poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział XIII


~Cherrie~

   Wbiegłam po schodach kamienicy z uśmiechem na twarzy. Nie dało się opisać tego, jaka byłam szczęśliwa. Pocałował mnie. I to trzy razy. Serce przyśpieszyło mi. Gdyby ktoś widział w jakim jestem stanie, stwierdziłby, że jestem chora psychicznie. 
   Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam do środka. Kuchnię oświetlało ciepłe światło lampy, woda w czajniku wrzała, zaś na stoliku stał półmisek pełen ciasteczek.
   Oderwałam od nich wzrok, kiedy Caroline wyszła z łazienki w samym ręczniku. Mokre brązowe włosy opadały na jej ramiona.
- Hej -powiedziałam 
- Co to za przystojny chłopak? 
Mina od razu mi zrzedła...
- Kolega.
- Od kiedy to "kolega" całuje koleżankę na pożegnanie? -spytała robiąc w powietrzu cudzysłów przy czwartym słowie.
- Dobra. Może nie kolega.
Wiedziałam jakie będzie następne pytanie, więc powiedziałam:
- Ma na imię Harry.
- Znam go? 
O mader....
- Może.
- Jesteście parą? -dopytywała, co mnie zaczęło denerwować.
Podeszłam do niej z udawaną poważną miną. Zrobiłam jeden ruch i zdjęłam ręcznik Caroline. Zaśmiałam się w głos, i wolnym krokiem poszłam do swojego pokoju. Usłyszałam za sobą obelgę kierowaną w moją stronę, lecz olałam to i zamknęłam się na klucz w swoim pokoju. 
   Nie chciało mi się kąpać więc przebrałam się od razu w komplet od piżamy. Stanęłam przed lustrem rozczesując włosy. Przyglądałam się swojej twarzy... Była inna niż jakiś czas temu. Tym razem tryskała radością, uśmiech był chyba wieczny. Podobało mi się to, co się ze mną działo. Kwitłam z radości.
   Jedna rzecz mnie jednak zastanawiała. Czy powiedzieć Caroline o Harry'm? Że jest moim chłopakiem, jest gwiazdą show biznesu...? Tak samo było z Rose.
   Odłożyłam szczotkę na bok i opadłam na łóżko zatapiając głowę w poduszce z uśmiechem na twarzy zaczęłam tracić kontakt ze światem rzeczywistym i po chwili odpłynęłam.


                                                             ~ ~ ~ ~


   Sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej. Zaczęłam pisać nową wiadomość. Nie mogłam się jednak wysłowić. Z nerwów poprawiałam mojego kucyka w kolorze platynowym. Prawie białym.

     Cherrie: Caroline pyta czy jesteś moim chłopakiem.. ;/

Nacisnęłam "Wyślij" i odłożyłam telefon na swoje miejsce. Wyjrzałam za okno. Słońce raziło aż za bardzo. Przymknęłam oczy i wystawiłam twarz ku niemu. Oparłam dłonie na parapecie i trwałam tak chwilę. Usłyszałam dźwięk nowej wiadomości.

     Harry: Hmm... Myślę że możesz odpowiedzieć na tak.

Serce podskoczyło mi do gardła. Oczy prawie wyszły mi na wierzch... Odpisałam tylko, że dobrze i zablokowałam telefon.
   Wyszłam z pokoju. W salonie na kanapie leżała moja kuzynka. Obok niej paczka chpisów paprykowych. Na palcach zaszłam ją od tyłu (XDD) i po woli wyciągnęłam rękę do otworu w paczce. 
- Ej! -zaczęła marudzić.
- Konfiskuję nie dobrą żywność -powiedziałam szczerząc się lecz po chwili zmieniłam temat.
- A co do tego chłopaka... To tak. To jest mój chłopak. Nie powiem ci kim konkretnie jest, dobrze? Będziesz potrzebowała trochę czasu... Ale możesz być spokojna, bo go na prawdę... Kocham.
Caroline zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie mogę zabronić ci się z kimś spotykać -powiedziała i zabrzmiało to szczerze.
Uśmiechnęłam się.
- Idę się spotkać z Rose.
Wyszłam z salonu i założyłam buty. Byłam gotowa do wyjścia. Jedyne czego chciałam to spotkać się z moją przyjaciółką, której poświęcałam dziwnie mało czasu.




Taki tam rozdział. 
Nie miałam za bardzo czasu na napisane, więc przepraszam, ale nie jest udany :(
Ale myślę że jest tu coś ważnego... Cher i Hazz są parą ^^



   

czwartek, 26 września 2013

Rozdział XII

Dedykacja dla Mary ;*


~Cherrie~

   Podczas prawie godzinnego szykowania się do wyjścia miałam czas na rozmyślanie o moim obiekcie westchnień. Dzisiaj miała odbyć się nasza pierwsza randka. Na myśl o tym mimowolnie się uśmiechałam... 
   Spojrzałam na zegar ścienny wiszący nad domofonem. Miałam jeszcze 15 minut do 17, kiedy miał się stawić Harry. Postanowiłam jeszcze coś zjeść. Ruszyłam w stronę szafki i wyjęłam z niej głęboki talerz, płatki czekoladowe i z lodówki wyciągnęłam mleko w niebieskim kartonie. W kilka sekund przygotowałam płatki i siadłam z nimi przy stole. Jedząc powoli, stukałam nogą w rytm piosenki James'a Arthur'a "You're Nobody 'Til Somebody Loves You ". 
   W pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Aż podskoczyłam, ponieważ przerwał on ciszę panującą w mieszkaniu. Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i powoli otworzyłam drzwi.
- Hej, Hazz -powiedziałam patrząc w oczy bruneta. 
Nie odpowiedział nic, tylko delikatnie popchnął mnie swoim ciałem wgłąb pomieszczenia. Nogą zatrzasnął a hukiem drzwi. Patrzyłam na niego z uśmiechem. Serce prawie nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy pochylił się w moją stronę i cmoknął mój policzek. Czułam, że zlałam się rumieńcem. 
- Cześć -powiedział wreszcie. 
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Odwróciłam się do Harry'ego plecami i sięgnęłam po pusty talerz stojący na stole. Ruszyłam z nim w stronę zlewu i zaczęłam dokładnie go szorować. Brunet stał oparty o szafkę i przyglądał się moim poczynaniom. Próbowałam nie myśleć o jego obecności, ponieważ za bardzo mnie to rozpraszało. Musiałam się skupić, żeby nie wypuścić talerza. I udało mi się to, lecz z rąk wypadła mi ścierka, którą chciałam wytrzeć mokre naczynie. 
   Przykucnęłam i już miałam schwycić materiał, kiedy poczułam czyjąś dłoń na mojej. Podniosłam lekko wzrok i utknęłam go w zielonych tęczówkach Harry'ego. Przyglądał mi się z uwagą i zainteresowaniem. Wydawał się także być zestresowany. Nie odgadłabym o co chodzi gdyby nie to, że zaczął się do mnie przybliżać. Poczułam jego oddech na mojej twarzy. Chłopak szepnął cicho moje imię...
    I wtedy pocałował mnie po raz pierwszy. Musnął delikatnie moje wargi, a po moim ciele rozlała się fala ciepła. Poczułam się tak, jakbym miała stado motyli w brzuchu. Wolną dłoń położyłam na karku chłopaka i przyciągnęłam go bliżej siebie oddając pocałunek.
Zakołowało mi się w głowie, oddaliłam się od Harry'ego i popatrzyłam na niego zaszokowanym wzrokiem.
   W pewnej chwili zerwałam się na równe nogi, podnosząc ścierkę. Zaczęłam wycierać starannie talerz. Nadal czułam, że jestem cała gorąca, kręciło mi się w głowie i nie mogłam dojść do siebie. Udawałam, że nie widzę na sobie spojrzenia Harry'ego. 
- Um... Cher? -zaczął
Spojrzałam na niego pytająco, zaś on wskazał na talerz który znajdował się w moich dłoniach. No tak... Szorowałam go tak mocno, że prawie nie pękł, pod naciskiem moich dłoni. Odstawiłam do na suszarkę i umyłam ręce konwaliowym mydełkiem. Po chwili poszłam do mojego pokoju po torbę wypakowaną potrzebnymi rzeczami.
Kiedy stanęłam przed lustrem, zilustrowałam idealnie leżące na mnie ubranie. Poprawiłam jeszcze koszulkę naciągając ją na spodnie i popatrzyłam na Harry'ego, który stał obok mnie patrząc wyczekująco. Znaczącym spojrzeniem dałam mu znak, że możemy wychodzić. 
Zamykając drzwi na klucz, wyszliśmy na korytarz rozmawiając przy tym na temat nasunięty przez chłopaka. Kątem oka zauważyłam, że chciał mnie złapać za rękę, lecz w pewnej chwili po prostu zrezygnował



                                                                         ~ ~ ~ ~


   Wychodząc ze sklepu 24-dobowego z papierową reklamówką w dłoni skierowałam wzrok na auto mojego towarzysza. On sam siedział w środku, lecz nie widziałam go dokładnie ze względu na ciemność jaka panowała na około nas. Była sobota, więc mogłam sobie pozwolić na późne wyjścia... Otworzyłam drzwi od auta i od razu zatrzasnęłam je za sobą kiedy siadłam na obitym w czarną skórę fotelu.
- Łap -powiedziałam do Harry'ego i rzuciłam do niego jeden z rogalików z czekoladą. 
Uśmiechnął i wsadził sobie go do buzi. 
- Gdzie jedziemy?
- Mam pewien pomysł...-powiedział spoglądając na mnie zielonymi tęczówkami.
- No to jedziemy -rzuciłam z pełną buzią uśmiechając się.
Hazz odpalił silnik i wyjechał na główną drogę. Trasa nie zajęła dużo czasu. Zatrzymaliśmy się w centrum, które po woli pustoszało. No w końcu nie każdy chodzi o pierwszej w nocy po L.A.... Wyjrzałam przez okno. Znajdowaliśmy się w parku. Uśmiechnęłam się i wysiadłam z auta, rzucając rogaliki na siedzenie. Brunet okrążył auto i podszedł do mnie. Unikał jednak mojego wzroku. Patrzył w swoje białe, znoszone Converse i uśmiechał się pod nosem. Poczułam przyjemne uczucie, kiedy chłopak złapał moją dłoń i splótł nasze palce ze sobą. Zawisły one między nami...
   Chodziliśmy po parku rozmawiając, śmiejąc się i drocząc od czasu do czasu. Była to chyba moja najlepsza randka w życiu. W pewnej chwili Hazz skręcił ze ścieżki ciągnąc mnie za sobą. Zdziwiłam się, ale dotrzymywałam mu kroku.
Zatrzymaliśmy się dopiero przy jeziorku, znajdującym się w centrum parku. W tafli wody odbijał się księżyc, gwiazdy i światła z pobliskich drapaczy chmur... Widok zapierał dech w piersiach. Poczułam, jak Harry ściska mocniej moją dłoń. Nie byliśmy jeszcze w sumie parą, lecz tak się zachowywaliśmy. Wiedziałam co on czuje do mnie, zaś on - co ja do niego. Zrobiłam krok w stronę mostku, który kierował się w głąb jeziorka. Harry podążył za mną. Byłam w tym miejscu nie pierwszy raz. Lecz teraz, w nocy, z właściwą osobą wydawało się magiczne, wyjątkowe inne...
   Stanęłam na końcu małego "mola" i rozejrzałam się dookoła i w górę. Niebo było czyste, przez co księżyc dawał srebrne światło. Hazz stanął za mną. Jedną ręką nadal trzymał moją dłoń, zaś drugą położył na mojej talii. Poczułam jego oddech na mojej szyi, potem policzku. Objął mnie mocniej przyciągając do siebie... Odwróciłam głowę w jego stronę uśmiechając się lekko. Jego gesty, ruchy, dotyk sprawiały że przechodziły mnie przyjemne dreszcze. 
- Pocałuj mnie... -szepnęłam cicho. Ledwie słyszalnie.
Chłopak wypuścił mnie z objęć i odwrócił w swoją stronę. Moje serce znów przyśpieszyło. Jedną dłonią opierałam się o klatkę piersiową Harry'ego. Podniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Wpiłam się w jego usta. Pocałunek był inny niż ten, który miał miejsce przed kilkoma godzinami. Był bardziej odważny, namiętny... Jego pocałunki paliły mnie. Chciałam go więcej. Przeniosłam dłonie w jego gęste włosy i wplotłam w nie palce.
- Cher... -usłyszałam 
Uśmiechnęłam się, pod wpływem tego zdrobnienia. Pogłębiłam pocałunek...
   Tej chwili nie miał przerwać nam nikt. Należała tylko do nas i nie miała się kończyć.
   Nigdy.

                                            


No nareszcie coś długiego ;3
Postanowiłam, że dodam coś, co wam się spodoba.
Kiss!! xd
Zapewne jesteście Happy ;3
I to jest ostatni rozdział przed moim wyjazdem na mecze do Poznania :(
Wracam w niedzielę wieczorkiem więc rozdział MOŻE dodam we wtorek ;3
KC <3

wtorek, 24 września 2013

Rozdział XI

Rozdział dedykowany dla Olci Styles. Mam nadzieję, że się podoba  C:
Polecam także piosenkę Birdy.
Włącz: All You Never Say

~Cherrie~

   Harry zatrzymał auto tam, gdzie poprzednim razem. Otaczała nas pustka pobliskich pól i lasu. Wysiadłam z auta, stawiając stopy na wilgotnym piachu. Gdzie niegdzie pojawiły się kałuże z błota, które za wszelką cenę chciałam ominąć i modliłam się w duchu żeby do którejś nie wpaść.
   Stanęłam przy masce samochodu opierając się o nią plecami. Pochyliłam się lekko i oparłam dłonie o wyższą partię swoich ud. Próbowałam opanować szybkie bicie mojego serca. Aż podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą trzaśnięcie drzwi. Wyprostowałam się, ale nie odwróciłam się do źródła dźwięku. Po chwili Hazz podszedł do mnie wolnym i niepewnym krokiem. Także oparł się o auto, jednak on biodrem tak, żeby stać przodem do mnie.
   Popatrzyłam niepewnie na bruneta. Wydawał się nad czymś myśleć. Na chwilę straciłam panowanie nad sobą i odwracając się w jego stronę oplotłam go rękoma w talii przytulając się do niego. Widać zaskoczyłam go swoim czynem, ponieważ przez chwilę nie doczekałam się żadnej reakcji z jego strony. Kiedy miałam już uwolnić go z uścisku poczułam jego ciepłe dłonie na swoich plecach. Przytulił mnie mocno, zaś ja przymknęłam odruchowo oczy. Chciałam aby ta chwila nie kończyła się nigdy. Jednak moja niewyparzona gęba miała inne zamiary...
- Kocham cię -szepnęłam nieświadomie nie otwierając oczu.
Poczułam jak chłopak zamarł. Oddaliłam się od niego tak, abym widziała jego twarz. Nie zdradzała żadnych uczuć. Chyba był w szoku tak samo jak ja.
Już miałam spytać co się dzieje, lecz na twarzy bruneta pojawił się delikatny uśmiech. Złapał w dwa palce kosmyk moich włosów i założył mi go za ucho. Ten gest sprawił, że poczułam jak moje serce zaczyna szybciej tłoczyć krew. Chłopak nachylił się i czułam na swojej szyi ciepły oddech. Po chwili przeniósł się on na mój policzek, aby tam złożyć na nim delikatny pocałunek. Zamknęłam oczy i cieszyłam się tą chwilą, która trwała zaledwie kilka sekund. Lecz dla mnie była jedną z ważniejszych na świecie.
   Teraz chciałam, aby wszystko się ułożyło.


~Harry~
 
   Miałem zamiar spać do późna, ponieważ wczoraj wróciłem do domy dobrze po północy. Odwiozłem Cher do domu i przyjechałem do siebie. Jednak ktoś za wszelką cenę chciał zniszczyć moje plany. Ze snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Spadłem z łóżka i przekląłem pod nosem. Balansowałem jeszcze na granicy jawy i snu. Wstałem z podłogi i chwiejąc się dotarłem do drzwi. Przetarłem powieki, aby się rozbudzi, po czym otworzyłem drzwi.
- Hej, Hazz -powiedział Lou wchodząc do środka mijając mnie jednocześnie.
Chłopak zawsze czuł się jak u siebie. Traktował mnie tak jak zawsze. Chyba jako jedyny nie widział we mnie "gwiazdy". Bardzo w nim to lubiłem... Zamknąłem drzwi na klucz i poszedłem śladami Louis'a. Brunet siedział w salonie na kanapie z moim telefonem w ręku. Znał do niego hasło. Nie miałem przed nim tajemnic, więc mógł sprawdzać moje wiadomości, galerię.
   Postałem chwilę patrząc na chłopaka, po czym skierowałem się do łazienki, aby się trochę ogarnąć. Zahaczyłem jeszcze o sypialnię i wyciągnąłem z szafy w niej się znajdującej czarną koszulkę i beżowe rurki. Z tym wszystkim poszedłem wreszcie do łazienki. Ubrałem się i wykonałem poranną toaletę, po czym zacząłem układać włosy w charakterystyczną dla mnie fryzurę.
   Nagle usłyszałem za sobą kroki. W lustrze zobaczyłem Louis'a. Chłopak złapał mnie za ramię i obrócił tak, że opierałem się plecami o zimne, płytki w kolorze marmuru ułożone na ścianach. Lou patrzył na mnie uważnie, a nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Po chwili podstawił mi pod nos mój telefon.
- Kim ONA jest? -spytał z naciskiem na drugie słowo.
Nadal parzyłem w błękitne oczy bruneta.
- Hazz! -upomniał mnie
Przeniosłem wzrok na ekran telefonu. Znajdowało się na nim zdjęcie Cherrie z wczorajszego dnia. Stała oparta o moje auto, a w dłoni trzymała papierową torbę wypełnioną nektarynkami. Jak się potem dowiedziałem jej ulubionymi owocami. Uśmiechała się w obiektyw. Dobrze pamiętałem słowa jakie mówiła kiedy robiłem to zdjęcie. Nazwała mnie idiotą i powiedziała, że cierpię na brak zajęć.
- Kimś -powiedziałem uśmiechając się do siebie.
Wyminąłem Louis'a i poszedłem do salonu.
- Nie mów, że mnie nie powiesz. -rzucił idąc za mną. -Ale z ciebie rozwydrzony dzieciak...
Mimo iż Lou miał 21 lat, często nazywał mnie dzieciakiem. A nie dzieliło nas wcale tak dużo lat...
- Okay. To jest zajebista dziewczyna. -powiedziałem przewracając kartkę w czasopiśmie.
Brunet siadł obok mnie na kanapie i zabrał mi gazetę. Chciał, abym potraktował go poważnie.
- To, to widzę -powiedział  - Coś więcej?
- I chyba tą dziewczynę kocham... -szepnąłem czując jak moje serce przyśpiesza.
Kiedy o niej myślałem dostawałem palpitacji i trudno mi było się na czymkolwiek skupić.
- Uuu... Hazz! Nie wierzę, że się zakochałeś! Teraz wybiegnę na ulicę i zacznę to rozpowiadać -palnął śmiejąc się, po czym wstał z kanapy.
- Ani mi się waż! -krzyknąłem (oczywiście w żartach).
Odepchnąłem się od kanapy i rzuciłem się na Louis'a. Oboje wylądowaliśmy na podłodze. Ja na nim.
- Przysięgnij, że nikomu nie powiesz.
- No nie wiem... A jeśli mnie uprowadzą i każą mówić bo inaczej wrzucą mnie do kanału pełnego krokodyli? -wybuchł śmiechem.
- Dupek... -mruknąłem kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
Zbliżał się wieczór. Postanowiliśmy gdzieś wyjść. Zabawić się, jak dawniej. Cieszyłem się z wolnego, a mój dobry humor, chyba udzielał się każdemu.



Na to czekałyście, prawda?
Pomyślałam, że przydałoby się trochę sielanki ;3
Cher przemyślała wszystko i wyszło jej na dobre ^^
Pojawił się też Lou, z czego się pewnie cieszycie.
Piosenka po prostu boska *.*
Hmm.. To chyba na tyle ;*

niedziela, 22 września 2013

Rozdział X



~Cherrie~

   Minęły 4 dni, 47 minut, 28 sekund odkąd ostatni raz widziałam Harry'ego. Zostawiłam go dosłownie samego w restauracji, po jego szokującym wyznaniu wobec mnie.
   Przez ten okres czasu nie byłam w szkole. Nie byłam w stanie... Nadal byłam w szoku, którego nie dało się opisać. Udawałam chorą i Caroline zgodziła się na kilkudniową przerwę od nauki. Chciałam odpocząć od Harry'ego i unikać jak tylko mogłam. Lecz na nic się to nie zdziałało... Był tu, kiedy zostałam sama w domu. Nie otworzyłam mu drzwi i byłam cicho jak mysz, aby mnie nie usłyszał. Nie wiem jakim cudem, ale po prawie kwadransie dobijania się, dał sobie spokój.
   Moja kuzynka jednak, wiedziała że nie o chorobę tu chodzi. Wiedziała, że jest coś więcej. Ale widziała także, w jakim jestem stanie....
   Wchodząc do łazienki podeszłam do umywalki i podparłam się o nią dłońmi. Podniosłam wzrok i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Dziewczyna którą widziałam przed sobą, nie była mną... Podkrążone oczy przypominały o zarywanych kolejno nocach. Nie mogłam spać z dwóch powodów. Pierwszy: miałam zbyt dużo rzeczy do przemyślenia, zaś drugi to to, że jak tylko zasypiałam zawsze śnił mi się Hazz. Grł główną rolę w moich snach.
Ponownie spojrzałam w swoje odbicie. Tym razem uważniej... Przyglądając się sobie zaczęłam analizować po raz kolejny wydarzenia z ostatnich trzech tygodni. I coś sobie uświadomiłam. Wiedziałam co, a raczej kto, był powodem mojej zmiany. Nie wiedziałam, że to powiem, ale byłam w nim po prostu zakochana. W Harry'm.
   Odepchnęłam się od umywalki i pobiegłam szybko do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy jasne, jeansowe rurki, białą koszulkę i nie czekając długo zaczęłam zrzucać z siebie po domowe ubrania. Kiedy udało mi się przebrać, złapałam w biegu komórkę i wybrałam numer Harry'ego.
- No dalej... Odbierz to...
Odpowiedziała mi jednak cisza. Nie odebrał więc próbowałam ponownie kolejne pięć razy. Kiedy za szóstym usłyszałam jego cudowny, zachrypnięty głos.
- Halo?
- Proszę cię, Hazz... Spotkajmy się. -powiedziałam cicho łamiącym się głosem.
- Gdzie? -spytał 
- Gdziekolwiek -odpowiedziałam szybko. 
- Przed kinem -powiedział i po chwili się rozłączył.
Wrzuciłam telefon do torby i pobiegłam do łazienki robiąc makijaż. Chciałam zakryć oznaki mojego drobnego załamania nerwowego. Kiedy byłam gotowa w biegu założyłam czarne Vansy i głośno trzaskając drzwiami wybiegłam z domu.
   Byłam na prawdę zaślepiona, nie zauważając moich uczuć do chłopaka. Jedyne, czego teraz chciałam to spotkać się z nim, zatonąć w jego oczach i zastygnąć wraz z nim w mocnym uścisku, który miał nie mieć końca. Chciałam poczuć przy sobie jego obecność, jego zapach, jego oddech, jego usta na moim policzku... To wszystko co wyjątkowe. 
Szłam przyśpieszając co chwila kroku, aby dotrzeć na miejsce jak najszybciej. I kiedy stanęłam na parkingu przed kinem serce podskoczyło mi do gardła. Jego auto stało na ostatnim miejscu jak najbardziej na uboczu. Sam Harry był oparty o auto. Wzrok miał wbity w buty, a ręce skrzyżowanie na piersi. Na jego nosie znów widniały okulary, zaś zaczesane do tyłu loki wyglądały zjawiskowo. Czując, jak bicie mojego serca przybiera na sile, podeszłam bliżej do chłopaka.
- Hej... -mruknęłam, poprzez cisnące się do oczu łzy.
Hazz podniósł wzrok i zjąłwszy okulary popatrzył na mnie swoimi zielonymi tęczówkami. Tymi, które najbardziej zapadały w pamięć... Z jego ust jednak nie usłyszałam odpowiedzi. Wiedziałam, że po cyrku jak odstawiłam w piątek nie zasługiwałam nawet na spotkanie. Postanowiłam jednak nie dać za wygraną, więc zrobiłam krok w stronę bruneta.
- Hazz... Przepraszam. -powiedziałam spoglądając na swoją dłoń, którą przeniosłam na jego.
Nie spodziewałam się jednak jego rekcji. Odepchnął się od maski samochodu i wymijając mnie skierował się w stronę drzwi kierowcy.
- Wsiadaj. -rzucił, na co ja natychmiast przystałam.
W sekundzie znalazłam się na swoim stałym miejscu, zapinając się pasami. Nim się obejrzałam, a Harry odpaliwszy silnik, z piskiem opon wyjechał z parkingu należącego do jednego z kin w mieście. Przez całą drogę patrzyłam na jego idealny profil. Jego zaczesane do tyłu włosy. Zaciśnięte na kierownicy dłonie... Czasem jego widok zapierał dech w piersiach. Co ja gadam. Czasami? Zawsze. Zawsze, kiedy go widziałam dostawałam palpitacji serca. Nawet kiedy o tym nie wiedziałam, coś mnie do niego ciągnęło. Teraz jednak byłam w stu procentach pewna, że go... kocham. Kocham całą sobą. Na zawsze i już nieodwołalnie. I to sprawiało, że ten "magnes" działał bardziej. Chciałam, aby ponownie splótł nasze dłonie, żeby mnie przytulił, żeby pocałował i nie koniecznie tylko w policzek... 
Może moje myśli były zbyt wygórowane. Może były jak marzenia... Jednak ja miałam nadzieję, że prędzej, czy później to się zdarzy. Spełni...
Wiedziałam jednak, że on coś także do mnie czuje. Lecz gdybyśmy nawet ze sobą byli... Ech. To nawet nie możliwe. Wystarczy porównać jego osobę z moją. On, wokalista, bożyszcze kobiet na całym świecie, posiadacz jednego z najbardziej cudownych głosów, przystojny... O sobie już nawet nie chciałam wspominać...
  Przyglądając się mu, zauważyłam że przenosi jedną dłoń w stronę radia. Po chwili moim uszom dały się słyszeć nuty piosenki Chris'a De Burgh'a "A Spaceman Came Travelling". Kochałam tą piosenkę na zabój. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się mimowolnie opierając głowę o zagłówek
   Podczas drogi żadne z nas się nie odzywało. Walczyłam jednak z chęcią dotknięcia jego dłoni, jego policzka... Nie wiedziałam co czuł właśnie Harry. Może nienawiść do mnie, za to jak go potraktowałam? Czy może odwrotnie? 
   Otworzyłam oczy i wyjrzałam przez okno. Od początku nie miałam pojęcia gdzie jedziemy. Nie chciałam się po prostu odzywać... Jednak po chwili zastanowienia poznałam mijające budynki, drzewa ogólnie widoki. Domyślałam się, gdzie jedziemy. Tam, gdzie Harry po  raz pierwszy zaczął ukazywać uczucia do mnie. Uśmiechnęłam się, po czym znów spojrzałam na Harry'ego. Zamarłam, gdy zorientowałam się, że on także mi się przygląda. Nasze oczy się spotkały, a ja pękałam ze szczęścia. Kiedy nawet odwrócił wzrok ja nadal myślałam o tym jak jego spojrzenie działa na moją osobę.




Z tego powodu, że to już 10 rozdział, chciałam Was zapytać,
który rozdział do tej pory się najbardziej podobał. 
Piszcie w komentarzach także powód, 
dla którego dany rozdział jest dla Was najlepszy.


piątek, 20 września 2013

Rozdział IX


~Cherrie~

   Wychodząc z kamienicy owiał mnie nierzyjemny chłód. Przymrużyłam oczy i objęłam się rękami, próbując się nieco ocieplić. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i nie myśląc długo, wsiadłam do środka od strony pasażera. Usłyszałam stłumiony śmiech Harry'ego, na co popatrzyłam na niego wilkiem, kiedy wsiadł za kierownicę. 
- Gdzie jedziemy?
Myślałam, że powinnam wiedzieć. Tym bardziej, że nie lubiłam niespodzianek. Odpowiedziała mi jedynie cisza. W głowie miałam jeszcze opcję, aby wysiąść z auta i bez słowa wrócić do domu. Jednak nie zorientowałam się w porę. Nim się obejrzałam, a auto było już na głównej ulicy. Westchnęłam głęboko i odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając sobie o niczym nie myśleć....


                                                      ~ ~ ~ ~


   Zatrzymaliśmy się przed jedną z restauracji w centrum L.A. Nigdy w niej nie byłam, ponieważ należała do tych droższych, gdzie jedno danie kosztowało tyle, ile porządne ubranie. Hazz wysiadł pierwszy gasząc wcześniej silnik i obszedł dookoła auto. Otworzył drzwi od mojej strony. Uśmiechnęłam się delikatnie i wysiadłam z samochodu, po czym skierowaliśmy się do wejścia. Harry wpuścił mnie jako pierwszą. Kiedy sam wszedł do środka, nic nie mówiąc skierował się do stojącego pod ścianą stolika dla dwóch osób. W całej restauracji roznosił się zapach najróżniejszych dań, wszędzie dominował kolor bursztynowy, pomarańczowy i żółty, zaś światło, które dawały zawieszone nad każdym stolikiem lampy, były w kolorze złotawym. Jak dla mnie było tu za dużo przepychu. O wiele za dużo...
   Odsunęłam po cichu krzesło i siadłam na przeciwko Harry'ego. Chłopak uśmiechając się podał mi Menu. Wzięłam je do ręki, po czym otworzyłam kładąc na stole. Kiedy zobaczyłam cennik oczy wyszły mi na wierzch. 
- Co podać? -usłyszałam damski głos obok mnie
- Cher? -Hazz popatrzył na mnie
- Weź mi co chcesz -powiedziałam zamykając bogato zaopatrzone Menu. 
Harry złożył zamówienie, po czym obdarzył kelnerkę miłym uśmiechem. Kiedy kobieta odeszła popatrzyłam na Harry'ego.
- Wiesz, że ja za to nie zapłacę, prawda? 
- W tym już moja głowa.
Zaśmiał się miło. Jego oczy świeciły wszystkimi odcieniami zieleni. Nie potrafiłam się skupić. Czułam, że w nich tonę. Twarz chłopaka oświetlało wszech obecne światło, przez co wydawał się jeszcze bardziej idealny. 
   Ostatnimi czasy na prawdę nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko wydawało się takie inne. Patrzyłam na pewne sprawy z innej perspektywy. Zawsze dopatrywałam się tej pozytywnej strony. I zawsze mu się to udawało... Chodziłam mniej naburmuszona i obrażona na cały świat. I było mi z tym na prawdę dobrze. Podobało mi się to, że tak się zmieniłam. Choć zmieniłam nieoczekiwanie i z nienznego powodu.
   W pewnym momencie zauważyłam, że dłoń Harry'ego przesuwa się bliżej mojej, która leżała na blacie stołu. Nie wiedziałam kiedy, a chłopak ujął ją, po czym splótł nasze palce. W sekundzie podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Nie puścił jednak mojej dłoni. Czułam, jak moje serce przyśpiesza, pod jego dotykiem.
- Hazz... -zaczęłam i wyrwałam moją rękę z ręki chłopaka.
Popatrzył na mnie zawiedziony.
- Interpretujesz to inaczej niż ja, Harry. Masz dziewczynę. Nie zapominaj. -szepnęłam
Z ciekawości spędziłam kiedyś cały dzień na czytaniu różnych artykułów o Harry'm. Miał dziewczynę - Jennifer Nicholson.  Zaś Harry nie wydawał się tym faktem zainteresowany. Nie zaważał chyba na to, że jest z kimś w związku. Odważne zdjęcia obiegły cały internet. Jak się całują, trzymają za rękę, przytulają...
- To nie jest tak jak myślisz -powiedział mniej uprzejmym tonem. Niemal warknął.
Pochylił się w moją stronę splatając swoje dłonie na blacie.
- Jennifer i ja to ustawka, rozumiesz? To nie jest realny związek. Musimy udawać. Po co? Żeby mnie wypromować z USA a Jennifer - w Anglii. Cherrie... Może wydawać się to dziwne, ale jesteś dla mnie teraz najważniesza. -powiedział szybko, a za razem cicho.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. To, co przed chwilą usłyszałam całkowicie zmieniało kolej rzeczy... On nie był z Jennifer. Czuł chyba coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie mogłam tego pojąć. Przyjąć do wiadomości. Byłam w kompletnym szoku. Czułam, jak moje oczy wypełniają się łzami. 
- Przepraszam, ale powinnam już iść -powiedziałam zrywając się z krzesła.
- Cherrie. Nie odchodź. Porozmawiajmy...
- Nie mamy o czym, Harry! -wypowiedziałam nieco głośniej.
Widać, tego się nie spodziewał. Wykorzystałam moment szoku u chłopaka. Złapałam torebkę i przewieszając ją sobie przez ramię wybiegłam z restauracji, mijając kelnerkę z naszym zamówieniem.
   Doznałam szoku. Po moich policzkach spłynęły łzy, które kumulowały się w moich oczach przez ostatnie sekundy. Szłam szybkim krokiem szturchając niektórych ludzi ramionami. Lecz miałam to gdzieś... Zastanawiałam się nad tym, od jakiego czasu TO do mnie czuł. Zastanawiałam się nad tym jak taki chłopak jak on może (chyba) kochać mnie. Przez jakiś czas słyszałam za sobą moje imię wykrzyczane Jego głosem. Co za idiota! Przecież teraz każdy go zauważy i to całe ukrywanie pójdzie na marne. Tak samo jak nasza niejaka przyjaźń... Nie wiem czemu, ale jeśli czuł coś do mnie przez dłuższy czas wydawało mi się to kłamstwem. Nie powiedział mi tego, a ja otworzyłam się przed nim całkowicie. Nie lubiłam związków. Jeśli (choć nawet o tym nie myślałam) zostalibyśmy parą, to mógł zrobić z moimi wyznaniami wszystko. I jednocześnie upokorzyć mnie.
   Dlaczego płakałam? Nie potrafię na to odpowiedzieć, bo sama nie wiedziałam czemu. Lecz w pewnej chwili się zorientowałam. To mi się kiedyś śniło. Wyznał mi miłość. Zostaliśmy parą, a potem mnie zostawił. Od tak...
   A ja nie chciałam tego przeżyć w realu.
   Chciałam mieć jedynie przyjaciela...

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział VIII


~Cherrie~

   W piątek wraz z Rose nie miałyśmy wielu lekcji. To znaczy miałyśmy siedem, jak podawał plan lekcji, lecz uczestniczyłyśmy w dwóch pierwszych, a przez resztę dekorowałyśmy salę gimnastyczną. W sobotę punkt 20 miała odbyć się dyskoteka. Nie szłam na nią, ze względu na moje spotkanie z Harry'm. Nie mogłam oczywiście zdradzić moich planów. Chciałam chronić prywatność Harry'ego, jak tylko to było możliwe...
   Trzymając się mocno jednej z drabinek do ćwiczeń przez niebieską firankę zawieszonej nad nią i pozostałymi, przyczepiałam do niej różnokolorowe balony. Rose stała przy drabinie trzymając ją, żemym nie spadła. Blondynka podawała mi ozdoby, oraz agrafki. Aż podskoczyłam, kiedy jeden z balonów pękł mi tuż przed twarzą. Rose zaczęła się śmiać, więc szturchnęłam ją nogą, która była na poziomie jej ramienia. 
- Podaj mi teraz biały -powiedziałam wyciągając rękę.
Moja przyjaciółka podała mi to o co prosiłam. Kiedy przyczepiłam ostatnią ozdobę, zeszłam z drabiny trzymając się mocno. Oddaliłam się trochę i przekrzywiłam głowę podziwiając nasze dzieło. 
- Ładnie, prawda? -spytała Rose.
- No a jak -zaśmiałam się. 
- Z kim idziesz na dyskotekę?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Prawda nie wchodziła w rachubę. Spaliłam raka i spuściłam wzrok wbijając go w szkolne obuwie. 
- Emm.... Ja nie idę. Wiesz, zbieram jeszcze na wycieczkę do Nowego Yorku i idę jutro do pracy, aby zarobić dodatkowego grosza -powiedziałam.
Było to pierwsze co mi przyszło do głowy. Prawdą było jednak to, że chciałam jechać do N.Y. Ale miałam już uzbieraną całą sumę. Na szczęście nie mówiłam tego Rose, z czego byłam w tej chwili zadowolona. 
- Ach, no tak... -zmieszała się dziewczyna
- A ty? Z kim idziesz? 
Rose zarumieniła się. 
- Oj, no powiedz kim jest ten szczęściarz. -puściłam jej oczko dając jej kuksańca w bok.
- Znasz Lucas'a z 3a? -spytała
- No kojarzę.. Niezły jest, więc gratuluję -powiedziałam z uśmiechem.
Znałam tego chłopaka. Chodziliśmy razem na angielski. Nie mogłam powiedzieć że nie jest ładny. Ale i tak nie równał się z moim przyjacielem. Z jego zawadiackim uśmiechem, roztrzepanymi lokami, zielonymi oczami... Można było dostać palpitacji serca. 
   Zastanowiłam się, co może zdarzyć się jutrzejszego dnia. Czy chłopakowi będzie jeszcze bardziej odbijać? Nie znałam na to odpowiedzi, lecz to mnie podniecało jeszcze bardziej. I co raz bardziej nie mogłam się doczekać jutrzejszego spotkania. Wspomniałam sobie przy okazji sen, który śnił mi się ubiegłej nocy. Należał on do tych dziwnych i za razem wywołujących u mnie łzy...
- Dziewczyny? Jak skończyłyście, to możecie już wyjść. Muszę zamknąć salę, a trochę mi się śpieszy -powiedział pan Stewart - nauczyciel W-f.
Podniosłam z podłogi ciemnozieloną torbę i założyłam ją na lewe ramię. Odwracając się jeszcze ostatni raz spojrzałam na udekorowaną salę.
   Wchodząc do szatni, zobaczyłam dwie dziewczyny z pierwszej klasy. Kiedy mnie zobaczyły, zauważyłam, że jedna z nich skinęła w moją stronę. Druga, z tego co pamiętałam miała na imię Hope, spojrzała na mnie.
- Ej! Żyjesz? -usłyszałam Rose.
- Tak, tak... -mruknęłam schodząc na ziemię.
Wzięłam z wieszaka buty i szybko zamieniłam ze szkolnych na te po mieście. Worek schowałam do torby i ruszyłam z Rose w stronę wyjścia. Mijałam właśnie dwie pierwszoklasitki. Może miałam jakąś obsesję, ale zdawało mu się, że mówią o mnie. I miałam rację. Hope mruknęła do tej drugiej dwa, krótkie słowa. "To ona". Zastanawiałam się, o co mogło chodzić. Przyśpieszyłam kroku i wyszłam z moją przyjaciółką na zewnątrz. Pogoda nadal była brzydka, chociaż już nie padało. Niebo było szare... Pożegnałam się należycie z Rose i ruszyłam do domu. Musiałam iść szybko, aby zdążyć jeszcze do sklepu sportowego, w którym pracowałam. 
   Całą drogę po głowie chodziło mi jedno słowo, wypowiedziane przez Hope. "Ona".


                                                                  ~ ~ ~ ~                   


   Minął tydzień. Tydzień, w którym zdarzyło się tak wiele... Z Harry'm spotykałam się co dwa dni. Zawsze przyjeżdżał po mnie w umówione miejsce obok szkoły gdzieś na uboczu. Rose zaczęła spotykać się z Lucas'em. Cieszyła się bardzo, a ja podzielałam jej entuzjazm. Caroline miała na oku wymarzoną pracę, do której pójdzie po zakończeniu studiów. Nie chciała mi powiedzieć gdzie to będzie. Miałam pewne obawy, że nie jest to w naszym mieście. Ale postanowiłam nie wnikać to za bardzo. Nie chciałam niszczyć sobie niepotrzebie humoru... Moja kuzynka praktykowała także w miejscowym szpitalu. Czasami nie przychodziła na noc, ponieważ zostawała u koleżanki, która mieszka bliżej owego szpitala. Cieszyłam się samotnością...
   Wyprostowałam nogi i skrzyżowałam je w kostkach, kładąc na drugim końcu kanapy. Leżałam na kanapie w salonie już dobrą godzinę. Przez ten cały czas patrzyłam w kremowy sufit. Słuchałam płyty Bring Me The Horizon "There Is A Hell Believe Me I've Seen It, There Is A Heaven Let's Keep It A Secret ", którą dostałam od Rose na urodziny. Wiem. Zabijająca nazwa... 
   Jestem pod wrażeniem, że mi się to nie nudziło. Jeszcze dobre dwa tygonie temu dostałabym kręćka spędzając czas sama. Ale nie teraz. Ostatnimi czasy zrobiłam się bardziej wesoła, nic mnie już tak bardzo nie denerwowało, potrafiłam cieszyć się z każdej błachostki, nie kłóciłam się z nauczycielami. Caroline widać to zauważyła i pozwalała mi na wiele więcej. Mogłam wychodzić w niedzielę ze znajomymi i wracać nawet po pierwszej w nocy. Oczywiście była jedna zasada: na drugi dzień miałam iść do szkoły i nie pić alkoholu. 
W kalendarzu widniała data 28 maja, lecz za oknem nadal utrzymywała się pogoda godna listopada. Na zegarze zaś, była punkt 18.
   Na moich ustach pojawił się uśmiech, kiedy w głośnikach radia rozbrzmiały pierwsze dźwięku "Crufty Me". Po chwili zaczęłam śpiewać wraz z wokalistą, wtórując mu prawie bezbłędnie. 
   Nie wiem jak, ale udało mi się usłyszeć dzwonek do drzwi. Zwlekłam się z kanapy i poszłam zobaczyć, kto przyszedł. Kiedy stanęłam przed drzwiami, odruchowo poprawiłam grzywkę, po czym nacisnęłam klamkę. Stanęłam jak wryta, kiedy przede mną zobaczyłam pewnego bruneta. Co on tu u licha robił o tej godzinie? I skąd znał numer mojego mieszkania?
- Hej. -powiedział jakby nigdy nic. -Wpuścisz mnie do środka? 
Zaśmiał się
- Em... Tak. Jasne -powiedziałam nerwowo.
Harry nie czekał długo, tylko wszedł do środka a ja za nim zamykając drzwi.
Byłam załamana, że chłopak widział mnie w takim stanie. Na sobie miałam desy, w których chodziłam po domu prawie tydzień i przydużawą, czarna koszulkę ze specjalnie poszarpanymi, krótkimi rękawkami. Zrobiłam się cała czerwona i jedyne czego chciałam, to rzucić się do swojego pokoju i zamknąć się na klucz. Mogłabym się przebrać w coś normalnego. Hazz chyba czuł się jak u siebie, bo żwawym krokiem wszedł do salonu. Podszedł do radia i ponownie włączył płytę. 
- Co to? -spytał wsłuchując się w ostrą melodię piosenki. 
- Bring Me The Horizon... Pewnie nie znasz. 
- No nie bardzo.
Uśmiechnęłam się, lecz za raz przeszłam do sedna sprawy.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? -spytałam przyglądając się mu.
Siadłam na kanapie opierając się wygodnie. Wzięłam w dłoń kubek z gorącą jeszcze kawą i upiłam łyk.
- Dla mnie to na prawdę nie problem. -zaśmiał się, na co ja zrobiłam kwaśną minę.
- Zbieraj się. Zabieram cię gdzieś -powiedział zostawiając radio w spokoju i podchodząc do mnie.
Wstałam z kanapy i ruszyłam do swojego pokoju, a brunet za mną. Wyciągnęłam z szafy niebieskie rurki, białą koszulkę z ćwiekami na ramionach i skórzaną, czarną kurtkę. Harry opierał się szelmowsko o framugę drzwi i przyglądał mi się z uwagą.
- A może coś bardziej eleganckiego? -spytał podchodząc do mojej szafy. 
Przekrzywił głowę w bok i po chwili zdjął z wieszaka ciemnoróżową, podchodzącą pod czerwony, sukienkę do kolan. Wytrzeszczyłam oczy i dopiero teraz spojrzałam na to, jak ubrany był Hazz. Czarne rurki, Converse w tym samym kolorze, szary T-shirt i granatową marynarkę z rękawami 3/4,
- Chyba żartujesz... -parsknęłam kiwając przecząco głową.
Mina Harry'ego mówiła jednak, że nie żartuje. Był całkowicie poważny. W pewnym momencie zrobił krok w moją stronę, kładąc jedną dłoń na mojej talii. Pochylił się znacząco, a jego loki połaskotały mój policzek, co wywołało u mnie pewnego rodzaju dreszcz.
- Czy wyglądam jakbym żartował? -zamruczał mi do ucha.
Jego słowa zaczęły mi krążyć w głowie, nie dając spokoju. Poczułam jak nogi odmawiając mi posłuszeństwa. Zrobiłam gwałtowny krok do tyłu napierając ciałem na drzwi od szafy, które zaknęły się z hukiem. Odskoczyłam od nich jak oparzona. Usłyszałam stłumiony śmiech od strony mojego towarzysza.
- Czyli sukienkę mamy wybraną -powiedział zadowolony. 
Nie wiem kiedy, a wrócił do swojej poprzedniej pozycji wyciągając w moją stronę ubranie. Wzięłam go z niechęcią i już miałam zdejmować koszulkę, kiedy zatrzymałam się w półruchu. Popatrzyłam znacząco na Harry'ego. Zrozumiał to i śmiejąc się pod nosem wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ubierając się, postanowiłam zrobić sobie makijaż. Jak zwykle uwydatniając oczy.
   - Gotowa? -spytał, kiedy weszłam do salonu.
Przytaknęłam głową nie mówiąc nic. Jak na moje mniemanie wyglądałam koszmarnie... Dziwiłam się sama sobie, że w mojej szafie było coś w takim kolorze jak róż. Założyłam kurtkę na ramiona, po czym schyliłam się, aby założyć czarne szpilki. Dzięki wysokim obcasom prawie dorównałam wzrokiem Harry'emu.
- Chodź -powiedział wyciągając w moją stronę rękę. 
Z uśmiechem na twarzy wyminęłam chłopaka wychodząc z mieszkania. Westchnął i obrócił się w moją stronę, po czym także wyszedł na korytarz kamienicy. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym schowałam go do czarnej, małej torebki. 

sobota, 14 września 2013

Rozdział VII

Rozdział chciałam zadedykować Mellanie, która widać napaliła się na tego bloga. KC ;*


~Cherrie~

   Harry opowiadał mi o swoim życiu. Jak to wygląda, gdy jest się sławnym, czy to różni się od na przykład mojego życia. Odpowiedź jest krótka: nie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że jest lepsze od życia osób popularnych... Kiedy Harry opowiadał mi to, o co go poprosiłam, studiowałam każdy jego ruch, zachowanie. Chciałam sprawdzić, czy potrafię dostrzec coś nadzwyczajnego. I dostrzegłam. Wszystko. Wszystko co robił było wyjątkowe, niepowtarzalne, inne niż u pozostałych... Jego uśmiech, to jak stąpał z nogi na nogę, jak opierał się o samochód krzyżując ręce na piersiach, jak odgarniał swoją mokrą grzywkę. Jego zmoczone od kropli deszczu loki dodawały mu pewnego rodzaju uroku. Mimowolnie uśmiechałam się za każdym razem, gdy na niego zerkałam. Raz jednak przewidział mój zamiar. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały w sekundzie spuściłam wzrok rumieniąc się. Mój wzrok skupiony był na czarnych, ubrudzonych w błocie i piachu butach. 
   W pewnym momencie Harry ponownie kucnął przede mną, kładąc swoje splecione dłonie na moich udach. Podniosłam lekko wzrok spoglądając na chłopaka. 
- Uroczo się rumienisz -powiedział w pewnym momencie.
Spojrzałam na niego niedowierzając temu, co przed chwilą usłyszałam. Już miałam zadać bezsensowne pytanie "Co?" kiedy ucichłam poprzez czyny Harry'ego. Chłopak nic nie mówiąc zbliżył się do mnie i dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów. Serce zaczęło mi szybciej bić, po czym prawie stanęło, kiedy usta bruneta dotknęły mojego rozgrzanego policzka. Nie oderwał ich na krótką chwilę, po czym zadowolony oddalił się ode mnie. Popatrzyłam mu prosto w oczy rządając jakichkolwiek wyjaśnień. Jednak owych się nie doczekałam...
- Jest już po 18. Jedziemy? Odwiozę cię do domu -zaproponował.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Jasne... -odpowiedziałam wstając z miejsca kierowcy, ustępując je Harry'emu.
Obeszłam auto, po czym wsiadłam do środka, zapinając się pasami. Brunet odpalił silnik i wyjechał na główną drogę, prowadzącą do centrum miasta. Panowała cisza. Patrzyłam tylko w przednią szybę analizując zdarzenia z przed kilku godzin. Pojawienie się dzisiaj Harry'ego umiliło mi popołudnie, które myślałam, że spędzę sama nad książkami do historii, ucząc się do jutrzejszego testu. Ostatniego w tym roku szkolnym.
- Pozdrów Caroline -usłyszałam
- Nie zapomnę.


                                                     ~ ~ ~ ~


   Brunet zatrzymał auto, tam gdzie poprzednio nie zwracając na to, że jednocześnie łamie prawo. "Bad Boy", zaśmiałam się w myślach. Odpinając pas bezpieczeństwa czułam na sobie spojrzenie chłopaka. Wiedziałam, że warto by było podziękować za podwiezienie.
- Dzięki, Hazz -powiedziałam w jego stronę.
- Nie zaprosisz mnie do środka? -spytał, ponownie dzisiaj mnie zaskakując.
- Emm... Chciałabym, ale Caroline jeszcze o tobie nie wie, a ja mam lekcje do odrobienia. Poza tym, jutro mam test z historii -powiedziałam tłumacząc się.
Brunet zaśmiał się zdejmując ręce z kierownicy i kładąc je sobie na kolanach.
- Rozumiem. Innym razem. 
Uśmiechnęłam się.
- Dokładnie. To na razie... -rzuciłam otwierając drzwi i wyiadając.
   Sięgnęłam jeszcze na tylne siedzenie po wypełniony po brzegi plecak i założyłam go sobie na lewe ramię. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wejścia do kamienicy, aby nie zmoknąć. Kiedy miałam już pchnąć drzwi od budynku odwróciłam się przez ramię i zostałam mile zaskoczona. W porównaniu do poprzedniego razu, kiedy Harry mnie odwoził to tym razem czarne auto stało w tym samym miejscu co przed chwilą. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie mogłam jednak określić miny Harry'ego, ponieważ uniemożliwiały mi to przyciemniane szyby w jego aucie. 
   Zadowolona odwróciłam się i pchnęłam prawą ręką wiecznie skrzypiące, ciężkie drzwi. Wbiegłam po schodach specjalnie tupiąc głośno, aby zdenerwować znienawidzonych przeze mnie sąsiadów. Kiedy znalazłam się przed drzwiami do mieszkania numer 17 otworzyłam je z rozmachem i wpadłam do środka. Przy stole w kuchni siedziała Caroline zaczytana w jakimś magazynie. Ucieszyłam się, że nie siedzi znowu u siebie w pokoju w książkach o medycynie. Nawet mnie się to już przejadło, więc co miałam powiedzieć o niej samej?
- Hej -powiedziałam zrzucając plecak z ramienia.
Siadłam na podłodze i zajełam się rozwiązywaniem sznurówek. Kiedy skończyłam zdjęłam trampki i postawiłam je obok czerwonych szpilek Caroline. 
- Fajny samochód -rzuciła niby to od niechcenia przewracając kartkę czasopisma.
Podniosłam wzrok i wstałam z beżowego chodnika patrząc na nią zaciekawionym wzrokiem.
- Jaki samochód? 
- Ten, którym przyjechałaś i który stoi przed domem.
Czy miałam jej powiedzieć prawdę? Że przyjaźnię się z Harry'm i nasza znajomość nabiera coraz szybszego tępa? Nie. Jednak nie... Był na to jeszcze czas. Mimo iż Harry'emu zależało chyba na tym, to postanowiłam nie poruszać jego tematu. 
- Aha. Przekażę koleżance. -skłamałam. -Idę do siebie.
Schyliłam się sięgając po plecak i zarzuciłam go sobie znów na ramię. Kiedy wyprostowałam się, przez przypadek przejżałam się w lustrze, które zajmowało całe drzwi szafy. Zobaczyłam, że moje poliki są zaczerwienione, a oczy pełne szoku i zdenerwowania. Jak coś: zmarzłam, dlatego mam rumieńce... 
   Nic więcej nie mówiąc, poszłam do swojego pokoju. Kiedy tylko przekroczyłam jego próg zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam je na klucz, po czym rzuciłam się do okna. Na szczęście czarny Range Rover odjechał. Ulżyło mi... Odwróciłam się i rozejrzałam się po pokoju bez żadnego celu, ani sensu. Nogą przesunęłam plecak ze środka pomieszczenia, przybliżając go w stronę biurka. Związałam wilgotne od deszczu włosy w koński ogon i przebrałam się w szare, wąskie dresy i luźną, granatową koszulkę z logiem My Chemical Romance. Podeszłam do komody, na której stało nie wielkich rozmiarów radio. Włączyłam je i akurat trafiłam na piosenkę zespołu AFI "I Hope You Suffer". Podgłosiłam ją i opadłam na obrotowe krzesło które stało obok biurka odchylając głowę do tyłu. Zaczęłam nucić piosenkę i siedziałam tak chwilę rozmyślając nas całym, pełnym wrażeń dzisiejszym dniem. Tak. Działo się w nim na prawdę dużo... Po chwili pochyliłam się nad plecakiem i wyjęłam z niego podręcznik i ćwiczeniówkę do fizyki, oraz do historii. Wyjęłam jeszcze piórnik i zaczęłam robić pracę domową. Nie mogłam się za bardzo skupić. Po głowie ciągle chodziła mi jedna myśl. Tak. Zgadza się: Harry. Jego zachowanie... Zaczął mnie w pewnym sensie szokować. Zmienił się od czasu naszego pierwszego spotkania... Ale na lepsze. Chyba.
Caroline? Czy ona mnie śledziła? Wiem, wróciłam później do domu, lecz to nie powód do tego aby kampić przez okno... Wiedziałam jenak, że będę musiała powiedzieć jej o Harry'm. Że na prawdę zależy mi na przyjaźni z nim. Ciekawa byłam, jak moja kuzynka zareaguje. Jak zareaguje Rose. Czy oni sami się polubią... Przeniosłam wzrok z książek na zegar. Mimo iż była prawie dziewiętnasta, w pokoju było całkiem ciemno. To pewnie przez deszcz i chmury, pomyślałam i wróciłam do czytania o Krzysztofie Kolumbie... 
  Sama nie wiem, dlaczego ale w pewnej chwili przeniosłam dłoń na policzek, gdzie nadal czułam usta Harry'ego



Jak na razie mój ulubiony rozdział :3


środa, 11 września 2013

Rozdział VI


~Cherrie~

- Dziękuję. Możecie wyjść -powiedziała nauczycielka od Fizyki, a po chwili po szkole rozbrzmiał dzwonek kończący lekcję. Dla mnie jednocześnie koniec nauki w środę.
Zerwałam się z krzesła pakując książki do plecaka, po czym wybiegłam z sali rzucając nauczycielce szybkie "Do widzenia". Ruszyłam korytarzem kierując się w stronę szatni.
- Cherrie?! Czekaj! -usłyszałam za sobą głos Rose
Odwróciłam się w stronę jego źródła, po czym zobaczyłam biegnącą w moją stronę dziewczynę.
- Gdzie ci się tak śpieszy? -spytała mimo przyśpieszonego oddechu, kiedy się przy mnie zatrzymała..
- Chcę jak najszybciej wyjść z tej szkoły -powiedziałam szczerząc się.
- Ale mogłaś chociaż poczekać. -fuknęła Rose.
- Oj, nie marudź -powiedziałam łapiąc ją za rękę. 
Poszłyśmy do szatni, gdzie zmieniłam obuwie. Szkolne buty schowałam do plecaka, a kurtkę założyłam na ramiona. Porozmawiałam jeszcze chwilę ze znajomymi z klasy o zbliżającej się dyskotece szkolnej. Po chwili jednak każdy zaczął się rozchodzić do domów... Wyszłam z Rose przed szkołę, po czym pożegnałam się z nią buziakiem w policzek. Schowałam ręce do kieszeni i wbiłam wzrok w moje buty. Kiedy stanęłam przed przejściem dla pieszych, nagle przede mną z piskiem opon zatrzymało się czarne, duże auto. Rozpoznałam je. Range Rover. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam Harry'ego. 
- Wsiadaj, tylko szybko -powiedział uśmiechając się.
Popatrzyłam na niego dużymi oczami zaszokowana jego pojawieniem się. Jednak po krótkiej chwili otworzyłam drzwi od strony pasażera i wrzuciłam plecak na tylne siedzenie, po czym sama siadłam obok bruneta. Gwałtownie ruszył i włączył się do ruchu.
- Co ty?... -zaczęłam uśmiechając się.
- Do soboty trochę dużo czasu zostało, więc przyjechałem -powiedział spoglądając na mnie. -Chyba, że ci się gdzieś śpieszy to mogę cię wysadzić -dodał po chwili.
- Nie. Nigdzie mi się nie śpieszy... Po prostu jestem zaszokowana. -odpowiedziałam
- W takim razie gdzie jedziemy? -spytał z uśmiechem.
- Gdzie chcesz... -powiedziałam dając mu wolną rękę. 


                                                                ~ ~ ~ ~


Harry otworzył mi drzwi i wyciągnął w moją stronę rękę, aby ułatwić mi wysiadanie. Skorzystałam z jego uprzejmości i po chwili złączyłam nasze dłonie ze sobą. Kiedy stanęłam na podłożu uwolniłam swoją rękę z uścisku chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego w podzięce, po czym zaczęłam się rozglądać dookoła nas.
- Przepraszam za miejsce, ale wiesz... -powiedział spuszczając wzrok.
- No tak. Ma być "tajnie".... I nic nie szkodzi. Nie biorąc pod uwagę pogody jaka jest.
Popatrzyłam wilkiem w niebo, które od dawna nie było zachmurzone. Byłam prawie w stu procentach pewna, że zacznie niedługo padać. Prawdopodobna była także burza... Znajdowaliśmy się na obrzeżach Los Angeles. Nigdy tutaj nie byłam, co może wydawać się na prawdę dziwne. Zawsze myślałam, że L.A to od początku do końca wielkie miasto z wieżowcami do chmur... A jednak nie. Tak się po prostu przyjęło u ludzi, w tym u mnie.
Na piaszczystym podłożu rysowałam kółka prawą stopą. Żadne z nas się nie odzywało. Harry stał oparty o auto i przyglądał się moim poczynaniom. W pewnym momencie przestałam bazgrolić bezsensowne kształty i popatrzyłam na bruneta chowając ręce do kieszeni skórzanej kurtki. 
- Co? -spytałam kiedy jego spojrzenie zaczęło mnie krępować.
- A co ma być? -odpowiedział mi pytaniem, na co ja się zaśmiałam potrząsając niedowierzająco głową.
Wbiłam wzrok w swoje umalowane na czarno paznokcie, kontynuując ciągnącą się ciszę. Tak jak Harry, oparłam się o auto i westchnęłam głęboko. Chłopak odwrócił się w moją stronę. Widać, że myślał nad czymś bardzo intensywnie. Nie wnikałam w co. To była jego sprawa...
- Dziwnie na mnie patrzysz -szepnęłam patrząc na niego kątem oka.
- Sorry, Cher -powiedział spuszczając wzrok, a na jego policzkach pojawiły się długie cienie rzucające czarne rzęsy.
- Cher? -spytałam uśmiechając się lekko.
- Takie zdrobnienie. Trochę dziwnie mówić pełnym imieniem. Możesz mi mówić Hazz. -skierował w moją stronę. 
- Okay, Hazz.
Myślałam, że znowu zapanuje między nami długa cisza, przerywana jedynie bezsensownymi wymianami zdań. Jednak Harry miał inne plany. 
- Jest jedna sprawa, która nie daje mi spokoju... Możesz mi opowiedzieć, co się stało z twoimi rodzicami? Wiem, może być to dla ciebie trudny temat i nie musisz odpowiadać... -powiedział cicho.
Zastygłam. Spojrzałam pusto w przestrzeń, a wydarzenia z tamtego dnia przeleciały mi przed oczami jak film. Film, który zaliczam do najgorszego rodzaju horrorów...
"- Dziękuję, mamo -skierowałam do mojej rodzicielki oglądając dopiero kupioną, różową bluzkę.
- Nie ma za co kochanie -powiedziała całując mnie w czoło zapinając mnie jednocześnie pasami.
Kiedy sprawdziła czy jestem dobrze ubezpieczona zamknęła tylne drzwi od mojej strony i siadła na miejscu pasażera obok mojego taty. Wymienili kilka zdań, dotyczących dalszej podróży. Była sobota. Moi rodzice     mieli wolne więc jak zwykle w pierwszy dzień weekend'u jeździliśmy na krótkie wycieczki. Nie wiedziałam za bardzo gdzie mamy jechać. Ważne, że byłam z moimi rodzicami. 
Zafascynowana nową bluzką ze Smerfetką na przodzie obracałam ją w rękach oglądając każdy jej szczegół. Uśmiechając się od ucha do ucha schowałam ją wreszcie do żółtej reklamówki. Wbiłam wzrok w szybę  podziwiając widoki za nią. Nie mogłam określić gdzie się znajdowaliśmy, biorąc pod uwagę prędkość z jaką jechaliśmy. Nie mówiłam już o tym, że jako sześciolatka nie miałam zbyt dobrej pamięci. 
- Mamo? Możemy włączyć jakąś piosenkę? -spytałam przenosząc wzrok na moją brunetkę.
- Eric, włącz radio... -rzuciła mama szukając czegoś w torebce.
- Jasne. Dla ciebie Cherrie wszystko -powiedział posyłając mi buziaka.
Tata zdjął jedną rękę z kierownicy w wbił wzrok w radio samochodowe, znajdujące się tuż obok niego. Przełączając stację nie zauważył go... Nie zauważył wyprzedzającego tira na pasie obok. Pojawił się tak nagle... Czas się zatrzymał. Wszystko zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Dźwięk tira zostanie w mojej głowie już na zawsze. Uczucie, kiedy jego ciężar uderza w nasz niewielki samochód, głos moich rodziców, mój pisk. Wiedziałam że dzieje się coś niedobrego. Bałam się... Kiedy samochód dachował nie słyszałam już moich rodziców. Tylko dźwięki tłuczonego szkła. Nie pamiętałam nic co miało miejsce dalej... Wiem tylko co czułam. Pustkę... Kiedy jeden z funkcjonariuszy przytulał mnie klepiąc pocieszająco po plecach, przez jego ramię widziałam ambulans. W środku moją mamę z rozerwaną bluzką, leżącą na stole. Potem słyszałam już tylko przeciągający się pisk... Mój płacz nie miał końca. Łzy spływały mi po policzkach wydając się nie kończyć nigdy. Kobieta do której przeszłam w ramiona pocieszała mnie mówiąc dobre słowa w moją stronę. Opatrywała ranę na moim czole... Nie bolało mnie nic tak bardzo jak serce. Rozbite na milion części... Nie słyszałam jej słów. Tylko głos jednego z lekarzy "Obydwoje nie żyją. Brak zapiętych pasów bezpieczeństwa. Biedne dziecko..." i w tym momencie spojrzał na mnie. W moje czerwone od płaczu oczy. Wtuliłam się w ramię kobiety. Poczułam jak podnosi mnie na rękach. Mój wzrok utknięty we wraku naszego czerwonego samochodu, kiedy obok niego przechodziliśmy. Wszędzie krew... I wpadająca w oko różowa bluzka. Ostatni prezent i pamiątka po moich rodzicach... "
Uroniłam kilka łez, które po chwili spływały po moich policzkach... Poczułam jak Harry usadza mnie na miejscu kierowcy, a sam kuca przede mną. Jego duża dłoń dotknęła mojej twarzy ocierając mokre stróżki z moich policzków. Przeniosły się one na moje plecy i zostałam przyciągnięta do chłopaka. Przytulił mnie mocno szepcząc mi do ucha....
- Cherrie... Nie powinienem był o to pytać. To jest... Boże, nie wyobrażam sobie przeżyć śmierć własnych rodziców. -usłyszałam.
- Nie. Cieszę się, że ci powiedziałam -powiedziałam obejmując go lekko.
Przeniosłam jedną dłoń na wyższą partię pleców chłopaka, po czym wtuliłam się w niego mocniej. Zaciągając się jego zapachem, poczułam jak biło jego serce po tak bliskim kontakcie ze mną. 


Yeyyy! Długi *.*
Cher i Hazz się spotkali. 
Cieszycie się c'nie? ;)




poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział V


~Harry~

Wierzysz w przypadek? Czy może jesteś w stu procentach pewna, że wszystko dzieje się specjalnie? Ma wyznaczony cel? Ja już sam nie wiem... Wydawało mi się, że ubiegła sobota będzie najnormalniejszym dniem. A jednak się myliłem. Spotkałem Cherrie. Nie w zbyt przyjemnej sytuacji, ani scenerii, lecz jednak ją spotkałem. Był to początek przyjaźni między nami. Rozumieliśmy się bez słów, mieliśmy podobny gust, wspólne tematy... Ta dziewczyna wpłynęła na mnie i na moje rozumowanie świata. Dziękowałem jej za to, że pojawiła się w moim życiu. Nie była taka jak inne. Nie widziała we mnie "bożyszcza nastolatek", lecz normalnego chłopaka, takiego jak miliony innych na świecie. Mogłem z nią porozmawiać jak byśmy byli znajomymi od dobrych dziesięciu lat.
Czy było mi to dane od początku? Czy był to przypadek? Nie wnikałem w to głębiej...
Siedziałem w salonie, pisząc z Louisem. Louis Tomlinson. Był to mój najlepszy przyjaciel. Nie miał nic wspólnego z show biznesem. Poznaliśmy się w drugiej klasie gimnazjum i od tej pory byliśmy nierozłączni. Był dla mnie w pewnym sensie jak brat. Miał niesamowite poczucie humoru, dzięki czemu zawsze podnosił mnie na duchu, gdy miałem kiepski dzień... Przeglądając także moje konto na Twitterze, cieszyłem się wolnością, jaką miałem na najbliższy miesiąc. Miesiąc tylko dla mnie, który mogłem sam zaplanować. Mogłem teraz robić co chciałem... Urokliwą ciszę otaczającą mnie od ponad trzech godzin przerwał dźwięk SMS-a. Sięgnąłem po sporych rozmiarów komórkę i odczytałem wiadomość:

     Jennifer: Hej. Spotkajmy się w "Our Chocolate Cafe" ;)

Nie zastanawiałem się długo, tylko od razu przystałem na propozycję Jen.

     Harry: Jasne. Będę za pół godziny

Założyłem czarne Converse, wziąłem portfel, kluczyki od samochodu i telefon, po czym wyszedłem z domu wcześniej zamykając go na klucz. Po chwili znalazłem się na podjeździe mojego domu i wsiadłem do Range Rover'a. Wyjeżdżając na ulicę włączyłem jedną z płyt The Rolling Stones, która miała umilić mi dość długą drogę ma spotkanie.



                                                       ~ ~ ~ ~



"Our Chocolate Cafe" była kawiarnią, gdzie zawsze spotykałem się z Jennifer. Mieliśmy tam już swoje miejsce i byliśmy częstymi gośćmi. Miesiąc bez chociaż jednego spotkania tam był miesiącem straconym... Parkując przed kawiarnią rozejrzałem się po okolicy. Wysiadłem z auta i zamknąłem go słysząc charakterystyczny dźwięk. Ruszyłem w stronę szklanych drzwi wejściowych i pchnąłem je lekko. Przekroczyłem próg i po chwili wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. Mader... Westchnąłem i skierowałem się do stałego stolika na końcu kawiarni. Jennifer siedziała już przy nim zakręcając na palcu lewej dłoni kosmyk swoich włosów i czytając Menu. Podszedłem do niej wolnym krokiem.
- Hej, Jen -powiedziałem, kiedy stanąłem obok niej.
Dziewczyna wstała uśmiechając się do mnie. Pochyliłem się w jej stronę składając na jej lekko różowych ustach czuły pocałunek.
- Hej, Harry. -odpowiedziała.
Na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Były one częstym widokiem u mojej dziewczyny... Siadłem na przeciwko Jennifer. Wziąłem kartę, która leżała już przygotowana na stoliku. Zacząłem ją przeglądać z małym zainteresowaniem. Zawsze zamawiałem to samo, czyli gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Po chwili podeszła do nas kelnerka pytając o zamówienie. 
- Harry to co zawsze, a ja... Hmm.. Tiramisu z truskawkami -powiedziała dziewczyna.
Kiedy usłyszałem nazwę ciasta zamawianego przez nią odruchowo się zaśmiałem. Kelnrka zapisała wszystko na kartce i odeszła uśmiechając się do mnie.
- Co cię tak śmieszy? -spytała
- Nic.. -odpowiedziałem szybko. -Co tam u ciebie? -spytałem zmieniając temat
- Świetnie. Wczoraj podpisałam nowy kontrakt. Czytałeś? -spytała podstawiając mi pod nos czasopismo z nią na okładce.
Chyba czegoś nie wyjaśniłem... Jennifer była znaną i cenioną mogelką w USA. Chyba nie ma takiej osoby zajmującej się tą branżą, która nie chciałaby jej zatrudnić. Była na prawdę śliczna, czego nie można było nie przyznać... Lecz Jen znała swoją wartość i nie podpisywała czegokolwiek. Była wymagająca i tego samego oczekiwała od jej pracodawców. 
- Jeszcze nie. Przepraszam, ale nie miałem czasu... -powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Dlaczego? Z resztą... Nie ważne. A co u ciebie, Hazz? -zapytała splatając nasze dłonie leżące na stole.
Nie mogłem jej powiedzieć, że ubiegłego dnia spotkałem się z Cherrie. Za raz miałaby jakieś podejrzenia... Minus Jen był taki, że była śmiertelnie zazdrosna o każdą dziewczynę z mojego otoczenia. 
- Nic ciekawego... Odpoczywam i myślę nad nową piosenką. -powiedziałem uśmiechając się.
- Słodkie. Każda dziewczyna mi ciebie zazdrości -rzuciła
Nim się obejrzałem, a Jennifer nachyliła się nad stołem. Złapała mnie za dekolt koszulki i przyciągając do siebie wpiła się w moje usta. Odwzajemniłem pocałunek. Niestety.


Hazz ma dziewczynę. 
Szok? Chyba tak :33


piątek, 6 września 2013

Rozdział IV


~Cherrie~

Szłam wyjątkowo szybko, wszystkimi możliwymi skrótami. Nie zatrzymywałam się na obejrzenie jakiejkolwiek wystawy sklepowej. Ominęłam nawet mój ulubiony sklep z butami... Idąc wygrzebałam z torby paczkę miętowych gum do żucia. Wyciągnęłam jeden listek i wsadziłam do ust, próbując ukryć niewielkie ilości alkoholu w moim oddechu. Kiedy schowałam paczkę do torebki, spojrzałam na zegar wiszący na jednym z biurowców. Było pięć minut po 13. Przyśpieszyłam kroku i po kilku minutach skręcałam w drogę prowadzącą do opuszczonej dzielnicy...

On. Stał oparty o znak drogowy w miejscy w którym miało miejsce nasze wczorajsze feralne spotkanie. W jednej dłoni trzymał komórkę, zaś drugą odgarnął zaczesane do tyłu kasztanowe włosy. Nie miał kaptura, lecz jego twarz wciąż zasłaniały okulary przwciwsłoneczne w czarnej obudowie. Nie był za pewne zadowolony z mojego spóźnienia, jednak czekał na mnie wytrwale. Był chyba jedyną żywą duszą w tej okolicy.
- Hej -powiedziałam kiedy stanęłam obok niego.
Brunet podniósł głowę chowając telefon do tylnej kieszeni swoich rurek. Uśmiechnął się do mnie delikatnie ukazując urocze dołeczki w policzkach. Dodawały mu pewnego rodzaju uroku, oraz chłopięcej niewinności.
- Hej, Cherrie -usłyszałam.
Stał nadal oparty o znak patrząc na mnie z uwagą. Miałam coś powiedzieć kończąc nieprzyjemną ciszę, lecz chłopak zniszczył moje zamiary. Jego dłoń zacisnęła się na moim przedramieniu i gwałtownie odwrócił mnie w drugą stronę. Ruszył przed siebie ciągnąc mnie za sobą. Kierował się w stronę najstarszych opuszczonych kamienic.
- Harry... -powiedziałam z lekka zaszokowana. 
- Nie odzywaj się. -przerwał mi. -Znasz jakieś miejsce? Gdzieś na uboczu? O którym nikt nie wie? -spytał idąc dalej. 
Uścisk jego dłoni wzmocnił się co zaczęło mnie boleć. W pewnej chwili zorientowałam się o co mu chodziło. Do głowy wpadło mi "moje miejsce".
- Znam -powiedziałam, na co chłopak od razu się zatrzymał.
Po jego zachowaniu wywnioskowałam słowo "prowadź". Tak też zrobiłam. Wyrwałam się z jego uścisku i skręciłam do dawnego wejścia jednej z kamienic. W środku czuć było zapach staroci, mchu i zimna. Skierowałam się do schodów prowadzących do podziemi, czyli za pewne piwnicy. Pokluczyliśmy trochę i w końcu znaleźliśmy się na miejscu. W moim miejscu. Czułam się oczywiście jak u siebie. Tak tu też tu było... Trzy taborety, które przywlokłam to kiedyś z Rose, świeczki, zapałki, niewielki stolik który po woli się rozpadał.
- Jesteśmy -powiedziałam zaświecając świeczkę.
Chłopak rozejrzał się i po chwili pokazał w moją stronę uniesiony kciuk. Siadłam na jednym z taboretów opierając się plecami o pomalowaną sprejami, ceglaną ścianę. Poklepałam miejsce obok siebie, po czym Harry siadł obok mnie.
- Co to miało być? -spytałam mając na myśli sytuację sprzed kilku chwil.
Chłopak westchnął i po raz pierwszy zdjął okulary, odsłaniając twarz. Wreszcie zobaczyłam go całego. Zielone, duże oczy oprawione w wachlarz ciemnych rzęs... Patrzył na mnie z uwagą krótką chwilę.
- Na prawdę? Żadnej reakcji? -spytał -Wiesz kim jestem? -dodał po chwili.
- Jasne że wiem. -odpowiedziałam przyglądając się mu. 
- Masz na nazwisko Styles. Jesteś wokalistą, wschodzącą gwiazdą... -dopowiedziałam.
Chłopak popatrzył na mnie uśmiechając się lekko. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Harry lustrował mnie od góry do dołu.
- Co? -spytałam. -Jestem ubrudzona czy coś? -spytałam wycierając kąciki ust i patrząc na moje ubranie.
- Nie...  Ja po prostu jestem w szoku -powiedział śmiejąc się z mojej reakcji.
- Dlaczego? 
- Jesteś chyba pierwszą dziewczyną jaką spotykam, która nie rzuca mi się na szyję piszcząc i mówiąc jak to mnie kocha -powiedział -Jak to robisz?
- Sama nie wiem -wzruszyłam ramionami -Jesteś zwyczajną osobą tak jak na przykład ja. Masz po prostu talent i ci się udało. -rzuciłam cicho.
Chłopak uśmiechnął się szerzej i nachylił się w moją stronę opierając łokcie o kolana. Zaczął bawić się bransoletką na swoim lewym nadgarstku. 
- Ile masz lat? -spytał
- 17 -odpowiedziałam krótko -A ty? 
Chłopak zaśmiał się w głos potrząsając niedowierzająco głową,
- 19. -usłyszałam w odpowiedzi. -Nie znasz mnie, ani ja ciebie. Zadam ci kilka pytań, jasne? -powiedział
Przytaknęłam głową wyrażając tym samym zgodę. 
- Jak masz na nazwisko? -spytał
- Zależy. -powiedziałam.
Chłopak popatrzył na mnie pytająco.
- Na prawdę mam na nazwisko Smith. Należało ono do moich rodziców. Kiedy zginęli w wypadku przyjęłam nazwisko kuzynki, która się mną zaopiekowała. Cherrie Howe, to ja -sprostowałam.
Harry spojrzał na mnie ze współczuciem. Wiedziałam, że tak będzie... Zawsze moja historia wzruszała ludzi. Ale nie mnie. 
Zielonooki zadał mi jeszcze kilka pytań dotyczący mnie i mojego życia. Odpowiadałam na wszystkie zgodnie z prawdą. Sama nie wiem, dlaczego to robiłam. Znałam tego chłopaka ledwie dwa dni. Ale zaufałam mu, mimo iż był osobą publiczną. Był inny, niż myśleli ludzie. Inny niż wizerunek, który doczepiły mu media... Wydawał się być także dobrym przyjacielem. Osobą, której można zaufać. I miałam nadzieję, że doznam tego osobiście.
Mierzyłam go wzrokiem od góry do dołu, skupiając się na każdym fragmencie jego osoby. Widział to, lecz nie przeszkadzało mu to zbytnio. Miał na prawdę dobry gust, jeśli chodzi o ubiór. Ciemne rurki, czarny T-shirt uwydatniający jego tors, na ramionach zielono-czarna koszula w grubą kratę. Wszystko dopełniały czarne, znoszone Converse. Uśmiechnęłam się, kiedy zorientowałam się, że mamy podobny gust. Wszędzie dominowała czerń.
- Odpowiedz teraz na moje pytanie: Po co kazałeś się tu przyprowadzić? -spytałam.
- Wiesz, już kim jestem. Jak wygląda moje życie... Chciałem spokojnie porozmawiać. Wystarczyłaby tylko chwila, a zbiegłby się tu za raz tłum moich fanek. Tak samo jak wkurwiających mnie paparazzi. -powiedział
Pokiwałam głową dając znak tym samym, że rozumiem. 
- Jest ci ciężko, prawda? Widać, że cię to męczy... Nie masz swojego życia. Prywatności. -szepnęłam cicho.
Chłopak popatrzył na mnie. Widać, że zaskoczyłam go moimi słowami. 
- Nie... -powiedział po chwili, lecz jego oczy i wyraz twarzy mówiły co innego.
- Harry... 
- Dobra.... Masz rację. To mnie męczy. Jesteś chyba pierwszą osobą, która to przy mnie powiedziała. Sam tego nigdy nie zrobiłem. Nie chciałem się do tego przyznać. Czasami mam dość. Zycie pod presją... -powiedział ściszając głos. -Dziękuję, Cherrie -dodał po chwili
- Nie ma za co. -uśmiechnęłam się lekko. -Ale ty sobie nawet nie wyobrażasz, ile osób chciało by być na twoim miejscu.
- A ty? -spytał
- Nie. -opowiedziałam krótko -Kocham swoje życie takim, jakim jest.
Po moich słowach nastała kolejna chwila ciszy. Wpatrywaliśmy się w siebie z uwagą. Nagle poczułam, że tonę w jego oczach, mieniącymi się wszystkimi kolorami zieleni. Serce przyśpieszyło swoją pracę, dając o sobie znać głośnymi uderzeniami.
- Opowiedz mi o swoich przyjacielach. -zaproponował
- Teoretycznie mam tylko jedną przyjaciółkę. Rose Paltrow -powiedziałam.
Chłopak się zaśmiał patrząc na mnie nadal. Tak samo jak ja, oparł się o ścianę, a nogi skrzyżowane w kostkach położył na stoliku.
- Nie w tym sensie słowo "przyjaciel". Pytam, czy masz chłopaka.
- Miałam. Ale już nie.
- A co się stało, że się rozstaliście? -spytał zaciekawiony.
- Może powiem, jak ci bardziej zaufam i się lepiej poznamy, jasne? -zaproponowałam.
- Nie nalegam. -powiedział i w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
Spędziliśmy na rozmowie całe popołudnie. Kiedy wyciągnęłam z torby telefon, od razu w oczu rzuciła mi się godzina widniejąca na ekranie. Była 17:48. Już?, zapytałam sama siebie. Wstałam z pufy, prostując nogi. 
- Gdzie idziesz? -spytał Harry.
- Jest już prawie osiemnasta, a ja jeszcze muszę dojść do domu. Juro mam szkołę -powiedziałam zakładając torbę na lewe ramię.
- No tak.. -mruknął pod nosem. -Odwieźć cię? -zaproponował
- Czy ja wiem.... -powiedziałam.  -Jeśli to nie będzie problemem, to tak.
Chłopak uśmiechnął się i ruszyliśmy do wyjścia a kamienicy. Dobrze mi zrobił zapach świerzego powietrza, który wdarł się do moich nozdrzy. Harry pokierował mnie do swojego samochodu. Otworzył mi drzwi, dając tym samym znać, abym do niego wsiadła. Kiedy znalazłam się w środku zatrzasnął drzwi od mojej strony. Szybko obszedł samochód i szybko wsiadł za kierownicę. Dopiero teraz zorientowałam się, że na jego nosie znów pojawiły się przyciemnione okulary. 
- Aż tak nie chcesz żeby cię rozpoznali? -spytałam cicho patrząc na niego
Harry tylko uśmiechnął się szeroko i przekręcił kluczyli w stacyjce odpalając dużych rozmiarów auto.



                                                    ~ ~ ~ ~


Harry zaparkował na chodniku, przed moją kamienicą. Czasami rozglądał się po okolicy, to patrzył na mnie.
- Dzięki, za podwózkę -powiedziałam łapiąc za klamkę.
Już miałam wychodzić, kiedy chłopak nachylił się w moją stronę. Wyciągnął rękę i zamknął z powrotem drzwi. Serce podskoczyło mi do gardła. Popatrzyłam na niego dużymi oczami.
- Czekaj chwilę... -powiedział chicho. 
Jego wzrok skierowany był na duży, czarny van jadący wolno bokiem ulicy. Chłopak wyciągnął ze schowka na przeciwko mnie czapkę z daszkiem, która po chwili znalazła się na jego głowie zasłaniając brązowe loki. Podciągnął koszulę pod samą szczękę i oparł się o siedzenie. Obserwowałam jego ruchy z uwagą. Trwał w takiej pozycji przez chwilę. Kiedy van przejechał i zniknął za zakrętem chłopak przeklną ścigając czapkę. Nie wiem, co mnie napadło ale wybuchnęłam głośnym śmiechem. Harry popatrzył na mnie niezrozumiale.
- To jest śmieszne. Taka zabawa w kotka i myszkę. -powiedziałam nadal się śmiejąc.
- Wcale nie jest tak fajnie jak ci się wydaje -sprostował
- Jak dla mnie jest świetnie. Hmm.. Kiedy następne spotkanie? -spytałam i poczułam jak policzki zaczynają mnie piec.
Chłopak popatrzył na mnie i lekko się uśmiechnął. 
- W sobotę. -powiedział, na co ja przytaknęłam.
Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta rzucają szybkie "Na razie". Kiedy zamykałam drzwi kamienicy, czarny Range Rover zniknął z miejsca, w którym przed chwilą był zaparkowany. 
Dzisiejsza rozmowa z Harry'm dała mi dużo do myślenia. Tak samo dla niego rozmowa ze mną wyszła na plus...
Wchodząc do mieszkania przywitałam się wesoło z Caroline, która stała przy kuchni robiąc kolacją. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok pełnej życia mnie. Skierowałam się od razu do swojej sypialni. Wyciągnęłam spod łóżka plecak i zaczęłam pakować książki na jutrzejsze lekcje. Uśmiech przez ten cały czas nie znikał z moich ust. Dlaczego? Zyskałam nowego przyjaciela, któremu mogłam zaufać, jutro miałam spotkać się z Rose... Wszystko było w należytym porządku.




Jejku *.*

Jaki dłuuugi. 
Szczerze? Uwielbiam ten rozdział :33
I teraz kilka wyjaśnień: 1D nie istnieje. 
Harry robi karierę solo.
Ale pozostała czwórka także się pojawi ;)