłem go w palcach, po czym wstałem z kucek i schowałem broń do tylnej kieszeni spodni. 
Spojrzałem na dwóch mężczyzn. Dopiero teraz zorientowałem się, że im pomogliśmy. Kosztem tego, że zabiłem człowieka. Jednak nie zapominałem o tym, że byłem pod wpływem sporej ilości alkoholu. Wiem. Durne zwalanie winy..
- Dzięki -rzucił do mnie jeden z nich. 
Miał ciemne włosy trochę dłuższe od tych obciętych na jeża drugiego chłopaka. 
Wzruszyłem ramionami. 
- Nie ma za co. -powiedział Louis.
- Mamy dłóg wdzięczności -rzucił znów ten sam mężczyzna. -Jakby coś, to dajcie znać.
Podszedł do mnie po czym wyciągnął z tylnej kieszeni spodni skrawek papieru. Wziął kawałek czerwonej cegły z ziemi i napisał rządek liczb. Wręczył mi kartkę. 
- Jeszcze raz, dzięki. 
Kiwnął głową do drugiego chłopaka, po czym wymijając nas ruszyli w stronę głównej ulicy. Kiedy mijali dwie brunetki uśmiechnęli się do siebie wzajemnie, po czym Christina skupiła na mnie wzrok pełen podziwu. Czarnowłosy mężczyzna obejrzał się jeszcze na Christinę i jej koleżankę przez ramię i spojrzał na ich pośladki wyeksponowane obcisłymi spodniami. 
Brunetka podeszła do mnie. Palcami u prawej ręki zaczesała swoje włosy do tyłu, po czym objęła mnie w pasie.
- Wow. Harry... Jestem pod wrażeniem. -mruknęła zbliżając swoją twarz w stronę mojej. 
Kiedy miała już złączyć nasze usta w pocałunku, przerwałem jej.
- Ile masz lat? -spytałem
- 19, Kotku. -powiedziała, po czym wpiła się w moje usta.
Pocałunek bez ani drobiny czułości, ani miłości. W ogóle bez żadnego uczucia. Dziki. Namiętny. W grę wchodziło tylko porządanie. Dobra zabawa. Gdybym tylko to zaproponował zgodziłaby się nawet na to, żebym przeleciał ją nawet tutaj...
Chwyciła moje ręce i ułożyła je sobie na swoich pośladkach, zaś sama wplotła swoje palce w moje brązowe loki. Szarpnęła za nie, co wywołało u mnie gardłowy jęk... Po chwili jednak oderwałem się od dziewczyny i skierowałem wzrok do ciała zabitego policjanta. Wyrwałem się z uścisku Christiny i podeszłem do ciała. Czułem jak ściska mnie w gardle. Krew rozlana naokoło mężczyzny dorowadziła mnie do mdłości. Jednak powstrzymałem się, aby nie odlecieć. Wyciągnąłem rękę w jego stronę i zamknąłem jego powieki, po czym szybko wróciłem do Louis'a, Christiny i jak się potem okazało - Scarlett. Objąłem Christinę ramieniem i poszliśmy przed siebie. Całą drogę wysłuchiwałem śmiechu mojej towarzyszki, jej historii dotyczących imprezowania... Kiedy dotarliśmy do jej domu zaczęła dosłownie zdzierać ze mnie ubrania, a potem wszystko działo się w zastraszającym tępię. Na szczęście procenty zrobiły swoje i prawie nic nie pamętam...
Nigdy nie chciałbym wracać do tego świata..."
   Wspomnienia z mojego dawnego życia przychodziły codziennie. A tamten dzień kiedy uśmierciłem niczemu nie winnego człowieka znałem prawie cały w stu procentach. Nadal pamiętam jego ślepy wzrok utkwiony we mnie, tamte dwie, puste do upadłości dziewczyny, dźwięk rozbijanego szkła na głowie policjanta, który dobierał się do Lou, imprezę z owego dnia...
- Hej, chłopcze? Żyjesz? -spytała kelnerka stawiając przede mną szklankę soku jabłkowego.
Podniosłem wzrok. Starsza, osiwiała kobieta w czerwonym fartuszku z logiem taniej kawiarni patrzyła na mnie zaniepokojona. 
- Tak. Tak. Zamyśliłem się po prostu -powiedziałem, po czym wskazałem na gazetę, która leżała przede mną. 
Szczerze mówiąc, nawet nie znałem jej tytułu. Była tylko marną wymówką, na którą jednak kobieta się nabrała. Uśmiechnęła się do mnie i poszła w stronę nowo przybyłych klientów. Kiedy tylko zniknąłem jej z oczu, sztuczny uśmiech z mojej twarzy zniknął niczym kurz. Oparłem ręce łokciami na jasnym blacie stołu i ukryłem twarz w dłoniach wzdychając głęboko.
   Starałem się zmienić. Zrezygnowałem z Meksyku, prawie pobiłem ze złości mojego szefa, prawie rzuciłem niemałą obelgę w stronę Jennifer, za co by mi się nieźle oberwało, siedziałem właśnie w taniej kawiarni z normalnymi ludźmi jak normalny chłopak bo chcę skończyć ze sławą... Jednak poświęcając się i tak spieprzam kilka kolejnych spraw... Czy nie mogłem spotkać się z Jen bez obecności Cherrie? Czy nie mogłem poprosić Louis'a o to, żeby zawiózł ją do domu od razu, kiedy wysiadłem z jego auta?
   Myśli tłoczyły mi się w głowie bez przerwy. Co chwila przybywały nowe. Jednak przez to, wiedziałem kilka nowych spraw. Wiem, że jestem dupkiem, który łamie serca. Wiem, że ranię Cherrie. Wiem, że zaniedbuję Louis'a, który zajmuje się moją dziewczyną, bo ja nie mogę Bo muszę udawać szczęśliwy, beztroski związek z Jennifer... 
Odetchnąłem głęboko i poczułem że w oku kręci mi się łza... Już miała skapnąć na policzek, kiedy usłyszałem pukanie w szybę obok. Odkryłem twarz i spojrzałem w lewo, w stronę dobiegającego dźwięku. Cherrie. Stała ona za szybą machając mi. Jej cudowne oczy uśmiechały się do mnie, zaś uśmiech okazywał mi miłość. W mgnieniu oka wstałem z dwuosobowego, czerwonego krzesła i wyjąłem z tylnej kieszeni spodni portfel. Wyciągnąłem banknot i położyłem go na stole, po czym szybkim krokiem ruszyłem w stronę drzwi z napisem "Exit". Otworzyłem je zamaszystym ruchem zderzając się w wyjściu z jakimś chłopakiem, po czym znalazłem się na zewnątrz. Od razu skierowałem się w stronę Cherrie. Moja idealna ze względu ubioru, makijażu i zachowania dziewczyna pomachała mi kolejny raz. Nie zwlekałem długo, tylko podszedłem do niej i przytuliłem, unosząc do góry. Objęła mnie ramionami i uśmiechnęła się na ułamek sekundy. Po chwili wyraz jej twarzy zastąpiło zdezorientowanie. Jakby chciała mi coś powiedzieć, jednak nie mogła. Dopiero potem zorientowałem się o co chodzi. 
Że stoimy na środku ruchliwej ulicy pełnej ludzi przytulając się. Cholera...



Nowy i chyba mój ulubiony rozdział :)
Jest mega długi, sporo się w nim dzieje, poznałyście przeszłość Harry'ego i to w dodatku tą złą, Cherrie przyszła do swojego chłopaka...
Mówiłam, że Hazz się zmienia? 
Muszę powiedzieć, że wkrótce nastąpi pewien przełomowy moment, ale raczej Wam go nie powiem. ;**
No chyba że Tobie, Mary ;D
Opisy, opisy... Wszędzie one i mało dialogów xdd
Czy to wam pasuje? Czy wolicie raczej dialogi?
No i przepraszam, że długo nie dodawałam ;__;
Wymiana się skończyła, muszę nadrabiać materiał z pięciu dni, trzeba się uczyć i w ogóle muszę poświęcać więcej czasu koszykówce :/
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;)
I zapraszam do zadawania pytań postaciom. Tylko jak ktoś ma konto to proszę nie z anonima xdd
To tyle ;**

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział XXXI


Let Her Go




~Cherrie~

- Zatrzymaj się! -wrzasnęłam wierzgając się na siedzeniu.
Louis jednak mnie olał. Nie zwracał uwagi na to, że prawie wychodziłam z siebie. Byłam cała purpurowa ze złości, lecz w głębi chciało mi się płakać. Dwa różne stany i uczucia znów pomieszane... 
- Zatrzymaj się! Chcę wysiąść! -krzyknęłam ponownie, lecz także na marne. 
Chłopak zacisnął tylko mocniej ręce na kierownicy i jechał dalej z szybką prędkością. Opadłam bezwładnie na oparcie siedzenia w aucie i zakryłam twarz dłońmi. Chciałam jak najszybciej wysiąść i pobiec ile sił w nogach do Harry'ego. Nie mogłam uwierzyć, że on się z nią spotkał. Z Jennifer. Ranił mnie. Nadal to robił, ale przynajmniej wiedział, że tak się dzieje. Miał tą świadomość, że mnie krzywdzi...
   Kiedy Louis zatrzymał samochód pod nieznanym mi domem wysiadłam jak najszybciej z jego auta, po czym puściłam się biegiem przed siebie. Pokonałam może 5 metrów, kiedy na mojej talii zacisnął się żelazny uścisk Louis'a. Obrócił mnie w swoją stronę i przerzucił przez ramię niczym pan młody pannę młodą. Chciałam wyswobodzić się z jego rąk, jednak to nic nie dało. Po chwili znaleźliśmy się w środku domu należącego chyba do Lou. Postawił mnie na podłodze i zamknął drzwi na klucz. 
- Louis! Wypuść mnie stąd! -poprosiłam łamiącym się głosem.
- Czy możesz.... się wreszcie zamknąć? -warknął chowając klucze do tylnej kieszeni spodni.
Szok zagościł na mojej twarzy. Chłopak zauważył go i zrobił krok w moją stronę. Rysy jego twarzy złagodniały.
- Cherrie. -powiedział cicho.
Nim się obejrzałam, a objął mnie mocno przyciągając do siebie. Był niższy niż Harry, przez co czułam się dziwnie. Dziwnie było, bo przytulał mnie ktoś inny niż Harry.
Mój chłopak był w tej chwili z najbardziej pożądaną modelką na świecie. Możliwe że mieli randkę w jakiejś restauracji. Dzielili się jedzeniem śmiejąc się głośno. Możliwe, że byli w kinie. Właśnie grany był jakiś horror. Trzymali się za ręce a kiedy się bała obejmował ją ramieniem. Możliwe, że stali właśnie w tej chwili na jakimś tarasie widokowym całując się i obściskując... 
Potrząsnęłam głową, jakby to miało wymazać złe myśli z mojej głowy. Odkleiłam się od Lou i trzymając mu ręce na ramionach spytałam:
- O co w tym wszystkim chodzi? Skąd macie takie znajomości? Czemu Harry spotkał się z... Z Jennifer? -spytałam
Louis złapał mnie za rękę splatając nasze palce i pociągnął w głąb domu. Zatrzymaliśmy się w salonie. Blondyn zapalił małą lampkę, która dawała stłumione, złote światło, po czym siadł na kanapie obok mnie. I zaczął swój monolog... 
- Zanim Harry został sławny, w wieku 16 lat totalnie nam odbiło. Zaczęliśmy imprezować, pić, palić a nawet zdarzało nam się ćpać i włóczyć się po mieście ledwo trzymając się na nogach. Co noc inna laska. Wdawaliśmy się często w bójki, nie wracaliśmy na noce do domów, sypialiśmy u znajomych... I tak zaczęliśmy zdobywać nasze znajomości. Czasem pomogliśmy komuś, kto właśnie kogoś lał, to jak miał problemy z policją i takie różne. W zamian oni mieli odwdzięczyć się nam. A z tego powodu, że Harry zawsze lubił się bić było wielu takich osób... Jednak teraz zmądrzeliśmy oby dwaj, Harry został sławny, ja studiuję. I na tym zakończyła się nasza "przygoda". Jednak z naszymi znajomościami się trochę pozmieniało. Ci wszyscy ludzie wiedzieli o naszej przeszłości wszystko. Hazz nie chciał żeby to si wydało, więc jeśli chce aby ktoś mu w czymś pomógł to daje mu w łapę. I nie powiem, że mało... 
Siedziałam jak słup soli nic nie mówiąc, ani nic nie robiąc. Przeszłość mojego chłopaka zdziwiła mnie całkowicie. Nie wiedziałam, że on był zdolny do czegoś takiego. 
- Cher? -spytał patrząc mi w oczy, kładąc swoją ciepłą dłoń na mojej. 
- Jestem.. W szoku. Wy... Nie. To była przeszłość. 
Louis popatrzył na mnie uważnie.
- A jeśli chodzi o Harry'ego... Spotkał się z nią wiesz dlaczego? Bo odwołał wyjazd do Meksyku. Dla ciebie. I oni. Jego szef. Mają nieopublikowane nakłady gazet z tobą w roli głównej. Jak wybiegłaś zapłakana z domu Harry'ego... -urwał. 
Patrzyłam prosto w jego morskoniebieskie oczy. Przybliżał swoją twarz do mojej, żeby w końcu posmakować moich ust. Czułam na sobie jego słodki oddech. Zaczął mącić mi w głowie...  Musnął moje wargi przygryzając je lekko, aby po chwili odskoczyć ode mnie jak poparzony.
- Będzie okay. -uśmiechnął się. 
Wyłapałam te słowa przypadkowo. Patrzyłam na Louis'a wielkimi oczami. Oszołomiona jeszcze jego czynem odetchnęłam głęboko.
   Zerknęłam na zegarek. Była druga w nocy. Louis robił kolację w kuchni, popijając przy okazji piwo ze szklanej, zielonej butelki. Ja zaś siedziałam na kanapie oglądając swoje długie, zakończone ostro paznokcie. Oglądając je tak nagle przypomniało mi się coś właśnie z nimi związanego. Harry.
Tak bardzo uwielbiał moje dłonie. Moje umalowane często na czarno lub granatowo paznokcie. Zawsze kiedy splatał ze sobą nasze ręce uśmiechał się do mnie, mówiąc jakie są delikatne. Ile kremu i innych chemikaliów w nie wcieram. Kiedy podczas naszych pieszczot siedziałam na nim okrakiem i jeździłam po jego torsie zakończonymi kwadratowo paznokciami. Jego uśmiech. Taki delikatny. Moje imię...
- Co taka zamyślona? -głos Lou ściągnął mnie z powrotem do rzeczywistości. 
Wzruszyłam ramionami. 
- Myślę sobie... Wiesz, jestem śpiąca. -powiedziałam odwracając twarz w stronę chłopaka. 
- Na górze jest jedna wolna sypialnia. Jeśli chcesz możesz spać i tutaj -zaproponował.
Zarumieniłam się i spuściłam wzrok wbijając go w kubek stojący na stole.
- Nie chcę spać sama, Louis. -szepnęłam nie patrząc na niego.
Odpowiedziała mi cisza, lecz wiedziałam że się uśmiecha.
- Wstawaj. -powiedział, po czym sam to zrobił.
Ruszyłam za nim na górę. Dom chłopaka nie był duży. Piętro mieściło tylko dwie sypialnie i toaletę. Właśnie weszliśmy do jednej z nich. Pierwsze co zobaczyłam to duże, nie pościelane łóżko Lou.
- Sorry za bałagan -mruknął pod nosem.
Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w stronę łóżka. Zdjęłam buty i położyłam się wygodnie na poduszce. Po chwili obok mnie poczułam ciepłe ciało chłopaka. 
- Czy to nie jest nie fair? -spytał
- Raz. Nic się nie stanie -powiedziałam
Mruknęłam jeszcze "Dobranoc" i odwróciłam się tyłem do chłopaka. Zasypiając poczułam jak obejmuje mnie 



Rozdział do dupy. xd
Tłumaczę się tym, że przyjechała do mnie na wymianę dziewczyna z Danii i nie mam czasu pisać :(
Co do treści rozdziału to Lou staje się chyba co raz bardziej odważny ;)
Poznałyście przeszłość Harry'ego i Louisa, oraz było małe wyjaśnienie poprzedniego rozdziału.
Pojawiła się nowa strona, czyli PYTANIA.
Zachęcam do zadawania pytań mnie, oraz postaciom :)
Następny nie wiem kiedy będzie.
Buziaki :*

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział XXX

Rozdział dedykuję Mary ;*
Skin To Bone...






~Cherrie~

   Nie odwracaj się. Nie patrz na niego. Nie słuchaj go. Nie ulegnij mu. Nie poddaj się... 
Jednak to nie było takie łatwe.
Nie po tym, co razem przeżyliśmy. Nie po tym, co nas zdążyło połączyć. Takie bardzo silne uczucie zwane miłością. Które jest najpiękniejszym uczuciem w dziejach człowieka. 
Był dla mnie kimś ważnym. Najważniejszą dla mnie osobą. Ważniejszą od Rose, od Caroline, od Louis'a. Ważniejszy od całego świata razem wziętego. Te wszystkie chwile razem spędzone. To było coś cudownego. Za każdym razem gdy sobie je przypominałam, serce biło dwa razy szybciej, w głowie kłębiły się tysiące myśli.
Był kimś, komu potrafiłam zwierzyć się z absolutnie wszystkiego. Kimś, kto znał każdą historię mojego życia. Znał mnie jak własną kieszeń, co czasami dawało mu nade mną pewną przewagę.
   Nie odwracaj się. Nie patrz na niego. Nie słuchaj go. Nie ulegnij mu. Nie poddaj się...  
Nie wiedziałam jednak. Czy jestem w stanie. Tak mnie kusiło, aby się odwrócić. Żeby zobaczyć tą jego niemal nieskazitelną twarz. Aby poczuć jego zapach. Aby szeptał moje imię. Aby prowadził mnie tej nocy tak samo umiejętnie, jak wtedy. Aby nade mną dominował....
   Nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Jednak biegłam dalej nie oglądając się za siebie. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Mimo iż chciałam, musiałam udawać twardą. Nie uległą. Nie łatwą. Nie mogłam mu pokazać jak łatwo potrafię mu ulec. Nie po tym co robił. Co zdarzało mu się cały czas. I nic z tym nie robił. 
Dwa uczucia. Tak bardzo od siebie inne, ale wplecione w siebie wzajemnie jak dajmy na to sól z cukrem. Niemal nieróżniące się od siebie pod pewnym względem.
   I nagle moje ciało zderzyło się z czymś twardym jak skała. Oplotło mnie. Jednak skałą nie było. Było ciepłe. Poruszało się. Było człowiekiem.
   Podniosłam wzrok. Chłopak mniej więcej w moim wieku. Patrzył na mnie jak na jedzenie. Obejmował mnie. Kruchą, niezdarną, bezbronną mnie. Z przyśpieszonym oddechem, zmęczoną po ucieczce od Niego. Co ja mogłam począć? Zaczęłam wierzgać się i próbowałam wyrwać się chłopakowi z jego objęć. 
- Nic ci to nie da. -warknął ktoś z boku. 
Nie był jeden... Było ich dwóch. Trzech. O mój Boże.
Ciemność otaczająca nas stała się jeszcze bardziej przerażająca. Najbliższa lampa znajdowała się kilka metrów od nas. Mokry beton pod naszymi stopami. Przypominało to scenerię niemal z horroru. 
- Puść mnie -wyszeptałam, kiedy mój oddech niemal się unormował. 
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny, gardłowy śmiech trzech chłopaków.
- Kochanie, zabawa się dopiero zaczyna... -mruknął trzymający mnie blondyn. 
Dopiero teraz zauważyłam różnicę między nami. Ja patrzyłam naokoło mnie. Na trzech chłopaków, na otaczającą nas ciemność, porozrzucane butelki po tanim piwie, opuszczone budynki. Zaś oni... Oni skupieni byli na mnie. Na moim gorącym, skąpo ubranym ciele... Na krótkiej, skórzanej, rozkloszowanej spudniczne, białej koronkowej bluzce, jensowej koszuli z podwiniętymi rękawami do łokci, czarnych szpilkach i prześwitujących lekko czarnych podkolanówkach... Zachciało mi się płakać. Przed wyjściem z domu chciałam tak wyglądać, lecz w tej chwili plułam sobie o mój wygląd w brodę.  
Próbowałam się uwolnić, lecz w tej chwili trzymający mnie chłopak podniósł mnie i wziął na ręce. Z moich ust wydał się wysoki, palący pisk. Nie dałam jednak rady ciągnąć tego długo.
W pewnej chwili przymknęłam oczy. Pisk ustał. Rozluźniłam się w ramionach chłopaka odchylając głowę do tyłu. Poddałam się. Co miało być i tak by się zdarzyło...
   Czy już było po wszystkim? Otworzyłam oczy. Stałam oparta o zimny, wilgotny mur. Trzej chłopacy znajdowali się kilka metrów ode mnie na chodniku. Jednak przybyło trzech innych. Nie poznałam dwóch, wysokich, łysych nieźle napakowanych. Jednak ten trzeci... Poznałam jego ruchy. Ciemne blond włosy. Niebieskie oczy błyszczące w świetle lamp... 
Bili się. Bili się z tymi trzema chłopakami. Wygrywali, przez co poczułam lekką satysfakcję. 
Spuściłam wzrok i popatrzyłam na siebie. Byłam cała. Nic mi się nie stało. Do niczego nie doszło...
Podniosłam głowę i wtedy go zobaczyłam. Wyrósł spod ziemi nieoczekiwanie. Jego potargane brązowe loki wystawały spod zimowej czapki, skórzana kurtka którą miał na sobie i czarna koszulka idealnie okrywały jego tors, czarne rurki i czarne Converse były stałym elementem jego stroju. Zielone oczy wpatrywały się we mnie. Wyrażały... Smutek? Cierpienie? Poczucie winy?
- Hazz... -szepnęłam.
- Nie mów nic. Przepraszam -odpowiedział mi. 
To przez niego się tu znalazłam. To przed nim tak uciekałam. Bo chciał ze mą porozmawiać. Uciekłam z klubu i puściłam się pędem przed siebie jak debilka. Jestem głupia...
Zrobił krok w moją stronę. Naparł na mnie swoim ciałem, zaś ja na zimny mur. Objął mnie mocno. Zapanowała mędzy nami cisza.
Jedyne dźwięki jakie teraz słyszałam to odgłosy bójki, przekleństwa, dźwięk rozbijanego szkła... Widziałam przez ramię Harry'ego wszystko co się działo. Louis załatwił jednego z chłopaków. Leżał on na mokrej ziemi, a na jego jasnej koszulce widać było ślady krwi. Dwaj pozostali zostali powaleni przez nieznanych mi osiłków. Wszyscy polegli, byli nieprzytomni... Przełknęłam ślinę. Gdyby nie oni... Nie wiem co by się ze mną stało. 
Louis przetarł zewnętrzną stronę dłoni usta, z których leciała stróżka krwi. Popatrzył ze wstrętem na trzech łotrów. Zaś potem jego wzrok spotkał mój. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Zwijamy się. -szepnął Harry łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę Lou.
- Ale Harry! Nie możecie tego tak zostawić! -krzyknęłam i wskazałam na miejsce bójki oraz trzech nieprzytomnych  chłopaków.
- To już nie nasza sprawa. Sam. Daniel. Dzięki. -rzucił szybko w stronę osiłków.
- Nie ma sprawy. -odpowiedział jeden z nich.
Harry puścił moją rękę i przekazał ją Lou. Niebieskooki uścisnął ją i przyciągnął mnie do siebie, obejmując w talii. Poprowadził mnie do swojego samochodu, ale kątem oka zauważyłam jak Harry daje dwóm chłopkom pieniądze. A więc to dla kasy... Przyjaciel mojego chłopaka wsadził mnie do auta i zamknął za mną drzwi. Ulica świeciła pustkami. Wszędzie zero żywej duszy... 
Nasuwało mi się w tej chwili miliony pytań. Kiedy blondyn wsiadł za kierownicę rzuciłam jedno z nich:
- Skąd wiedzieliście? Kim są ci faceci?
Odpowiedziała mi cisza. Lou odpalił samochód i w tym samym momencie do auta wpadł Hazz. Siadł szybko na miejscu pasażera i ruszyliśmy z piskiem opon. Jechaliśmy ponad setkę już chwilę potem.
- Co teraz?! Co z tymi trzema?! -wrzasnęłam, aby zwrócili na mnie uwagę. 
- Mamy znajomości. Nikt się nie dowie, że to nasza sprawa. -odpowiedział Hazz.
W tej chwili mówił tak szybko, że z wielkim trudem wyłapywałam słowa.
Opadłam bezwładnie o oparcie. Objęłam głowę rękoma i zacisnęłam mocno powieki. Miałam w głowie mętlik.. Skąd Harry i Lou mieli takie znajomości? Skąd Louis umiał się tak dobrze bić? Nie potrafiłam pojąć wielu jeszcze spraw.
   Kiedy zatrzymaliśmy się pod jakimś biurowcem, odpięłam pasy, aby wysiąść. 
- Zostań -powiedział Harry. 
Sam zaś wysiadł z auta i ruszył ku wejściu do budynku. Spojrzałam na odbicie Lou w lusterku.
- Powiedz mi proszę o co chodzi. -szepnęłam do Louis'a. 
- Chodź tutaj. -wskazał na miejsce obok siebie.
Odpięłam się pasami otworzyłam drzwi i przeszłam na miejsce pasażera.
- To nie jest takie łatwe jak sobie to wyobrażasz. Harry... Ech. Myślę, że powinniście o tym poważnie porozmawiać. -powiedział, kiedy siadłam obok niego.
- Cher... On cię na prawdę kocha. Ale ma swoje "zobowiązania". -dodał po chwili chwytając moją dłoń.
- Wiem. -szepnęłam cicho. Ledwie słyszalnie.
Siedzieliśmy tak w ciszy może piętnaście minut. Chłopak nie puścił mojej ręki przez ten cały czas. Myślałam nad tym co miało miejsce dzisiejszego wieczoru. Byłam nadal zdruzgotana. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić... Harry się zmieniał. Nie wiem czy na gorsze, czy na lepsze. Zamiast z czasem poznawać go - stawał się kimś mniej mi znanym.
W pewnej chwili Louis odpalił silnik 
- Co robisz? Czekajmy na Harry'ego. -powiedziałam lekko zdenerwowana.
O wilku mowa. Hazz pojawił się za szybą z mojej strony. Jednym przyciskiem otworzyłam automatycznie szybę. Harry nachylił się nade mną i ujął moją twarz jedną dłonią.
- Jesteś moim życiem -powiedział i pocałował mnie krótko. Przelotnie.
Usłyszałam damski głos wołający jego imię. Odwróciłam się przez ramię do jego źródła. Jennifer Nicholson. Stała tam. Czekała na mojego chłopaka.
- Zabierz ją stąd -szepnął Hazz i w tym samym momencie Louis ruszył szybko i włączył się na jezdnię.
Zaczęłam płakać. Patrzyłam na niego, jak odchodzi od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stało czerwone auto Lou. Hazz podszedł do Jennifer i złapał ją za rękę...



Najdłuższy rozdział w historii *.*
Jest... Niezły. Serio mi się podoba.
Chyba trochę namieszałam. Opowiadanie schodzi na inne tory.
Każdy się zmienia. ;)
I to już 30 rozdział więc pytanie:
który rozdział jak na razie najlepszy?

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział XXIX

Rozdział z dedykacją dla Was wszystkich, że nie pozwoliłyście mi zakończyć bloga <3
Piosenka z mojego ulubionego filmu: The Wings





~Harry~

   Siedząc przy biurku, wystukiwałem palcami na blacie rytmiczne dźwięki. Czas dłużył się niemiłosiernie. W biurze panowała ciemność. Oświetlały go tylko światła znajdujących się obok wieżowców. Wpadały one przez szyby biurowca, w którym się znajdowałem. Na zegarze wybiła 3 w nocy. Zastanawiałem się, po co tu w ogóle przyszedłem...
   Nagle drzwi się otworzyły. Do środka wszedł mój szef, a za nim Jennifer. Nienaganna fryzura, czerwona, prawie krwista sukienka, czarne szpilki... Siadła na krześle obok mnie, zaś John na przeciwko za biurkiem. 
- Słucham, panie Styles -powiedział poprawiając marynarkę. 
Zastanowiłem się chwilę, czy jestem na tyle silny, aby przeszło mi to przez usta. Może jeszcze mogę się wycofać, zanim popełnię głupstwo?...  Jednak w pewnej chwili przypomniałem sobie jej minę. Jej łzy. Krzyk... Byłem pewien co chcę teraz zrobić. Sam prosiłem się o śmierć...
- Nie mogę jechać z Jennifer.
John popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Jennifer westchnęła głęboko zaszokowana.
- Myślę, że powinniśmy trochę przyhamować. -ciągnąłem dalej zastanawiając się, kiedy mi przerwą. 
- Harry... -szepnęła Jennifer kładąc mi dłoń na ramieniu.
Zareagowałem błyskawicznie. Zerknąłem na nią kątem oka. 
- Zamknij się -warknąłem strząsając jej rękę. 
- Co się za tym kryje, panie Styles? -zadał pytanie John.
Znów popatrzyłem na niego udając, że Jen nie istnieje.
- Moje prywatne sprawy, John. To jej nie fair wobec niej.
Po raz pierwszy wspomniałem o niej. Anonim. Ale zawsze.
- Ona.. Kim wobec tego ona jest?
Westchnąłem. Cóż, Harry, sam się w to wkopałeś to teraz walcz.
- Osobą na której mi na prawdę zależy.
John wstał zbulwersowany z krzesła. Wiedziałem, że jest wprost wkurwiony. Jedną z zasad umowy jest brak tej realistycznej dziewczyny. Przez nią wszystko mogłoby się pójść jebać. Całe dwa lata pracy... Mężczyzna podszedł do szafki przy ścianie za biurkiem i wyjął z niego gazetę. Poszukał czegoś i za chwilę położył przede mną z hukiem otwartą na jakiejś stronie.
- To ta dziewczyna? -spytał.
Czułem jak w głowie pojawia mi się tysiąc myśli. Mina mi zrzedła... Cherrie. Zapłakana wybiegająca z mojego domu. Zdezorientowana...
- Skąd ty to masz?! -krzyknąłem wstając gwałtownie.
- Jeśli cały taki nakład wyjdzie w obieg to przysięgam, że cię zabiję. -szepnąłem po chwili świdrując John'a wzrokiem. 
Jednak ten nie zwracał na mnie uwagi.
- Hmm... Nie powiem. Ładna jest.
- Jeśli ją dotkniesz to nie ręczę za siebie, rozumiesz?!
Zacisnąłem dłonie w pięści i uderzyłem nimi o blat.
- Nie jadę nigdzie. Nie chcę. Zahamujcie. 
Wyprostowałem się, zaś Jen w tym samym czasie podeszła do John'a o położyła mu rękę na ramieniu jak to zrobiła ze mną. 
- Daj spokój... On i tak tam nie pojedzie. A ja. Hmm, będę miała więcej czasu dla siebie, oraz ciebie, John. -powiedziała całując go w usta,
Przęłknąłem ślinę i odwróciłem wzrok.
- Brzydzę się tobą. -warknąłem nie otwierając oczu. -Brzydzę się wami wszystkimi. 
Spojrzałem im w twarze, po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę ciężkich, drewnianych drzwi. Otworzyłem je z impetem i wyszedłem z biura. Chciałem jak najszybciej znaleźć się poza tym budynkiem. Jak najdalej od mojego szefa, daleko od Jennifer. Blisko Cherrie. 
   Kiedy przekroczyłem próg wyjścia, owiał mnie chłodny, nocny wiatr. Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni kluczyki od auta, po czym otworzyłem drzwi. Wsiadłem do środka jak najszybciej i z piskiem opon odjechałem z parkingu. Na liczniku była ponad setka, lecz w tej chwili miałem to gdzieś. Chciałem odjechać jak najdalej od tamtego miejsca. Jakby miało to coś zmienić... Jakby to była ucieczka od tego, co myślę, co czuję. To zostawało ze mną na zawsze. 
   Zatrzymałem się pod domem Louis'a. Wysiadłem jak najszybciej z auta i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Walnąłem w nie mocno pięścią, tak aby mój przyjaciel się obudził. Czekałem może z 5 minut, kiedy drzwi się otworzyły.
- Stary, jest prawie czwarta rano. -mruknął pocierając oczy zewnętrzną stroną dłoni. 
- Wiem. -powiedziałem wchodząc do środka. 
Siadłem na kanapie w salonie, po czym zdjąłem buty i marynarkę. Położyłem się wygodnie i po chwili obok mnie rozwalił się Lou.
- Co ci?
- Wszystko się jebie, stary. Nic nie wychodzi. To jest trudniejsze niż myślałem... A może ty masz rację? Może najlepiej by było gdyby Cher ze mną zerwała?
Zastanowiłem się chwilę, co by było gdyby to zrobiła. Nie wiem. czy potrafiłbym tak łatwo ją puścić. Byłbym w stanie przeszukać cały świat, żeby tylko ją znaleźć z powrotem.
- Pierdolisz... -mruknął kładąc się na plecach i gapiąc w sufit. 
Przymknąłem oczy i po chwili zasnąłem. 
   Widziałem ją. Zapłakana, w rękach trzymała gazety, a na pierwszych stronach ona. Krzyczała w moją stronę. Mówiła, że ją ranię. Że cierpi. Że nie chce takiego życia. 
Nie spałem długo. Obudziłem się, kiedy światło słoneczne przedostało się przez liliowe zasłony. Siadłem na kanapie rozczesując palcami moje włosy.
- Nie. Tak nie może dalej być... -powiedziałem sam do siebie.



Może nie jest najdłużyszy, ale myślę, że udany.
Wyjaśniło się kilka spraw związanych z ową umową Harry'ego.
Nie chce jechać z Jen. Kocha Cherrie...
Lecz przez to, co powiedział, zaczną się spore problemy...
I pojawiła się rubryczka obserwatorzy, więc zapraszam do obserwowania :)

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział XXVIII


Down♥






~Cherrie~

   Pierwsze 3 dni wakacji spędzałam z Rose, Louis'em i Harry'm. Jednak brakowało mi czasu tylko z Harry'm. 
   Siedzieliśmy w salonie na kanapie. Na moich kolanach położony był laptop. Buszowałam w internecie jak głupia. Przeglądałam strony z ubraniami, biżuterią, wbiłam na Facebooka i na Twittera. Siedziałam tak chwilę przeglądając różne wpisy i w pewnym momencie ogarnął mnie szał. Czułam jak zaczynam się gotować. 
Wstałam gwałtownie na proste nogi i podstawiłam ekran laptopa pod nos Harry'emu.
- Co to ma do cholery być?! -wydarłam się na cały głos. 
Chłopak podniósł wzrok znad książki trzymanej w rękach i spojrzał na wskazane przeze mnie miejsce.
- Jakie wspólne wakacje? Jaki wyjazd?! Miałeś zostać ze mną! Ze mna spędzać czas a nie z nią! 
Wiedziałam, że zaczęło mnie ponosić.
- Uspokój się! -podniósł na mnie głos, po czym wstał i spojrzał mi w oczy.
- Wyjeżdżam z Jennifer na trzy tygodnie do Meksyku. Muszę. Umowa mnie zobowiązuje.
Mimo tego, iż byłam wściekła z oczu wypłynęły mi łzy.
- Na prawdę?! Gdybyś chciał wymigałbyś się z tego. 
- A może nie chcę?! -rzucił.
Szok. Zakłopotanie.
Zrobiłam krok do tyłu oddalając się od chłopaka. 
- C.. Co? -zająkałam się.
Milczał. 
Działałam szybko. Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam się pędem w stronę drzwi. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i wyszłam za zewnątrz trzaskając drzwiami. Położyłam dłonie na moich policzkach ocierając łzy. Jednak one nie przestawały wypływać z moich dużych, jasnobłękitnych oczu. Oparłam się o ścianę domu. Wzięłam głęboki wdech. Bądź silna, mówiłam sobie. Odepchnęłam się od ściany i podniosłam wzrok. Utkwiłam go w bramie domu. 
Dopiero teraz to zobaczyłam... Mężczyźni, kobiety. W rękach aparaty, zawieszone na szyjach. Mikrofony, telefony... Ich oczy skierowane w moją stronę. 
To ona. To ta dziewczyna -powtarzali bez przerwy.
Wiedziałam, że teraz wszystko legnie w gruzach. Błagałam, żeby Harry nie poszedł moim śladem. Nie chciałam aby wyszedł aby mnie przeprosić, czy ze mną porozmawiać.
Wodziłam wzrokiem po tych wszystkich ludziach. W końcu zdecydowałam się na jeden krok. Ich rozmowy przybrały na sile. Płacz ustał. Byłam teraz bardziej zszokowana i zdezorientowana. 
Ruszyłam po chwili. Otworzyłam bramę i wyszłam poza posesję domu Harry'ego. Oni wszyscy zadawali mi różne pytania. Kim jestem. Co tu robię. Co mnie wiąże z Harry'm? W głowie miałam totalny mętlik. Przepychałam się między tymi ciałami milcząc. Nie odpowiadałam na żadne pytania. Nie zerknęłam choćby na jedną osobę. Nie spojrzałam na żaden aparat.
Kiedy minęłam tłum ludzi, rzuciłam się pędem przed siebie. Nie odwróciłam się ani razu, chociaż słyszałam jak mnie wołają...
   W tej chwili podziwiałam Harry'ego, za jego cierpliwość do tych wszystkich ludzi. Za to, jak stawia czoła temu wszystkiemu, co wiąże się ze sławą. Ale sam przyznał... Sam powiedział, że to go męczy. Więc po co to ciągnąć? Bo kocha śpiewać? Ale czy warto się tak męczyć? Poświęcać?
   Jednak najgorsza rzecz to to, że nie zauważa tego iż krzywdzi innych. Przez jego "zobowiązania", "umowy". Wiele osób przez niego cierpi. Ja, Louis... A co ma powiedzieć jego rodzina? Z którą się w ogóle nie widuje? Czasem wydaje mi się, że o nas wszystkich zapomina.
Tracimy go...

   Samotna. Tak czułam się w tej chwili. Zamknięta u siebie w pokoju ze słuchawkami na uszach słuchająca smutnej muzyki. W pokoju robiło się co raz ciemniej. Nie fatygowałam się nawet o to, aby zaświecić światło... 
Po chwili jednak włączyłam laptopa. Światło ekranu uderzyło w moje oczy, przez co na sekundkę straciłam orientację. Jasność oświeciła wnętrze pokoju...
Włączyłam jeden z portali plotkarskich i tam to znalazłam. Emisję na żywo z obecnej gali. Włączyłam. Zacisnęłam dłonie w pięści i skupiłam moje oczy na ekranie.
   Tego było za wiele... Nie mogłam patrzeć jak on. Szczęśliwy, uśmiechnięty, pełen życia, zadowolony, siedzi z nią. Trzymają się za ręce. Uśmiechają się do siebie. Szepczą coś do ucha... Jak pocałowali się. On był ślepy. Nie wiedział jak bardzo mnie rani. Jak przez niego cierpię. A to wszystko dla miłości. Z miłości. Bo on jest tego wart...
   Pół roku. Pół roku i będzie koniec tego udawania. Wtedy będzie tylko mój. Mój na zawsze. 
- Cherrie? -usłyszałam od strony drzwi.
- Proszę! -powiedziałam
Caroline zaświeciła światło. Był to kolejny szok dla moich oczu.
- Płaczesz? -spytała podchodząc do mnie i kucając przede mną.
Dotknęłam moich policzków. Faktycznie. Były całe mokre.
- Odrobinę. -powiedziałam wzruszając ramionami. 
- Co się stało? -spytała przyglądając mi się.
Nie odpowiedziałam jej, tylko wybuchłam płaczem przytulając się do niej.
- To boli -szepnęłam
- Cherrie. Powiedz co ci jest.
- Nie potrafię. Nie mogę. 

"Żyjemy w kłamstwie, okłamując samych siebie"




Jest nowy rozdział. Włożyłam w niego całe moje serce. 
Sądzę, że jestem do dupy. 
Nie akceptuję mojego pisania...
Rozdział jest moimi emocjami, które towarzyszą mi w obecnej chwili...
I bardzo ważne pytanie: czy chcecie, abym zawiesiła bloga? Czy czytacie dalej?
KC <3

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział XXVII







~Harry~

   Kiedy zaczęło się ściemniać, wyszliśmy na ogród. Lou zaczął rozpalać ognisko, zaś ja przyniosłem kiełbaski. Nie mogłem polegać w tej chwili na Cherrie i Rose, ponieważ oby dwie pogrążone były w rozmowie. Od czasu do czasu wsłuchiwałem się w to co paplały, lecz po chwili miałem dość. Nie mogłem słuchać o ubraniach, butach, biżuterii, chłopakach, idolach... Typowe babskie tematy. 
   Cherrie od czasu do czasu spoglądała na mnie, uśmiechając się, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Nadziewałem kiełbaski na zaostrzone, długie kije. Raz, kiedy nawiązałem dłuższy kontak wzrokowy z moją dziewczyną, przez przypadek dźgnąłem się kijem w rękę.
- Kurwa. -przeklnąłem wyjątkowo głośno.
Usłyszałem stłumiony śmiech Louisa. Opierał się o stół z ciemnego drewna, zasłaniając usta dłonią. Jego wzrok skupiony był na mnie.
- Ale ty jesteś ułomny. -rzucił w moją stronę.
- Wzajemnie, Tomlinson.
- Po nazwisku? Hmm.. Co powiesz na solo? -zaproponował nadal się śmiejąc.
Wziąłem wolny kijek. Tak samo jak Louis. 
- O panie, wyzywam cię na pojedynek -powiedziałem teatralnym tonem unosząc kąciki ust. 
Zbliżyliśmy się do siebie i zaczęliśmy bić się kijami. Rozchodziły się puste dźwięki uderzeń. Czułem na sobie spojrzenia dziewczyn które przerwały rozmowę, śledząc nasz pojedynek. 
- Hazz. -usłyszałem głos Cherrie.
Odwróciłem się w jej stronę i to mnie zgubiło. Louis wyrwał mi moją "broń" i złamał ją w pół, po czym puścił swoją i przewrócił nas na ziemię.
- Stary, ta dziewczyna cię kiedyś zgubi -powiedział leżąc na mnie.
Wybuchłem śmiechem zrzucając mojego przyjaciela z siebie. 
- Wygrałeś. -przyznałem zgodnie z prawdą, kiedy stanąłem na prostych nogach.
   


~Rose~

   Nastała noc. Harry upiekł kiełbaski, więc wzięłam jedną wsadzając ją do bułki i polewając ketchupem. Było to tradycyjne "danie" moje i Cherrie. Kiedy zobaczyłam jej bułkę, a ona moją, wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem. Ucichłam dopiero wtedy, gdy obok mnie siadł Louis. Wymieniłam z moją przyjaciółką jednoznaczne spojrzenia, po czym wstała i poszła do Harry'ego. Wtuliła się w niego i po chwili zaczęli się całować. Mader... 
- Opowiedz mi coś o sobie -zaproponował Louis upijając łyk piwa ze szklanej wysokiej szklanki.
- Hmm... Mam 18 lat, chodzę do klasy z Cherrie. 
- Masz chłopaka? -zadał pytanie którym nieco mnie zdziwił.
Zastanowiłam się chwilę.
- Nie. -odpowiedziałam bez zająknięcia się.
   Resztę wieczoru spędziliśmy na wspominaniu dziwnych, śmiesznych i upokarzających sytuacji. Louis cały czas siedział przy moim boku. Myślałam, że zacznie działać. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Cher dziwnie mi się przyglądała, od kąt zaprzeczyłam jeśli chodzi o chłopaka. 
Jednak postanowiłam działać.
- Zimno mi -powiedziałam przybliżając się do Lou.
Oczekiwałam że w tej chwili mnie obejmie. Położyłam swoją dłoń na jego.
- Czekaj. Przeniosę swoją bluzę. -rzucił.
Wstał z ławki i wszedł do domu. Czułam jak robię się cała czerwona na twarzy. Nie wierzę. Dał mi kosza... 
- Masz. -powiedział i dał mi swoją bluzę.
- Emm.. Dzięki -odpowiedziałam uśmiechając się sztucznie.
   Kiedy ognisko dobiegło końca, po Louis'a przyjechała Taxi. Ja zaś miałam zostać na noc w domu Harry'ego. Około 2 w nocy Cher pokazała mi jakąś sypialnie, która w tej chwili należała do mnie. Poszłam do łazienki. Zmyłam cały makijaż rozczesałam włosy i zdjęłam koszulkę oraz spodnie zostając w samej bieliźnie. Przeszłam do pokoju. 
Cherrie była na dole razem z Harry'm i sprzątali po ognisku. Słyszałam jak rozmawiają, śmieją się, zaś czasami całkowicie cichną całując się. 
Po jakimś czasie usłyszałam jak idą do sypialni. Opadłam na łóżko krzycząc jeszcze "Dobranoc". Odpowiedzi mi tym samym.
   Byłam już na granicy jawy i snu, kiedy poczułam, jak ktoś wchodzi pod kołdrę. Przestraszyłam się i gwałtownie odwróciłam w tamtą stronę.
- To tylko ja -uspokoiła mnie Cherrie.
Odetchnęłam z ulgą.
- Co ty tu robisz? -spytałam
- Nie mogę spać, a poza tym musisz mi coś wyjaśnić.
- Co konkretnie?
Ziewnęłam przeciągle zasłaniając oczy ręką. 
- Dlaczego skłamałaś? Powiedziałaś, że nie masz chłopaka. Rozumiem, Lou może i jest ładny, jednak nie zerwałaś z Lucas'em. To jest nie fair, wiesz?
Jęknęłam cicho.
- To nie tak jak myślisz... Po prostu chciałam się zabawić. Co w tym złego? Poza tym Louis i tak nie wydaje się być mną zainteresowany. -powiedziałam ze spokojem. 
To były ostatnie wypowiedziane przeze mnie słowa tego wieczoru. 
Zasnęłam.

Obudziłam się dobrze po 11. Cherrie spała obok mnie jak zabita. Uśmiechnęłam się na jej widok. Roztrzepane włosy zasłaniały jej twarz. Wyglądała śmiesznie.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Dopiero w tej chwili zauważyłam bluzę Louis'a leżącą na fotelu. Zapomniał jej wziąć... Wzięłam ją w ręce i założyłam na siebie, ponieważ było mi trochę zimno. Schowałam ręce do kieszeni i co to?
Wyjęłam małą białą kartkę.

   28377304793. Zadzwoń, jak będziesz chciała pogadać. 
                                                    Louis. 

Uśmiechnęłam się do siebie, czytając to. Przygryzłam dolną wargę i wyszłam z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi...



Chryste Panie... Nie wiem co się ze mną dzieje.
Nie umiem nic napisać. Zdania mi się ze sobą nie łączą. 
Całkowity brak weny... ;___;
Jeśli to czytacie to dziękuję, że dotarłyście do końca ;*
Nie jest długi, ale nie jest krótki. Może być na długość. 
To tyle... 
Do nn!