poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział XL


Dla Mellanie
Włącz: kiss the rain




~Cherrie~

Obudziłam się zadowolona z życia. Na mojej twarzy widniał uśmiech, mimo iż było bardzo wcześnie. Przekręciłam się na plecy. Moje jasne, niemal platynowe włosy, rozrzucone były na około mojej głowy. Czarna koszulka którą miałam na sobie śmiesznie z nimi kontrastowała. Obróciłam twarz w stronę sporego okna. Za szybą widać było szarość. Cóż... Pogoda i mój humor bardzo się dzisiaj od siebie różniły.
Nadal uśmiechnięta ubrałam się, doprowadziłam do porządku swoją twarz i włosy, po czym wyszłam z czarnej sypialni należącej do Harry'ego. Nie wiem co wpłynęło na moje dzisiejsze wspaniałe samopoczucie. Może wreszcie postanowiłam dać sobie spokój ze smutkami i patrzyłam na życie pozytywnie? Mieszkanie u Harry'ego było cudowne, mimo kilku nieporozumień i komplikacji związanych z tym. Postanowiłam nie odbierać negatywnych emocji od osób trzecich takich jak działające mi nieźle na nerwy brukowce.
Po chwili znalazłam się w salonie w którym powinien być mój chłopak. Ciekawiło mnie, czemu w sumie tak wcześnie wstał i nie było go w sypialni. Obstawiałabym wszystko za tym, że skoro tam jest nieobecny to musi być tutaj. Chybiłam. Rozejrzałam się po pokoju okrążając się wokół samej siebie kilka razy. Nic. Pusto. Odwróciłam się w stronę wyjścia i nagle przede mną znikąd wyrósł Hazz. Pisnęłam i odskoczyłam do tyłu jak oparzona zasłaniając usta ręką. Brunet tylko się zaśmiał. Wyglądał cudownie tak jak zawsze, lecz miał w sobie coś takiego, że zaprło mi dech w piersiach. Może to ten błysk w jego cudownych zielonych oczach? Lub to jak wyglądał? Jak zwykle cały na czarno eksponował nieświadomie swoją cudowną budowę ciała. I jego perfumy, które po prostu zwalały z nóg, chociaż wcale nie musiał ich używać bo sam w sobie był idealny.
- Hej piękna. -przywitał się. W taki sposób że chciałam aby ktoś mnie uszczypnął. Czy to sen?
- Chciałabym to samo powiedzieć o tobie -powiedziałam i natychmiast ugryzłam się w język.
Usłyszałam śmiech ze strony mojego chłopaka. Patrzył na mnie z uczuciem i miłością. Ja sama poczułam się zażenowana.
- Co dziś robimy? -spytałam po chwili podnosząc wzrok na bruneta.
- Czy ja wiem... -zamyślił się chwilę -Nie mam jakichś konkretniejszych planów.


                                                                  ~*~*~*~

Wyjęłam z tylnej kieszeni spodni zapalniczkę. Wykonałam jeden ruch i ukazał się ogień. Przyłożyłam knot i ogień rozprzestrzenił się. Zgasiłam zapalniczkę, a cały wkład wrzuciłam do czerwonego, smukłego, wysokiego znicza. Nałożyłam przykrywkę i postawiłam znicz na grobie. Usiadłam na ławeczce i wlepiłam mój wzrok w dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało mężczyznę. Miał czarne włosy ułożone w artystyczny nieład i delikatny zarost. Jego oczy miały piękny odcień brązu. Na jego czerwonych wargach widoczny był szczery uśmiech. Na drugim zdjęciu była kobieta. Jej złote długie włosy opadały na ramiona. Także miała czerwone usta lecz te były umalowane szminką. Wygięte były w uśmiechu odsłaniającym białe zęby. Niebieskie oczy wyrażały radość. Odziedziczyłam je po niej ja. Obok zdjęć widniały popularne bardzo, lecz takie wyjątkowe dla mnie nazwiska:
Ś.P. Eric Smith
Ś.P. Madlene Smith
Moi rodzice uśmiechali się nie świadomi swojej przyszłości. Tacy młodzi. Piękni. Nie dbali o nic. Zakochani w sobie wzajemnie. I razem do końca.
Poczułam ukłucie w sercu. Spuściłam wzrok i wbiłam go w ogień w zniczu oraz białą różę kontrastującą z czarnym połyskującym marmurem. Westchnęłam cicho i moja klatka piersiowa uniosła się. Kiedy znów spojrzałam na dwoje ślicznych ludzi poczułam złość. Byłam na nich zła. Za to, że zostawili mnie samą. Zacisnęłam dłonie w pięści i uroniłam kilka łez. Moje uczucia mieszały się teraz ze złością i żalem. Lecz po chwili przypomniałam sobie słowa cenionej kiedyś przeze mnie osoby. "Coś odchodzi, coś przychodzi". I mimo iż w tej chwili tego kogoś nie znosiłam to to była prawda. Oni odeszli, ale zyskałam kogoś innego. Kogoś kto właśnie teraz siedział obok mnie na ławce i także wpatrywał się w dwa zdjęcia. Moja ręka powędrowała na jego. Ścisnęłam ją lekko. Harry obrócił wzrok w moją stronę.
- Teraz wiem co czujesz, Cherrie. -powiedział patrząc w moje oczy. Takie same jak mojej mamy.
- Coś odchodzi, coś przychodzi.
- Długo się nad tym zastanawiałaś?
Uśmiechnęłam się.
- Trochę.
Wstaliśmy z ławki, zrobiłam znak krzyża i odeszliśmy kierując się dróżką porośniętą z dwóch stron wysokimi tujami. Za wszelką cenę chciałam złapać mojego chłopaka za rękę, jednak wiedziałam że to niemożliwe. Nawet tutaj. na cmentarzu. wiedziałam że nie powinniśmy.
Wbrew moim oczekiwaniom, Harry skręcił w podrzędną ścieżkę. Okazałam zdziwienie, ale poszłam za nim. Zatrzymaliśmy się przy grobie z białego kamienia. Już miałam pytać o co chodzi, lecz sama skojarzyłam fakty: Tutaj leżał Komisarz Mike Hanks. Mina Harry'ego okazywała ból, poczucie winy, cierpienie, widać było że chciał cofnąć czas.
- To że to zrobiłem nie znaczy, że nie żałuję. -wycedził przez zęby.
Stał zgarbiony z zaiśniętymi rękoma w pięści. Jego wzrok prawie palił mogiłę.
- Przychodzę tutaj przez ten cały czas. Nie zapalam świeczek bo nie chcę aby ktoś o mnie wiedział. Kiedyś natrafiłem na jego rodzinę. Na jego żonę i córkę. Stałem w sporej odległości, lecz i tak widziałem ich łzy. Nie wiesz... Nie wiesz co ja czuję.
Popatrzyłam na niego ze współczuciem i położyłam dłoń na jego ramieniu. Jednak Hazz nie zwlekał. Obrócił się w moją stronę i objął mnie mocno. Zaszokował mnie tym, jednak ja odzyskałam zdrowy rozsądek. Poklepałam go tylko po plecach. Gdyby ktoś nas widział pomyślałby że na prawdę jesteśmy kuzynostwem.
- Wierzę ci. Ufam ci i przebaczam. -szepnęłam mu do ucha z uczuciem.
Oderwaliśmy się od siebie i ruszyliśmy do wyjścia z cmentarza.


Heloł ;*
Rozdział myślę że nawet spoko :DD
Taki trochę o niczym ale potrzeba trochę sielanki :3
Następny będzie żywszy i będzie CHYBA Louis.
Pojawi się również pewna osoba która będzie przeciwko Harry'emu i będzie chciała go zniszczyć.
Co do zdjęcia to kocham jego uśmiech i (to będzie dziwne xd)... nos :3 <3
I tak jeszcze na sam koniec...:
Nie wiem czy lubicie czytać ale ja kocham. I polecam wam wyjebistą serię "Akademia Wampirów".
W jednym słowie nie da się określić tego, jak bardzo to jest super.
Akcja, zagadki, ucieczki, więzienia, pogonie, romanse i... książka "trochę" zboczona.
(Nie chcę kłamać i powiem że bardzo zboczona ale ciiii... :3)
Cóż... To tyle :D


sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział XXXIX






~Harry~

Czekałem bardzo długo na dzień, w którym Cher mi wybaczy mój błąd, który kiedyś popełniłem. Kiedy on nastał, i to nieoczekiwanie, byłem najszczęśliwszą osobą na ziemi. Kiedy powiedziała, że mi wybacza i nie jest już zła... To było coś pięknego.
Jednak po dosłownie sekundzie wszystko się zawaliło.
- Ale Harry... Musimy się rozstać.
Wydusiła z siebie. Nie wiedziałem dlaczego podjęła taką decyzję. Czy może uczucie jakim mnie darzyła ulotniło się? Czy może mimo przebaczenia nie potrafiła być z kimś takim jak ja? Z zabójcą? Lub znalazła sobie kogoś innego? Nie znałem powodu jej decyzji. Wiedziałem jednak że przyszła ona jej z wielkim trudem. Musiała się bardzo wysilić, aby mi to powiedzieć. W jej oczach widziałem łzy. Skapywały one potem po jej delikatnych, bladych policzkach. Nerwowo bawiła się swoimi palcami... Staliśmy tak w korytarzu i czułem jak czas stoi i świat się sypie. Naokoło nas panowała cisza która jeszcze bardziej doprowadzała mnie do rozłamu. Dziewczyna, która miała być ze mną do końca, powiedziała, że z nami koniec. Że musimy się rozstać. Kiedy wydawało mi się, że jestem szczęśliwy już na zawsze wszystko się rozsypało.
- C-co? -wyjąkałem robiąc krok do przodu i ujmując ręce Cher. Wyrwała się jednak.
- Co ty w ogóle mówisz? Dlaczego?... -zacząłem ponownie, a łzy kumulowały się w moich oczach w zastraszającym tępie.
Cherrie spuściła wzrok nie chcąc okazać jak się czuje. Chciała pokazać mi, że jest pewna tego co robi.
- Caroline dostała pracę w Phonenix w tamtejszym szpitalu. Jest jednym z lepszych w Stanach. Nie może stracić takiej okazji. A ja muszę jechać z nią. Na stałe. -powiedziała lustrując wyraz mojej twarzy. A pojawił się na niej ból, tęsknota i za razem wściekłość.
- Te chwile spędzone z tobą były najlepsze w moim życiu. I tak pozostanie. Przepraszam. -to ostanie dodała o chwilowej ciszy.
Spojrzała na mnie po raz ostatni. Odwróciła się bez zbędnych pocałunków i pokazu miłości i nacisnęła klamkę.
- Stój. Proszę. -szepnąłem przez łzy. Podszedłem do niej od tyłu i zatrzasnąłem przed nią drzwi. -Zamieszkaj ze mną.
Cherrie wstrzymała oddech. Nie wiedziała co powiedzieć. Oczekiwałem jakiejś większej reakcji. Chciałem wiedzieć coś więcej. Powoli dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Szlochała.
- Nie mogę Hazz. -wyszeptała patrząc w moje oczy -Nie mogę i robię to dla twojego dobra. Nie ma możliwości abym z tobą zamieszkała kiedy ciebie zobowiązuje owa umowa. Co powiedzą ludzie? Wiadome będzie, że jesteśmy razem.
- Coś wymyślimy -odpowiedziałem szybko na swoją obronę. -Tylko proszę Cher. Nie wyjeżdżaj. Nie rób mi tego. Nie rób tego Rose. Lou. Proszę...
Nie doczekałem się odpowiedzi. Cherrie wybuchła tylko płaczem i rzuciła mi się w ramiona. Próbowałem ją uspokoić. Aby nie płakała. Musiała wiedzieć, że wszystko będzie dobrze.


~Cherrie~

Przyjęliśmy weresję, że jestem jego kuzynką. Z początku media, ludzie, gazety w to wątpiły, lecz wystarczyło kilka wpisów Harry'ego na Twitterze, pomoc jego mamy i kilka słów Louis'a aby plotki o naszym rzekomym romansie zniknęły. Udało nam się zamydlić wszystkim oczy.
"Nazywam się Cherrie Howe i jestem dalszą kuzynką Harry'ego Styles'a. Zamieszkałam z nim, ponieważ moi rodzice zginęli."
Cóż... Po części była to prawda. Jednak mimo że byłam tylko jego "kuzynką" było mi ciężko. Teraz wszyscy wiedzieli że jestem związana z Harry'm. Nie w takim sensie jak na prawdę, jednak w jakimś owszem. Kiedy pokazywałam się na ulicy, ludzie pokazywali mnie palcami, gapili się jak na wariatkę. Razem z Harry'm mogliśmy wykluczyć jakiekolwiek randki, spotkania na mieście ograniczały się tylko do klepnięca piątki, jakiekolwiek okazywanie uczuć było kategorycznie zabronione. Nie wiedziałam co będzie kiedy wrócę do szkoły po wakacjach. Ogółem moje życie miało już nigdy nie być takie samo...
Caroline była w Phoenix. Długo musiałam ją przekonywać co do tego, żebym mogła zamieszkać z Harry'm. Jednak kiedy w końcu dała się przekonać, przewieźliśmy do niego wszystkie moje rzeczy, mieszkanie moje i Caroline zostało sprzedane. Odbierając pieniądze od kupcy czułam jak wraz z tym mieszkaniem ulatnia się część mnie. To tutaj mieszkałam od czasu kiedy zginęli moi rodzice, tutaj dorastałam, tutaj przyprowadzał mnie Hazz z naszych spotkań, tu także zapoznałam go z Caroline i tutaj miał miejsce nasz pierwszy pocałunek. Miałam wielki sentyment co do tego miejsca i już nigdy moja noga miała nie przekroczyć progu tego mieszkania. Na domiar złego nie wiedziałam kiedy zobaczę się z Caroline. Nie będzie dnia w którym nie będzie zapracowana aby do mnie przyjechać. To wszystko było trudne.
Od czasu mojej przeprowadzki minęło półtora tygodnia. Wszystko mnie denerwowało jednak w pewnym sensie byłam szczęśliwa... Mimo iż oddaliłam się z Caroline psychicznie jak i fizycznie, byłam zadowolona z podjętej przeze mnie decyzji. Na początku przecież nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, potem zdecydowałam że wyjeżdżam... Harry starał się jednak abym nie zamykała się w sobie i nie myślała w ciszy nad swoim życiem całymi dniami. Spotykaliśmy się na mieście jednak tylko jak brat z siostrą, w domu na polepszenie humoru okazywał mi swoje uczucia w całej swojej krasie, miał dla mnie jakieś niespodzianki i na noc oddawał mi się całkowicie. Miejsca miały także spotkania z Louis'em. Na samym początku bałam się spojrzeć mu w oczy. Po prostu nie potrafiłam tego zrobić i nie byłam w stanie. Lecz po jakimś czasie się polepszyło. Hazz powiedział mu, że chciałam wyjechać a Lou... Cóż, uratował mnie udając zaskoczonego. Mimo iż wiedział że coś jest nie tak. Wiedział także to, że moje uczucie do niego nie wygasło.
Postanowiłam jednak żyć dalej. Taka sytuacja miała się ciągnąć do końca umowy Harry'ego i Jennifer. A potem już będziemy mogli być razem bez żadnych ograniczeń i nie będziemy musieli się niczym przejmować.
- Kocham cię -usłyszałam szept prosto do mojego ucha.
Obróciłam się w stronę źródła dźwięku. Zatopiłam się w jego zielonych oczach. Oj, Hazz...
- Ja ciebie też. -powiedziałam i musnęłam jego usta swoimi.
Czułam się jakby to był nasz pierwszy pocałunek.
Czułam że on coś zmieni.


Na początek chciałam złożyć spóźnione życzenia świąteczne :)
Przepraszam po raz kolejny za to, że nie jestem zbyt aktywna na blogspocie i zaniedbuję Wasze blogi.
Wypadałoby podać powód dla którego tak jest. Otóż miałam zagrożenie z chemii (loffki 4eveR) i tata się wkurzył i mi złamał modem :D
Tam tam! Taka historia xdd
Ale możliwe że teraz ponadrabiam zaległości u was.
A co do rozdziału... Ta cała sprawa z Caroline to była jej przeprowadzka do Phoenix.
Cher wybaczyła Harry'emu i zamieszkała z nim. :)))))
Jeszcze raz pzepraszam przepraszam przepraszam ;***
I kocham Was.
I tak z ciekawości to co robicie w sylwestra? Ja jadę do Krakowa do kuzyna. :)


piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział XXXVIII

It Is What It Is ♥



~Cherrie~

   Nie chciałam tracić czasu. W jak najszybszym czasie przebrałam się, wzięłam z biurka najpotrzebniejsze rzeczy i schowałam je do torebki. Otworzyłam z rozmachem drzwi od mojego pokoju i wybiegłam z niego jak strzała. Po drodze prawie nie wpadłam na Caroline. Dziewczyna obsypywała mnie tysiącami pytań, kiedy to zakładałam buty. Bez słowa wzięłam moje klucze od mieszkania i wybiegłam z niego. Kiedy znalazłam się na zewnątrz nastąpiła chwila zderoientowania. Nie wiedziałam w którą stronę iść. Czy może jechać? W ostatnim momencie zatrzymałam jadącą właśnie taksówkę. Wsiadłam do niej i podałam facetowi adres, który był moim aktualnym celem. Ruszyliśmy z piskiem opon. Na razie wszystko szło po mojej myśli...
Znaleźliśmy się u celu. Zapłaciłam, wzięłam resztę i wysiadłam z samochodu. Popatrzyłam na dom. Do drzwi dopadłam biegiem. Zaczęłam pukać i w końcu się otworzyły.
- Cher. Co ty tu?... -Louis nie dokończył. Pchnęłam go do środka. Zamknęłam drzwi na klucz i na jeszcze jedno dodadkowe zamknięcie. Serce biło mi niesamowicie. Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do chłopaka. Louis patrzył na mnie dużymi, niebieskimi oczami. Nie wiedział co jest grane. W sumie ja sama nie wiedziałam co robię. W końcu jednak podeszłam do niego. Położyłam jedną rękę na jego ramieniu i popatrzyłam na jego usta. Z moich zaś, wydobyło się jego imię. Pocałowałam go. Chciałam to zrobić od dłuższego już czasu. Kiedy on to robił, nie było to wywołane uczuciem. Ale ja owszem...
    Poczułam jak jego dłonie zjeżdżają co raz niżej. Aż w końcu na moje uda i Louis wziął mnie na ręce. Moje nogi podparte były o jego biodra. Całując się z nim zaciskałam mocno oczy. Ponieważ wiedziałam, że to co robie jest całkowicie nieodpowiednie i nie powinno mieć miejsca.
- Co ty robisz? -spytał przerywając na chwilę pocałunek.
Przez chwilę nie odpowiadałam. Nie wiedziałam po prostu co mam mu odpowiedzieć. Nie mogłam mu powiedzieć że go kocham. Nikt o tym nigdy miał się nie dowiedzieć.
- Kochaj się ze mną. -wyszeptałam między pojedyńczymi całusami.
Zamarł. Oddaliłam się od niego na chwilę. Patrzył na mnie niedowierzającym wzrokiem. Jakby myślał, że pomyliłam słowa. Jego oczy mówiły, że nie możemy. Ale ja to wiedziałam.
   Chwilę potem znaleźliśmy się w jego sypialni. W tej chwili przypomniałam sobie, że kiedyś tu już byłam. Kiedy położył mnie na łóżku zaś sam na mnie, sięgnęłam po koniec jego koszulki. Zdjęłam mu ją przez głowę. Czułam jego zapach, jego słodkie usta. Tak. Na tą chwilę czekałam jednak bardzo długo. Louis wykazywał inicjatywę. Zaczął pozbywać się ze mnie ubrań. Przerwał, kiedy zostałam w samej bieliźnie. Kiedy mnie dotykał, co raz bardziej przekonywałam się w myśli, że jestem w nim zakochana. I że on to odwzajemnia.
- Louis. -powiedziałam dotykając jego nagich pleców.
Spojrzał na mnie.
- Czy... Czy zależy ci na mnie? -spytałam.
- Dziewczyno, kocham cię od kąd po raz pierwszy cię zobaczyłem. Gdybyś nie była z Harry'm... -urwał.
Chyba w tej chwili zorientował się, co tak na prawdę robimy. Zauważyłam zmianę w jego zachowaniu i znów wpiłam się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek.


   Nad ranem obudziło mnie uporczywe światło przenikające przez rolety. Otworzyłam jedno oko. Promień światła padał centralnie na mnie. Przesuwał się po moim ciele w różne strony. Leżąc na plecach rozejrzałam się wokoło, zaś potem westchnęłam głęboko i przetarłam oczy rękoma, które własnie wyciągnęłam spod białej kołdry przykrywającej mnie. Zakryłam obiema dłońmi moje oczy i rozmyślałam o ubiegłej nocy, oraz o Lou i o Harry'm i o mojej decyzji. Podniosłam się leniwie i siadłam na łóżku. Aż podskoczyłam, kiedy przede mną zobaczyłam Louis'a. W pełni ubrany, siedział na łóżku na przeciwko mnie i wpatrywał się w swoje dłonie. Wydawał się być zmartwiony. Jakby miał wyrzuty sumienia. Jednak nie pytałam o co chodzi. Bez słowa wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać w moje ubrania leżące na podłodze obok łóżka. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Nie odzywał się. To ja, kiedy całkowicie się ubrałam, kucnęłam przed nim łapiąc jego ręce. Spojrzałam w jego błękitne oczy.
- Co jest? -spytałam.
Louis podniósł wzrok.
- Sam nie wiem... -odpowiedział mi -Mam wyrzuty sumienia.
Wiedziałam. Wiedziałam także co o tym myśleć. Wstałam z kucek i skierowałam się w stronę wyjścia z sypialni. Zeszłam na dół, a za mną Louis.
- Gdzie idziesz? -spytał kiedy zakładałam buty.
To pytanie rozkleiło mnie.
- Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. -powiedziałam.
- Lou... Muszę iść. -uśmiechnęłam się do niego przez łzy spływające z moich oczu.
Odwróciłam się od niego i wyszłam z domu zostawiając go. Miałam go już nigy nie spotkać...
   Moim kolejnym przystankiem była wizya u Harry'ego. To było chyba najtrudniejsze w całej tej decyzji. Wiedziałam że on nadal mnie kocha, zaś ja jego. I mimo iż czułam też coś do Lou, nie dało się tego porównać z tym uczuciem jakie darzyłam wobec Harry'ego. Był moją jedyną miłością. Kiedy stanęłam przed drzwiami do jego mieszkania zawahałam się chwilę. Lecz po chwili zapukałam. Otworzył mi drzwi. Nasze oczy się spotkały. Nie dało się opisać tego co działo się w moim sercu w tej chwili. I wiedziałam. I miałam racje. Straciłam głos całkowicie. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Tylko weszłam do środka. Hazz zamknął drzwi.
- Harry... -zaczęłam patrząc na niego.
W jego oczach widziałam łzy. W moich także się pojawiły.
- Cherrie. Nie wiem co powiesz, ale wysłuchaj mnie. Ja cię przepraszam za to, że ci nie powiedziałem o tym co kiedyś zrobiłem. Wiem, że to było okropne... -przerwałam mu.
- To nie ważne. Wybaczam ci. -wyznałam mu, zaś kąciki jego ust uniosły się lekko.
Podszedł do mnie na krok.
- Ale Harry... Musimy się rozstać. -wydusiłam.


Obrót akcji. Części z was się spodoba, zaś innym nie.
Cherrie pojechała do Hazzy... I ostatnie słowa w tym rozdziale. Hmm...
Powiem tyle, że Cher nie chce rozstać się z nim ze względu na Louis'a.


piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział XXXVII

Birdy - Skinny Love

~Cherrie~

   Myślę, że właśnie w tej chwili nadszedł decydujący moment w moim życiu. Czekałam na niego juz bardzo długo. Wiedziałam, że jest on nieunkiniony. Nadchodził powoli nie dając o sobie wiele znać. Lecz kiedy już zagościł u celu był czymś szokującym i drastycznym. W tej chwili już nic nie miało być takie jak kiedyś. Musiałam zdecydować, czego chcę. Czy chcę zostawić to co mam? Czy może dać sobie z tym spokój i iść na żywioł poznając i osiągając coś nowego? To pytanie było czymś zasadniczym oraz czymś co nie dawało mi spokoju przez bardzo długi okres. A myślałam, że będę miała czas na decyzję. Nie myślałam, że będę musiała ją podjąć z dnia na dzień. Tak szybko. Tym bardziej kiedy w moim życiu sprawy nabrały całkiem nowego tępa i zeszły na inne tory. Kedy moje życie się tak pokomplikowało. Bo na pewne sprawy patrzyłam pod dwoma kątami. Z jednej storny były czymś, czego nienawidziłam i żałowałam, zaś z drugiej strony jednak je kochałam i jestem z nich szczęśliwa. Może jednak gdyby się nie zdarzyły byłoby mi łatwiej teraz zdecydować się.
   Osoba którą kochałam. Harry. Czy mogłabym go teraz opuścić? Czy byłabym gotowa na taki ruch? A co jeśli bym przegrała i jednak się na to nie odważyła? Patrząc mu prosto w oczy zabrakłoby mi głosu w ustach i nie wiedziałabym co powiedzieć. Bo czy opcja nowego świata jest warta tego cudownego miesiąca, jaki razem przeżyliśmy? Zawsze kiedy zadawałam sobie to pytanie, wspominałam i przemyślałam wszystkie chwile w jakich razem byliśmy. Na przykład to, jak się do mnie odnosił. Zawsze okazywał mi szacunek, miłość,
uwielbienie i oddanie. Lubiłam być blisko przy nim ze wzgęlu na jego zachowanie wobec mnie. Tą delikatność. Delikatność, kiedy mnie przytulał, obejmował mocno kiedy się bałam lub płakałam, kiedy mnie całował, kiedy się kochaliśmy i to że nigdy w takich sprawach nie nalegał i do niczego mnie nie zmuszał. Dawał mi wolną wolę co bardzo w nim ceniłam. Zawsze kiedy miałam problem potrafił mnie obronić. Mówił, że odda za mnie życie jeśli będzie trzeba. A ja czułam się w takich chwilach... Niezykle przyjemnie. Bo miałam tą świadomość, że mu tak bardzo na mnie zależy i że jestem kochana. Potrafił poświęcać swoją sławę, swoje zobowiązania wobec owej modelki dla mnie. Chociaż czasami stał nad przepaścią i to wszystko mogło wmieszać się w błoto. Polec. Jednak on nie zwracał na to uwagi bo ja zawsze byłam dla niego ważniejsza. Przychodził po mnie do szkoły, odprowadzał do domu. Od początku naszej przypadkowej tak na prawdę znajomości, martwił się o mnie, jakby kochał mnie od początku. Jego okazywanie miłości wobec mnie było czymś pięknym. Jak pisał mi słodkie sms-y nawet w środku nocy, jak na każdej randce mówił że mógłby teraz skoczyć pod samochód gdybym sobie zażyczyła, że mógłby wykrzyczeć na cały głos jak bardzo kocha Cherrie Howe, jak napisał dla mnie piosenkę.   Lecz nie zapominałam o naszych licznych kłótniach. Naszych sprzeczek o Jennifer, które miały miejsce co najmniej dwa razy w tydodniu. Mimo iż ja byłam ważniejsza, wiedziałam, że ciągnie go do tego co kocha czyli śpiewania. I mimo iż mówił że mógłby z tym skończyć dla mnie, to ja nie chciałam aby to robił. Wolałam się męczyć, patrząc na jego słodkie zdjęcia z modelką, ale żeby był szczęśliwy. Wszystkie kłótnie wynikające przez Louis'a. To co mówił mi on, zamiast mojego chłopaka. Nasza ostatnia kłótnia. Coś, co wywoływało u mnie odruchy wymiotne. Coś od czego kręciło mi się w głowie. Nie chciałam wierzyć w to, co mówił. To co miało miejsce kilka lat temu, ale wcale przecież nie tak dawno. Niby nieumyślne, a jednak. Zrobione po pijaku, kiedy totalnie mu odwaliło. Chwila, kiedu dowiedziałam się, że zabił człowieka była najgorsza w moim życiu. Jego przyszłość nasuwała mi miliony pytań. Nie znałam tak na prawdę powodu buntu jego oraz Louis'a. Dlaczego pili, zachowywali się jak idioci szlając się po pijaku ledwie trzymając się na nogach, dlaczego zachowywali się jak alfąsi bawiąc się z dziwkami i przypadkowymi laskami. A nikt nie spodziewałby się takiej przeszłości. Że mają za sobą coś takiego. Byli postrachem całego miasta, zaś teraz jeden jest piosenkarzem, zaś ten drugi nienagannie się uczy i zachowuje jak idealny chłopiec. Pozory na prawdę mylą...
   Moja przyjaciółka? Moja przyjaciółka Rose Paltrow, imprezowiczka jednak z bardzo dobrym sercem, która zawsze znalazła dla mnie chwilę, była ze mną zawsze. Nie było momentu, kiedy bym nie mogła się jej wygadać. Tak samo było i teraz. To ona znała mój największy sekret. I wiedziałam, że jest on u niej bezpieczny. Zamknięty w najbardziej skrytej półeczce na kłódkę. Moja Rose, którą znałam pięć lat i która zawsze mnie kryła, kiedy zrobiłam coś głupiego, która czasem nawet brała winę na samą siebie.
   Louis był osobą niezwykle związaną z Harry'm. Wiedzieli o sobie absolutnie wszystko. Znali się kiedy mieszkali jeszcze w Londynie. Jak mniemam bawili się razem w jednej piaskownicy sypiąc sobie z wiaderek piach na głowę, chodzili razem do szkoły i siedzieli razem w ławce pisząc konwersację na kartce z tyłu zeszytu, spędzali razem urodziny pijąc szampana dla dzieci, w sylwestra oglądali razem fajerwerki ciesząc się, zaś potem... Potem już było inaczej. W wieku 16 lat... Louis zmienił się tak samo jak Harry. Jednak sami wybrali sobie takie życie. Sami chcieli czegoś takiego. Lecz chyba nie wyobrażali sobie co powiedzą na to bliskie im osoby za na przykład dziesięć lat. Chyba sami nie wiedzieli na co idą. Jednak teraz mój przyjaciel zmienił swoje postępowanie. Zobaczył co robił źle. To on mnie pocieszał za każdym razem kiedy kłóciłam się z Harry'm. To on powiedział mi uczciwie o ich przeszłości. Wiedziałam, że mam w nim pewnego rozdzaju podporę i mogłam powedzieć mu wszystko. Nigdy by niczego nie zdradził. Kochałam go. Kochałam go nie jak brata, nie jak przyjaciela lecz jak chłopaka.
   Moja kuzynka opiekowała się mną od tamtej feralnej chwili. Chwili, którą zaliczam do tej najtragiczniejszej, która na zawsze zostawiła po sobie ślad na moim sekrcu oraz... wielką pustkę. Caroline zawsze była ze mną, mieszkałam u niej. Była dla mnie jak matka, kuzynka oraz siostra i przyjaciółka za razem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, jak wielkie miała serce. Jak była dobra. Wiedziałam to tylko jako osoba trzecia. Moja kuzynka zawsze była dobrą uczennicą, była pomocna, potrafiła porozmawiać z każdą osobą, nawet tą mniej znaną i lubianą na jakiś temat i zawsze potrafiła doradzić. Była takim wcieleniem dobra. Dobra, przez które jednak w tej chwili musiałam wybierać co chcę dalej z życiem. A czasu było co raz mniej.
   Ja. Może nie dostrzegałam błędów jakie ja popełniam? Może to ja czasem przesadzałam? Może to ja zbyt naskakiwałam na Harry'ego? Czasem działałam pod presją. To, co robiłam nie było świadome. Działałam pod naciskiem czasu. Co do modelki możliwe że przesadzałam z moimi wybuchami. Oraz z... z zazdrością. Tak. Byłam gorączkowo zazdrosna o Harry'ego, mimo że wiedziałam że Jen jest dla niego nikim. To tylko ustawka. Przygrywka, aby lepiej się sprzedawali i istnieli w świecie show-biznesu na dłużej. Czasem chyba powinnam coś przemyśleć, aby nie doprowadzać do kolejnej kłótni, która i tak nie była wskazana dla naszego zwiążku.
Zaniedbywałam Rose ponieważ dostrzegałam tylko Harry'ego. Skupiałam się tylko na nim i na tym co nas wiąże oraz co związane jest z nim. A może moja przyjaciółka czuła się odrzucona? Możliwe że nie zauważałam tego, ale znalazła sobie inną znajomą. Która nie jest zajęta ganianiem za jakimś sławnym chłopakiem.
Tak samo było z Caroline. Myślę, że gdybym skupiała więcej uwagi na niej, wiedziałabym, że coś się zmienia. Że ta chwila wyboru nadchodzi co raz większymi krokami. Gdybym tak zrobiła, wiedziałabym co chcę robić dalej. Ale i tak w sumie nie wiem, czy decyzja która byłaby przeze mnie podjęta byłaby trafna. Bo nie chcę opuszczać osób na których mi zależy.
Nie chcę zostawiać Lou. Osoby, bez której tak na prawdę nie potrafię żyć. Która jest dla mnie podporą i która zawsze powie mi co mam robić. Która mi doradzi, gdy mam jakiś problem, ale jest zdolna skarcić mnie za coś, co zrobiłam głupiego. Chłopak ten był ze mną od kąd tylko się poznaliśmy. Tak po prostu go kocham. Jestem w nim zakochana. Zakochana na zabój. I rozstanie z takim kimś byłoby nie do zniesienia i rozerwałoby mnie od środka. Psychicznie.
   Zamknęłam książkę i odsunęłam ją na bok blatu biurka, przy którym siedziałam. Wstałam z obrotowego krzesła. Odwróciłam się w stronę łóżka. Skupiłam wzrok na moich rzeczach rozwalonych na nim. Wiedziałam, ze zostały jeszcze niecałe 24 godziny do mojej decyzji. Czas mijał. Mijał co raz szybciej. 18:50:58, 18:50:59, 18:51:00...
Lecz właśnie w tej chwili coś mnie tknęło. Decyzja przyszła niespodziewanie, błyskawicznie niczym grom z jasnego nieba. Nie spodziewałam się jej w ogóle.
Miałam jeszcze jednak do zrobienia kilka rzeczy...


Jeśli dotrwałyście do tego momentu to muszę powiedzieć jak bardzo was kocham <3
Rozdział jak mówiłam jest czymś w rodzaju podsumowania całgo opowiadania jak do tąd. Mogę powiedzieć, że od tego rozdziału zaczyna się druga część "she".
Hmm... Nie ma tu żadnych dialogów bo myślę że to nie potrzebene.
I nie potrzebne jest także moje podsumowanie tego powyżej. Same musicie zrozumieć sens i odnaleźć sedno sprawy.
Nie wiem, czy już wiecie co będzie miało miejsce czy nie. O co chodzi z ową "decyzją".
Ale ogółem mi się rozdział podoba :) xd
I BARDZO BARDZO PRZEPRASZAM ŻE NIE ODWIEDZAM WASZYCH BLOGÓW. ALE PRZYSIĘGAM  ŻE. WSZYSTKO NADROBIĘ <3

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział XXXVI

Small Bump

~Harry~

   Po pięciu dniach braku odzewu z jej strony, straciłem nadzieje na cokolwiek. Wątpiłem w to, że Cherrie kiedykolwiek się jeszcze do mnie odezwie.
   Czy na prawdę musiałem być takim dupkiem? Czy nie mogłem od razu się przyznać do zabójstwa? Czy nie mogłem powiedzieć Cherrie o mojej przeszłości osobiście? Gdybym to zrobił, byłaby jeszcze jakaś nadzieja, że dziewczyna mi przebaczy, coś co nie było celowe. Ale wiesz? Jestem tchórzem. Cholernie się bałem konsekwencji mojego czynu. Byłem gówniarzem, któremu odwaliło i który myślał, że nie poniesie żadnych konsekwencji. Myślał, że może robć co tylko mu się podoba. I ten chłopak był w błędzie. Ja byłem w błędzie.
   Podniosłem wzrok znad kartki. Wstałem z kanapy i podszedłem do radia, po czym włożyłem płytę. Moją drugą płytę na której znajdowała się pierwsza piosenka dla niej. Dla Cherrie. Włączyłem "They Don't Know About Us". Pierwsze, delikatne nuty od razu sprawiły, że przed oczami pojawiła mi się jej postać. Ona i wszystkie najpiękniejsze chwile z naszego związku. Ale także też te najgorsze. Podgłosiłem piosenkę i wróciłem na swoje miejsce. Oparłem twarz w dłoniach. Postanowiłem działać. Musiałem zrobić coś, aby odzyskać Cherrie. Musiałem z kimś o niej porozmawiać. Na pewno nie z Louis'em. Mój przyjaciel był teraz po jej stronie. Na pewno nie z Caroline. Ona na pewno nie wie i lepiej niech tak zostanie.
Rose.
Przyszło mi to do głowy jako ostatnie. Prawie nie znałem tej dziewczyny, ale była moją ostatnią deską ratunku.
   Wstałem z miejsca jak popażony, sięgnąłem po klucze od domu, założyłem buty i wybiegłem z domu jak strzała. Wiedziałem mniej więcej gdzie mieszka Rose. Kierowałem się przez park, kręciło się w nim sporo osób. A ja nie zorientowałem się, że każdy mnie pozna. Skręciłem więc w mniej zatłoczoną, boczną ścieżkę. Jednak w pewnym momencie zatrzymałem się. A co jeśli Rose nie będzie w domu? Wyciągnąłem telefon z kieszeni, siadłem na murku i zadzwoniłem.
- Halo? -usłyszałem damski głos.
- Hej... Tu Harry. Jesteś może w domu? -spytałem z nadzieją w głosie.
Przez chwilę odpowiadała mi cisza.
- Tak. -powiedziała w końcu dziewczyna.
Nie czekałem na nic więcej, tylko rozłączyłem się i zeskoczyłem z białego murku. Poprawiłem granatową koszulę, którą miałem na sobie, odgarnąłem grzywkę i ruszyłem przed siebie. Znałem adres Rose z opowiadań Cherrie. Raz chyba zawoziłem ją do jej przyjaciółki. Tyle wystarczyło mi, aby trafić do celu.
Kiedy skręciłem w uliczkę, przy której stał dom blondynki zobaczyłem ją. Ją i Cherrie. Wychodziły właśnie z mieszkania. Przyśpieszyłem kroku.
- Cherrie! -krzyknąłem.
Dwie pary oczy skupiły się na mnie. Cher zareagowała od razu. Odwróciła się i puściła biegiem przed siebie. Zgubiłem ją jednak w sekundzie. Zniknęła na najbliższym zakręcie. Westchnąłem głęboko spuszczając wzrok. Do oczu cisnęły mi się łzy.
- Ona nie przebaczy ci tak łatwo. -usłyszałem za sobą głos Rose.
Zaciskając usta odwróciłem się w jej stronę.
- Wiesz? -spytałem
Dziewczyna przytaknęła.
- Pogadajmy. Ale nie tutaj.
Ręką dała mi znak, abym szedł za nią. Doszliśmy do drzwi jej domu i weszliśmy do środka. Rose poprowadziła mnie do pokoju który wydawał sie byś salonem. Kanapa, półka z wieloma książkami, tekewizor na niskiej półce pod oknem stał stół a przy nim cztery krzesła. Przy stole siedziała jakaś kobieta zaczytana w książce. Podniosła wzrok, kiedy usłyszała że weszliśmy. Rose mieszkała z mamą. No tak. Przywitałem się.
- To kolega. Mamy kilka spraw do obgadania. Idziemy do mnie. -powiedziała i ruszyła po schodach na górę.
Pokój Rose był nie wielki. Dwuosobowe łóżko z różową kołdrą, drzwi na balkon, jedno okno, biurko a na nim laptop oraz obrotowe krzesło na którym siadłem.
- Jak.. Jak mam ją odzyskać? -spytałem
Blondynka siadła na łóżku. Oparła się plecami o ścianę, zaś nogi wyprostowała przed sobą. Spojrzała na mnie.
- Tak na dobrą sprawę nie powinnam z tobą rozmawiać.
Skrzywiłem się.
- Rose, nie jestem jakiś nienormalny. To co zrobiłem...
- "... było nieświadome." Tak. Wiem. -weszła mi w słowo.
Oparłem się wygodnie o oparcie.
- Czy ona mi przepadła? Czy nie mogę już nic zrobić? Błagam... Powiedz mi.
Nalegałem. Byłem bliski płaczu. Ale nie mogłem tego po sobie poznać. Że jestem słaby.
Blondynka odetchnęła głęboko.
- Działała pod wpływem szoku. Nie chciała tak zareagować, ale to co jej powiedziałeś... Sama jak o tym myślę to się ciebie brzydzę -na jej ustach pojawił sie grymas- Ale ona potrafi ci wybaczyć. Potrafi zapomnieć bo jej na tobie zależy, Hazz. Tylko daj jej... czas -zająkała się jeśli chodzi o to ostatnie zdanie.
Zorientowałem się, że coś nie tak.
   Wiedziałem, że Rose jest osobą której najbardziej ufa Cherrie. Zawsze zwierza się jej jako pierwszej. Zawsze wie o wszystkim jako pierwsza. Zna jej wszystkie tajemnice. A Cherrie nie przyszłaby tu teraz bez powodu. Bo dlaczego akurat dzisiaj, prawie tydzień po naszej kłótni? Wiedziałem, że jest jeszcze inny powód.
- Okłamujesz mnie. Coś jest nie tak. -warknąłem zrywając się z krzesła.
Rose gwałtownie zastygła i zacisnęła lewą dłoń którą bawiła się końcem poduszki. Spojrzała na mnie wzrokiem który dosłowie mógł zabić.
- Nie.
- Błagam cię. Nie rób ze mnie idioty. Wiem, że coś jest nie tak. Wiem, że wiesz o czymś nowym. Coś się stało z Cherrie lub w jej życiu. Tylko co? Powiedz mi.
Milczała.
- Myślę, że powinieneś już iść. -powiedziała w końcu odwracając wzrok ode mnie.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Zacisnąłem tylko usta i bez słowa wyszedłem z pokoju, zaś następnie z domu, żegnając się wcześniej z mamą Rose, która odprowadziła mnie wzrokiem.
- Caroline! -usłyszałem głos Rose kiedy zamykałem za sobą drzwi.


Krótki, ale myślę, że ważny.
Harry żałuje tego, co zrobił i chce odzyskać Cherrie.
Rose coś ukrywa, a sprawa z Caroline nabiera tępa.
Jeśli mi się uda, w następnym rozdziale będzie bardzo ważna perspektywa podsumówująca całe opowiadanie.
Myślę, że rozdział ogółem da się znieść. .
I przepraszam że zaniedbuję wasze blogi.
Przysięgam, że wszystko nadrobię, bo obecnie nie mam neta i nie wiem kiedy go odzyskam :(

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział XXXV

Wings


Wings


~Cherrie~

   Z rozmowy chłopaków nie rozumiałam absolutnie nic. Żaden z nich nie kończył wypowiadanego zdania, żebym nie zorientowała się, o co właściwie chodzi. Wiedziałam jedynie po co tu przyjechaliśmy. Jednak rozmowa zboczyła na inne tory. Oczywiście na nie miły temat. Atmosfera była napięta, Harry był na skraju wytrzymania, Louis'a zdradzały zaciśnięte dłonie w pięści, mimo iż jego twarz nie okazywała żadnych uczuć.
- Myślę, że o tym sam powinieneś jej powiedzieć. O tym, jaki byłeś głupi i czego się dopuściłeś. -powiedział Louis zwracając się także do mnie.
Przeniosłam wzrok na niego, zaś potem na Harry'ego. Wyraz jego twarzy i jego stan drastycznie się zmienił. Rozluźnił się dziwnie. Czuł się... pokonany? Upokorzony? Skończony?
- O co chodzi, Harry? -spytałam
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Chciał złapać moją dłoń, jednak ja do tego nie dopuściłam. Hazz zacisnął usta. Wyglądał tak, że w każdym innym przypaku rzuciłabym mu się na szyję, aby go pocieszyć. Jednak nie teraz. Unikał mojego wzroku gapiąc się w podłogę.
- Ja... Kiedyś... -zaczął
Spojrzał na Louisa. Jego wzrok palił. Zabijał. Niebieskooki jednak oparł się rozluźniony o ścianę holu, w którym się znajdowaliśmy. Hazz wiedział, że i tak nie wybrnie z tego, w co się wplątał. Ja także patrzyłam na Lou, dopuki nie poczułam że Harry wpatruje się we mnie.
- Nie chciałem tego. To co zrobiłem było nieświadomie. Gdybym mógł cofnąć czas... Boże... -w jego oczach zobaczyłam łzy. -To był wypadek. Uwierz mi, proszę. Cherrie... Ja... Ja zabiłem człowieka. -powiedział w końcu jąkając się czały czas.
Musiałam mieć do swojej dyspozycji chwilę, aby przyjąć do świadomości to co właśnie usłyszałam. On. Ten niczego nie winny na pierwszy rzut oka, szczęśliwy z życia, szczęśliwy ze mną, piosenkarz, uwielbiany przez miliony, Harry Edward Styles zabił człowieka. Zrobił to. Mówił, że nieświadomie. Ale jednak tak postąpił.
- Uderzyłem go za mocno. Upadł uderzając tyłem głowy o krawężnik -wzdygnęłam się wyobrażając to sobie -i już nie żył. Wokoło niego było tyle krwi... Ja nie chciałem. Cher. Uwierz mi. Błagam.
Przepraszał mnie. Przepraszał, ale ja tego nawet nie słyszałam. Moja głowa opanowana była przez tysiące innych myśli. Na wszystkie chciałam znać odpowiedź. Chciałam odnaleźć w sobie głos.
- Wyjdź z tąd. -wyszeptałam w końcu po długiej chwili. -Nie wierzę, że dopuściłeś się do czegoś takiego. Nie wierzę... -powiedziałam mu prosto w oczy.
- Cherrie. To było dawno. Moja przeszłość się nie liczy. Liczysz się dla mnie teraz tylko ty. Tylko i wyłącznie ty... -wyszeptał łapiąc mnie za oba nadgarstki.
Wyrwałam mu się jednak i nie wiem kiedy, a moja jedna dłoń wylądowała na jego policzku.
- Nie dotykaj mnie więcej. -wycedziłam przez zęby. -Wyjdź z tąd. Zrób to.
Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić tego, jak bardzo podle czuł się w tej chwili. Ale nie okazywałam mu żadnych uczuć. Nie mogłam tego zrobić mordercy.
- Nie zrobiłem tego specjalnie. -ciąglął dalej.
- To i tak nie ma znaczenia. -potrząsnęłam przecząco głową.-A teraz proszę cię. Wyjdź stąd. Nie chcę cię widzieć. Ani znać.
Wykonał to. Zrobił to o co go prosiłam. Wyszedł z domu patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Odwróciłam oczy w przeciwnym kierunku. Usłyszałam zamykane drzwi i zacisnęłam powieki opierając się bezwładnie o ścianę. Louis podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, zaś po chwili objął mnie i przytulił mocno do siebie szeptając mi:
- Nie martw się. Będzie okay...
Spojrzałam na niego.
- Nie. Nie będzie. Dlaczego on mi o czymś takim nie powiedział? Ja... Ja sobie nie mogę wyobrazić, że byłam z kimś takim. Z mordercą, który nawet nie miał odwagi się przyznać...
Pocałował mnie. Ujął moją twarz w dłonie i wpił się w moje umalowane na różowo usta. Zacisnęłam oczy, zamieniłam się w słup soli i poczułam jak Lou napiera na mnie swoim ciałem. Oddalił się ode mnie nie przestając mnie przytuać.
- Zamknij się. Proszę... -usłyszałam harde słowa wypowiedziane przez chłopaka prosto do mojego ucha.
Zagryzłam dolą wargę nie odzywając się. Kiwnęłam jednak twierdząco głową.
Staliśmy tak chwilę. Wsłuchiwałam się w oddech chłopaka.
- Odwieź mnie do domu. -powiedziałam kładąc dłoń na jego torsie.
Louis oddalił się ode mnie na krok, wziął z haczyka kluczyki od auta i wyszliśmy za zewnątrz. Chyba straciłam rachubę czasu. Chyba moja kłótnia z Harry'm trwała dłużej niż mi się zdawało... - na dworze było całkowicie ciemno. Brunet poprowadził mnie do swojego czerwonego auta, które stało na podjeździe. Chwilę potem siedzieliśmy w śroku jadąc w ciszy do mojego domu.
   Ostatnio mało czasu poświęcałam Caroline. Zaniedbałam ją? Owszem, tak. Więcej uwagi poświęciłam osobom z "innego świata". Harry, który wydawał się idałem, okazał się bezczelnym, bezuczuciowym chłopakiem. W dodatku zabójcą. Za dużo czasu poświęcałam jemu, naszemu związkowi, próbowałam zapomnieć o Jennifer i o tym, że ciągle żyję pod presją. W napięciu.
Chciałam, aby to zmieniło swoją kolej rzeczy. Nie chciałam, aby tak było dalej. Czy dać sobie z Harry'm spokój? Czy zakończyć nasz tak bardzo burzliwy związek? Nie. Chyba jednak nie jestem w stanie z tego zrezygnować. Postanowiłam, że dam sobie i jemu trochę czasu. Nic mnie nie pośpieszało. Nic ani nikt.
   Otworzyłam po cichu drzwi do mieszkania. Weszłam do środka i zdjęłam buty stawiając je obok innego obuwia. Było ciemno. Światło świeciło się tylko i wyłącznie w salonie. Tam też się skierowałam. Caroline siedziała na kanapie z kubkiem w ręku i przeglądała jakieś papiery. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko, zostawiając wszystko czym była zajęta na stole.
- Hej. -przywitałam się i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wymuszony uśmiech.
- Witaj, Cherrie -odpowiedziała mi dziewczyna. -Mam dla ciebie pewną wiadomość. Idź ogarnij się chwilę, przebierz i przyjdź do mnie. -uśmiechnęła się podekscytowana, a w jej oku pojawił się błysk.
Tak też zrobiłam. Przebrałam się w luźne dresy, męską za dużą o rozmiar koszulkę, włosy związałam w wysoki kok spinając grzywkę. Podczas każdej tej czynności do głowy cisnęło mi się miliony pytań, a w myślach dręczyły mnie słowa Harry'ego, obijające się bez przerwy w mojej głowie. Po kwadransie wróciłam do Caroline. Siadłam obok niej na kanapie i siegnęłam po jej kawę, która stała na szklanym stoliku. Upiłam  łyk.
- Co chciałaś? -spytałam.
- Dostałam list. Lis z propozycją pracy.
Zdezorientowana upuściłam kubek, który rozbił się na tysiące kawałeczków, zaś zawartość rozlała się naokoło.
Zrobiła coś, czego tak bardzo się obawiałam.
Zdecydowała.



Na wstępie, chciałabym przeprosić za to, że tak późno dodaję.
Miałam pewne poważne problemy osobiste, rodzinne oraz kompletny brak weny i grożącą mi jedynkę z chemii -__-"
Właśnie z tych powodów nie mogłam nic napisać oraz dodać.
Co do rozdziału, to nie jest najdłuższy, ale myślę że treść jest spoko.
Harry powiedział prawdę, reakcja Cherrie była wbuchowa, Lou po raz kolejny ją pocałował, zaś Caroline dostała pracę.
To, czy wyjedzie czy zostanie dowiecie się za 2-3 rozdziały ;)
I to będzie przełomowy moment.
Liczę na komentarze oraz to, że nie zapomniałyście o moim blogu :33